O nocnym e-mailu dyrektora programowego Radia Gdańsk w sprawie dwóch dziennikarzy szybko stało się głośno, bo był i głupi, i karykaturalnie pisowski. A przecież prawdziwa wartość tego wydarzenia leży w tym, że treścią paszkwilu przejął się sam jego autor!
Magazyn DGP 31.01.20 / Dziennik Gazeta Prawna
Nie sądzę, aby w Gdańsku doszło do wielkiego i trwałego nawrócenia. Nie żebym skreślał dyrektora, po prostu doświadczenie wskazuje, że system, w którym działają media publiczne – partyjnego łupu okrytego deklaracjami o wojnie chrześcijaństwa z pogaństwem – błyskawicznie wyprostuje człowieka, który się zawahał.
A gdyby się upierał, że źle zrobił, źle robiąc, to ulegnie wymianie na kogoś, kto etycznych wahań nie ma. Rządzącej ekipie chodzi o wieczne podtrzymywanie ognia wojny.
Ataki werbalne na ludzi, przesadzone i podłe, z daleka pachnące smrodkiem Marca ’68, nie są niestety żadnym ewenementem w życiu publicznym ostatnich lat. Wstyd z powodu wypowiedzianych przez siebie słów stanowi natomiast wyjątek niesłychanie rzadki. Gdyby tak z gdańskiego dyrektora chcieli brać przykład wydawcy wielu mediów i ich szefowie! Doczekalibyśmy się przeprosin za bezceremonialne, „chamskie”, jak powiedziałby Jarosław Kaczyński, wywalenie z roboty Dariusza Rosiaka, przeprosin w ogóle za to, jak rządzą kolejni nieudacznicy publicznym radiem.
Doczekalibyśmy się, że wydawcy i prowadzący TVP Info sami wytarzaliby się w smole i w pierzu (bo w tym przypadku, zgódźmy się, same przeprosiny by nie wystarczyły). Doczekalibyśmy się Zbigniewa Ziobry w pokutnej szacie stojącego trzy dni w śniegu pod gmachem Sądu Najwyższego, procesji płaczących niezguł z Polskiej Fundacji Narodowej i nawet paru biskupów klęczących na grochu. Rzecz jasna do takich aktów przyzwoitości dopuścić nie wolno! Przecież gdybyśmy tak się zaczęli na prawicy zachowywać, do władzy dojdzie PO i, bardzo prawdopodobne, postkomunistyczny gender.