Konfederacja zagraża PiS. Są badania pokazujące, że mogę odebrać wyborców urzędującemu prezydentowi. Zaostrzenie retoryki u Dudy ma zapobiec odpływowi elektoratu PiS.
Jedzie pan do Auschwitz?
Kiedy?
27 stycznia, na uroczystości 75. rocznicy wyzwolenia obozu.
Nie zastanawiałem się nad tym.
Przecież chce pan być prezydentem Polski.
Jest pani pierwszą osobą, która tego typu pomysł mi podsuwa, więc nic więcej nie powiem. Muszę to skonsultować. Poważny temat. Nie do komentowania na gorąco. Trzeba przeanalizować program uroczystości, zastanowić się, czy miałbym szansę zabrać głos.
A z jakiej racji? Tam będzie przemawiał prezydent Andrzej Duda.
Akurat prezydent Duda powinien w takim miejscu zachować się neutralnie.
Był pan w Auschwitz?
Oczywiście. Moja znajoma z Młodzieży Wszechpolskiej była zaangażowana w stowarzyszenie, które upamiętniało więźniów obozu.
Polaków?
Tak.
Dziś rozmawiałam z byłym więźniem obozu w Auschwitz. Był kapo.
Jakiej narodowości?
Polak. To ma jakieś znaczenie?
Oczywiście. Ma znaczenie to, jakiej narodowości byli oprawcy.
Auschwitz – co to za miejsce dla pana?
Miejsce bardzo tragicznych wydarzeń z czasów okupacji niemieckiej.
Siedziba Gestapo w warszawskiej Alei Szucha to też miejsce tragicznych wydarzeń.
Auschwitz to również muzeum państwowe.
Jaka jest według pana definicja antysemityzmu?
Czy to ma jakieś znaczenie, co ja uważam za antysemityzm?
Jest pan narodowcem.
Moim zdaniem ten termin ma dwa znaczenia. Pierwsze, ścisłe, to postawa widocznej nienawiści do osób narodowości żydowskiej czy też przynależących do judaistycznych wspólnot wyznaniowych. To też artykułowanie wypowiedzi, postulatów, programów na podstawie tej nienawiści. To rodzaj obsesji, która prowadzi do teorii spiskowych, że za wszystkim stoją Żydzi i dopatrywania się u wszystkich przedstawicieli życia publicznego żydowskich korzeni.
Sprawdził pan swoje?
Nie muszę. Znam rodowód swojej rodziny. Jestem z Zielonej Góry.
To ziemie odzyskane, zaludnione głównie przez ludzi z Kresów.
Moi przodkowie pochodzą z dawnych województw stanisławowskiego i tarnopolskiego. Przymusowe wypędzenia z kresowych ziem, masowe transporty. Nikt na szczęście nie ucierpiał w czasie rzezi wołyńskiej. Nigdy dotąd w sferze publicznej do rodzinnych historii nie nawiązywałem.
Dlaczego?
Nie chciałem, żeby mój stosunek do Ukraińców i Ukrainy był postrzegany przez pryzmat doświadczeń rodzinnych, które na szczęście nie były bardzo tragiczne. Ale pytała pani o antysemityzm… Jest także jego drugie znaczenie, bardziej poprawne politycznie. Według niego każda opinia krytyczna wobec jakichś elementów kultury żydowskiej czy żydowskiej myśli politycznej, polityki Izraela albo międzynarodowych organizacji żydowskich staje się antysemicka.
I w związku z tym pan jest antysemitą.
O tym, kto jest antysemitą, decydują kręgi żydowskie, które kogoś stygmatyzują. Ja dotychczas nie byłem chyba obiektem zainteresowania kręgów żydowskich.
Ma pan u siebie w Konfederacji Grzegorza Brauna.
Zawsze starałem się wypowiadać umiarkowanie na te tematy żydowskie, bo wiem, że to sprawy delikatne. Uważam jednak, że w tym drugim kontekście antysemityzm jest instrumentem walki propagandowej wykorzystywanym w sferze publicznej przez siły pozytywnie nastawione do państwa Izrael i do kręgów żydowskich.
Czyli jakie?
