Oskarżenie i obrona przedstawiły swoje racje w sprawie impeachmentu prezydenta.
Wyznaczeni przez przewodniczącą Izby Reprezentantów Nancy Pelosi demokratyczni kongresmeni przez trzy dni uzasadniali na forum Senatu akt oskarżenia przeciwko głowie państwa. Skupili się na tym, że Donald Trump jest – jak to kilkukrotnie nazwano – zagrożeniem dla demokracji. Jerry Nadler, który jako szef komisji sprawiedliwości izby prowadził śledztwo w sprawie nadużyć w Białym Domu, stwierdził, że prezydent rządzi jak dyktator. Z kolei demokratyczny senator Adam Schiff krytykował kolegów z Partii Republikańskiej za to, że nie są zainteresowani materiałem dowodowym i że z góry założyli, iż będą głosować za uniewinnieniem Trumpa.
W ten sposób demokraci z Izby Reprezentantów chcieli wymusić na senatorach powołanie nowych świadków. Kierownictwo klubu republikańskiej w większości jest temu pomysłowi przeciwne i chce jak najszybciej zakończyć procedowanie nad impeachmentem. W sobotę zespół prawników Donalda Trumpa rozpoczął prezentację swojej argumentacji. Od początku podawali oni w wątpliwość tezę, że Trump próbował naciskać na Ukrainę, by zdobyć materiały obciążające Joego Bidena, który wyrasta na głównego rywala republikanina w nadchodzących wyborach prezydenckich.
Pełnomocnicy Białego Domu Pat Cipollone i Michael Purpura zauważyli, że główni świadkowie w przesłuchaniach impeachmentowych Izby Reprezentantów oparli swoje zeznania raczej na przypuszczeniach i zgadywaniu niż na tym, czego byli pewni i co mogli usłyszeć od prezydenta. Zaatakowali też kongresmena Schiffa za to, że ten w swoim przemówieniu próbował parodiować rozmowę telefoniczną Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim z 25 lipca. Podczas niej miało dojść do szantażu: gospodarz Białego Domu uzależniał pomoc wojskową od kwitów na Bidena.
Reakcja senatorów na argumenty oskarżenia i obrony podzieliła się dość przewidywalnie według przynależności partyjnej. Republikanie chwalili prawników Trumpa, a demokraci powtarzali, że adwokaci prezydenta tylko wzmacniają ich postulat przesłuchania dodatkowych świadków, aby precyzyjnie wyjaśnić intencje głowy państwa.
Jednak bez względu na to, jak skończy się procedura impeachmentu – a dziś możemy być niemal pewni, że wyrok skazujący nie zapadnie – Trump i Partia Republikańska spędzą następne dziewięć miesięcy do wyborów, czekając z niepokojem, co jeszcze wyjdzie na jaw w sprawie ukraińskiej. Biały Dom podejrzewa, że demokraci mają więcej dowodów na to, że doszło do naruszenia prawa i że zamiast używać ich podczas procesu, pozwolą na to, by w trakcie kampanii wyborczej pojawiały się nowe sprawy. Ameryka czeka na wersję wydarzeń byłego szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego Johna Boltona, który w trakcie afery był bardzo blisko prezydenta. Polityk ten powiedział niedawno, że chętnie odpowie na pytania kongresmenów, jeżeli zostanie oficjalnie do tego wezwany przez jedną z komisji Izby Reprezentantów.
O zapleczu Trumpa coraz chętniej opowiada Lew Parnas, urodzony w Odessie biznesmen i bliski współpracownik Rudy’ego Giulianiego, prawnika zatrudnianego przez prezydenta do prowadzenia nieoficjalnej, równoległej polityki zagranicznej. Człowiek ten został w październiku 2019 r. aresztowany w Waszyngtonie i usłyszał zarzut niezgodnego z prawem finansowania zagranicznych podmiotów. To, co niedawno powiedział Parnas telewizji CNBC, rzuca większe światło na aferę. Według współpracownika Giulianiego gospodarz Białego Domu inspirował naciski na Zełenskiego od razu po zaprzysiężeniu prezydenta Ukrainy. Dowodem na to mają być SMS-y i rozmowy na jednym z komunikatorów, w których współpracownicy prezydenta wymieniają się uwagami na ten temat.
Kilkunastu prokuratorów, którzy pracowali nad sprawą Watergate, w tym główny oskarżyciel Richard Ben-Veniste, napisali artykuł dla „Washington Post”, w którym stwierdzili, że są dość mocne dowodów na to, iż Donald Trump popełnił przestępstwa. I że senatorowie, ignorując to, udowadniają, że mają koniunkturalne intencje. Podają, że dowody można połączyć w kilka grup: 1. oświadczenia i wypowiedzi samego Trumpa; 2. ustalenia z raportu Roberta Muellera badającedo rolę Rosji w wyborach w 2016 r.; 3. stenogram rozmowy Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim; 4. odmowa Białego Domu przedstawienia dokumentów, których zażądały komisje Izby Reprezentantów; 5. informacje, że Trump wymuszał na Zełenskim decyzje sprzeczne z interesem państwowym.