Czterokrotnie wzrósł w ciągu krótkiego czasu na Węgrzech popyt na lekarstwo, o którym rozniosła się wieść, że może pomagać na koronawirusa; przez to zdarza się, że nie mogą go dostać chorzy, którzy regularnie je przyjmują – podał w środę portal Index.hu.

Chodzi o lekarstwo zawierające chlorochinę. Było ono pierwotnie stosowane przeciwko malarii, ale w ostatnich latach jest przepisywane w przypadku przewlekłych autoimmunologicznych chorób zapalnych, na przykład reumatoidalnego zapalenia stawów.

Jeden z czytelników powiadomił portal, że codziennie musi przyjmować wspomniany lek jako terapię bazową, ale w tej chwili stał się on niedostępny. Według relacji czytelnika, był on w poniedziałek w 10 aptekach, ale nigdzie go nie dostał. W kolejnych 15 powiedziano mu przez telefon, że nie ma go na stanie i nie wiadomo, kiedy będzie dostępny.

Krajowy Instytut Farmacji i Żywienia potwierdził portalowi, że popyt na wspomniany lek wzrósł w marcu czterokrotnie i może się wydarzyć, że sporadycznie wyczerpią się zapasy. Instytut zapewnił jednak, że zaopatrzenie jest ciągłe i we wtorek właśnie dodarł do kraju nowy transport w wielkości odpowiadającej przeciętnemu miesięcznemu zapotrzebowaniu.

Gdy wybuchła w Chinach epidemia koronawirusa, wirolog z belgijskiego uniwersytetu w Leuven, Marc van Rast zasugerował, że lek ten może być skuteczny także przeciw tej chorobie, gdyż podczas testów w 2004 r. belgijscy naukowcy uznali, że może on być pomocny w leczeniu SARS, również wywoływanego przez koronawirusa.

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)