Dla Mińska tlący się Donbas jest korzystny, bo odwraca uwagę od Łukaszenki – mówi DGP białoruski analityk Andrej Paratnikau.
Andrej Paratnikau, białoruski analityk, dyrektor projektu Belarus Security Blog zajmujący się stosunkami międzynarodowymi w byłym ZSRR i polityką bezpieczeństwa fot. materiały prasowe / DGP
Białoruś niemal od początku angażuje się w rozmowy o konflikcie na Donbasie. Jak Mińsk postrzega wojnę i perspektywy jej zakończenia?
Specjalny status Donbasu z powodów wewnątrzukraińskich jest niemożliwy do realizacji. Szczególnie w definicji zaproponowanej przez Kreml. I to na Białorusi jest oczywiste. Jednak Mińsk zdaje sobie sprawę, że Wołodymyr Zełenski działa pod presją państw zachodnich. W Europie panuje pogląd, że z Władimirem Putinem można się porozumieć i należy iść na ustępstwa. Strategia władz ukraińskich wygląda tymczasem na próbę udowodnienia, że z Putinem nie można się porozumieć. Bo wciąż trwają ostrzały i giną ludzie. Z jednej strony Zełenski demonstrował gotowość do kompromisu. Z drugiej nie przekraczał pryncypialnych linii. Z białoruskiej perspektywy zgoda na specjalny status Donbasu oznaczałaby, że Rosja zyskuje poważny instrument wpływu na politykę wewnętrzną i zagraniczną Ukrainy. Istnieje oficjalne stanowisko Mińska w tej sprawie. Wypracowane jeszcze w 2014 r. Mówi ono, że nie powinno być żadnego autonomicznego statusu Donbasu, a wszyscy, którzy chwycili za broń, powinni najpierw zostać powieszeni, a dopiero później należy rozpocząć negocjacje.
Jakie są dziś relacje pomiędzy Alaksandrem Łukaszenką a Wołodymyrem Zełenskim?
Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że żadne. Prezydent Ukrainy na poważnie nie zajmuje się relacjami z Białorusią. Niemal całą uwagę skupia na relacjach z Rosją, USA i Europą Zachodnią. Kontakty polityczne i ekonomiczne są przy tym poprawne. Dla Białorusi Ukraina to drugi po Rosji partner handlowy. Równolegle mamy słabe relacje w sferze bezpieczeństwa. Między Kijowem i Mińskiem brakuje zaufania. Szczególnie między sektorami siłowymi.
Z czego to wynika?
Ukraińska generalicja postrzega białoruski sektor siłowy jako pełnomocnika Kremla. W Kijowie panuje przekonanie, że w tym obszarze Białoruś jest w pełni zależna od Rosji. Opinia służb specjalnych odgrywa dziś na Ukrainie ważną rolę, a te uważają, że białoruskie służby specjalne są po prostu filią odpowiedników rosyjskich. Niedawno były dowódca Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, minister obrony i premier tego kraju Jewhen Marczuk powiedział, że jak Rosja zechce uderzyć w Ukrainę z terytorium Białorusi, to wcale nie będzie pytała o zgodę Łukaszenki.
Na to nakładają się pretensje Mińska dotyczącego tego, że po 2014 r. Ukraina otworzyła swoją przestrzeń powietrzną dla działań wywiadowczych lotnictwa NATO. Mowa o maszynach bezzałogowych czy samolotach zwiadu, które regularnie latają wzdłuż ukraińsko-białoruskiej granicy i rejestrują aktywność w tym rejonie.
W Polsce Łukaszenka jest postrzegany jako polityk przydatny dla Kijowa w próbach uregulowania sytuacji na Donbasie. Rzeczywiście jest przydatny?
Pozornie. Do 2014 r. Łukaszenka miał realne możliwości lobbowania na Kremlu. Poprzez generalicję, rosyjską cerkiew prawosławną, komunistów, regionalne elity czy kompleks przemysłowo-wojskowy. To już jednak przeszłość. W 2014 r. białoruski prezydent jednoznacznie poparł Ukrainę. Na Kremlu zostało to dostrzeżone i zapamiętane. Generalnie Donbas jest postrzegany na Białorusi jako konflikt między dwoma państwami, a nie jak chciałaby tego Moskwa – jako wojna domowa. Panuje też przekonanie, że 2014 r. zmienił wszystko, a umowy z Rosją są warte mniej niż papier, na którym zostały spisane. Jest też zrozumienie, że Ukraina obecnie odciąga znaczną część uwagi od reszty przestrzeni postsowieckiej. Cała agresja Rosji w byłym ZSRR jest skupiona właśnie tam. W tym sensie Mińsk zainteresowany jest, aby konflikt się przeciągał. Bo to angażuje znaczną część zasobów Rosji. Co z kolei daje mniejsze pole do wywierania presji na innych graczy i pozwala na oddech. Donbas to taka walizka bez rączek.
W pewnym sensie na Donbasie dochodzi do kompromitacji doktryny tzw. rosyjskiego świata. To region upadły, którego tak naprawdę nikt nie chce.
Dla Rosji nawet Syria jest rosyjskim światem. W jednym z talk-show pojawiła się teza, że tam zaczęło się rosyjskie prawosławie. Kreml ma swoje własne koordynaty w tym temacie. Nie ma Putina polityka. Jest Putin piszący historię. Co stanowi poważny problem dla krajów, które sąsiadują z Rosją. Szczególnie dla byłych republik sowieckich. Format stosunków z nimi w dużej mierze oparty jest na schemacie relacji Rosji z separatystyczną Osetią Południową.
Dla Putina Białoruś to część rosyjskiego świata?
To raczej taka dziwna Rosja, która – jak tylko Kreml wyzwoli się od ważniejszych zadań – wróci do macierzy. Moim zdaniem Białoruś nigdy nie była dla Putina priorytetem. Jeden z dyplomatów rosyjskich wytłumaczył mi, o co w tym chodzi…
…rosyjscy dyplomaci zawsze powtarzają, że taka Białoruś, Ukraina czy Polska to sprawa drugorzędna. Że to nie jest dla nich priorytet.
Ukraina to inny temat. Państwo, które dało początek Rosji. Polska z kolei zawsze sprawia Kremlowi jakieś problemy. Jeśli zaś chodzi o Białoruś i jej drugorzędną rolę, to warto zauważyć, że z każdym rokiem w Federacji Rosyjskiej rośnie liczba obywateli, którzy wyznają islam. I są bardziej religijni niż prawosławni, którzy dwa razy w roku pojawiają się w cerkwi. To jest ludność, która ma potencjał do budowania atrakcyjnych mitów założycielskich. Taki Kadyrow nie pretenduje do roli lidera Czeczenii. On marzy o roli duchowego lidera świata islamu Kaukazu i dalej być może islamu na terenie całej Federacji Rosyjskiej. Kreml boi się politycznego islamu, jego konsolidacji i związków z patronami, takimi jak państwa Zatoki Perskiej. W tym sensie Białoruś ma znaczenie drugorzędne, jeśli nie trzeciorzędne.
Gdzie u Łukaszenki jest granica pomiędzy retoryką braterstwa z Rosją a ideą rosyjskiego świata?
Dla niego Białoruś to własny sułtanat. Sułtan wie lepiej i ma misję. Łukaszenka w żadnym razie nie postrzega państwa jako części rosyjskiego świata. Jest człowiekiem sowieckim. Stąd narracje o jedności słowiańskiej, które dotyczą Rosji, ale i Ukrainy czy też np. Serbii.
Białoruski sułtanat da się zwasalizować przez Kreml?
W odróżnieniu od Wiktora Janukowycza, Łukaszenka nie ucieknie. On będzie się trzymał władzy do końca. Nie myśli o zrzeczeniu się suwerenności. Póki co państwo odczuwa presję związaną z prywatnymi interesami części rosyjskich urzędników. Nie jest to presja systemowa. Rodzina czy też otoczenie byłego premiera Rosji Dmitrija Miedwiediewa w dużej mierze związane są z produkcją żywności. Właśnie takie kręgi biznesu rosyjskiego działają przeciw Białorusi. Chcą sprzątnąć konkurencję.
Kto wygrał grudniową bitwę o kształt relacji Mińsk – Moskwa? Łukaszenka czy Putin?
Zacznijmy od tego, że nikt nie chciał budować państwa związkowego. Rosja chce zachować pakiet kontrolny na Białorusi, ale nie zamierza inwestować w ten proces dużych pieniędzy. Kreml nie jest już w stanie dawać Łukaszence takich sum, jakie prezydent Białorusi otrzymywał do tej pory. Stąd gra na polu integracji.
Jakie są możliwości oddziaływania Kremla na Mińsk?
Białoruś jest państwem, w którym nie ma prorosyjskich partii. Jeśli są jacyś działacze tej opcji, to albo mówimy o ludziach niespełna rozumu, albo agenturze białoruskich służb. Jeśli Kreml chciałby prorosyjskiej partii, to białoruskie służby mogą ją oczywiście zbudować. Są w stanie znaleźć fajnych chłopaków, którzy taką rolę odegrają. Do niedawna taka sytuacja wystarczała Kremlowi. Dziś już nie. Putin chce zbudować realne instrumenty wpływania na politykę wewnętrzną. Wiele nauczyła ich Ukraina. Pokazała, że nie można wierzyć stałemu gadaniu o braterstwie. Że nie należy wierzyć w prorosyjskość polityków, którzy biorą z Moskwy pieniądze. To za mało. Właśnie kończy się tzw. renta gazowo-naftowa, która stanowi ok. 20 proc. dochodów do budżetu Białorusi. 18 proc. tego budżetu jest przeznaczane na obsługę długu zagranicznego. Ukryte bezrobocie stanowi obecnie 15 proc. Równocześnie powszechna i dostępna jest rosyjska propaganda, a najpopularniejszym politykiem pozostaje na Białorusi Władimir Putin.
Czy podczas zbliżających się wyborów prezydenckich na Białorusi można spodziewać się jakichś prób destabilizowania sytuacji ze strony Rosji?
Na pewno takie warianty analizują białoruskie władze. Zarówno administracja prezydenta, jak i MSW.
Czy Kreml dopuszcza wariant Białorusi bez Łukaszenki?
Na dziś nie. Kreml może popierać kogoś, kogo postrzega jako alternatywę. Nie chodzi jednak o to, by go doprowadzić na szczyty władzy, tylko o to, by był elementem presji na Łukaszenkę. Nawet jeśli taki polityk w czasie kampanii zginie w niewyjaśnionych okolicznościach, Kreml zyskuje. Bo ewentualne zabójstwo polityczne oddala Mińsk od Zachodu i zmniejsza pole manewru. Po takim wydarzeniu nie ma możliwości prowadzenia rozmów z Brukselą, Berlinem czy Waszyngtonem. Rosji zależy dziś na uzyskaniu czegoś na wzór pakietu kontrolnego na Białorusi. Jeśli miałoby dojść do zmiany władzy, Kreml będzie chciał mieć wpływ na proces sukcesji. Czyli jeśli będzie pięciu kandydatów na prezydenta, to najlepiej jakby wszyscy byli w jakiś sposób dogadani z Kremlem. Nazwiska są nieważne. Kluczowe jest to, aby ewentualna zmiana przeszła płynnie i bez narażenia na kompromitację idei integracji na terenie byłego ZSRR. Bo jeśli Moskwa źle obejdzie się z Łukaszenką, każdy przywódca w byłym ZSRR zapyta: „No dobrze, to kto następny?”.
Co zawiera minimalny pakiet kontrolny w odniesieniu do Białorusi?
W zasadzie on już dziś istnieje. To np. 40 proc. eksportu białoruskiego, które idzie do Rosji. To dwie trzecie przestrzeni informacyjnej, która pochodzi z Rosji, czy też wysoka popularność Putina…
Na ile lojalne wobec prezydenta są białoruskie sektory siłowe?
Całkowicie. Sektor siłowy nie widzi dla siebie scenariusza bez Łukaszenki. Tylko że w sytuacji kryzysowej może pojawić się problem psychologiczny z niezdolnością do strzelania do Rosjan. No bo jak to uzasadnić, gdy przez dwie dekady powtarzano im, że Rosja to sojusznik, a NATO wróg.