Poza oficjalnymi strukturami społeczności żydowskiej w Polsce mamy cały ekosystem mediów, organizacji pozarządowych i instytucji naukowych czy kulturalnych, w których postawa proizraelska i filosemityzm są dobrze widziane, wręcz wymagane. Przez lata temu środowisku nadawała ton przede wszystkim „Gazeta Wyborcza”.
Ustawa o IPN narobiła sporo zamieszania.
Nie zdążyła, bo została pozakonstytucyjnie „zamrożona”. Zamieszania narobili Żydzi, którym się to prawo nie podobało.
Nie wszyscy. Rozmawiałam z Sewerynem Aszkenazym, wpływowym Żydem, któremu się podobała, więc proszę nie generalizować.
Jeślibym tego nie robił, to nie mógłbym wypowiedzieć żadnego ogólnego zdania. Kiedy wspomniałem coś o Amerykanach albo Ukraińcach, to pani nie protestowała, że generalizuję.
Mówił pan o amerykańskich organizacjach żydowskich, a nie Amerykanach.
Wypowiedziałem fakt, że zamieszania narobili Żydzi, którym się ta ustawa nie podobała. A wypowiedzenie faktu nie może być czymś, co nas krępuje.
Czyli PiS przygotował dobry projekt ustawy?
Nie. Sposób jej napisania, brak materiałów, które by tłumaczyły, jaki będzie jej efekt, brak informacji po angielsku. Do tego termin wprowadzenia – to wszystko wyglądało jak sabotowanie własnego projektu. I to sprawiło, że na poziomie międzynarodowym nakręciła się histeria. Zaczęto kolportować informacje, że historycy będą zamykani w więzieniach. Nie mogło się to wszystko potoczyć gorzej. Cały czas się zastanawiam, czy to brak profesjonalizmu PiS, czy dywersja. A jeszcze temu wszystkiemu towarzyszył propagandowy materiał TVN na temat rzekomych urodzin Hitlera pod Wodzisławiem Śląskim.
Sugeruje pan, że ten reportaż był manipulacją.
Trudno sądzić inaczej, skoro spora część ekipy występująca w tym reportażu związana jest z TVN.
Chyba dwie osoby – dziennikarka i operator, którzy przeniknęli do grupy neonazistów.
A przejaw neonazizmu ma polegać na przyrządzeniu tortu z wafelkami ułożonymi w swastykę? To wszystko wygląda jak komedia na poziomie serialu „Allo, Allo”.
A pan, rozumiem, wie, jak to powinno wyglądać. Pamiętam zdjęcia, również takie, na których pan jest. Pana koledzy zostali na nich uwiecznieni, jak w najlepsze heilują.
Śledzę doniesienia medialne, raporty ruchów antyfaszystowskich, raporty policyjne i wiem, że środowiska neonazistowskie działają w zupełnie inny sposób, a mianowicie organizują zamknięte koncerty, ściągając kapele z zagranicy. Koncerty, które zresztą ABW inwigiluje, a policja rozbija.
Jak się nazywał ten zespół? Twierdza? Na którego koncercie bawili się w 2001 r. członkowie Młodzieży Wszechpolskiej i heilowali?
Teraz mówię nie o zespołach narodowo-katolickich, tylko o neonazistowskich.
A jaka jest różnica? I tu się heiluje, i tu się heiluje.
Neonazistowskie koncerty mają międzynarodową publiczność, są zamknięte. Policja, ABW inwigilują te kręgi, niekiedy je rozbijają. Co więcej, środowisko neonazistów w dużej mierze przenika się ze środowiskiem przestępczym. Można powiedzieć, że nabrało biznesowego charakteru. Niektórzy liderzy są uwikłani czy to w handel narkotykami, czy to w prowadzenie agencji towarzyskich. I jeszcze raz podkreślę, że to, co pokazał TVN, ma się nijak do tego, jak wygląda środowisko neonazistowskie w Polsce.
Dlaczego wcześniej pan o tym nie mówił?
TVN nie zaprosił mnie do komentowania tej sprawy. Więcej, próbował nasze środowisko powiązać z tym wydarzeniem. Siła opiniotwórcza takich mediów jak TVN jest ogromna, a nasza, wówczas skromnej partii pozaparlamentarnej, niewielka.
Przecież wystąpił pan w „Tańcu z gwiazdami”, co znaczy, że musiał pana zaakceptować dyrektor programowy TVN Edward Miszczak. Ba, musiał nawet polubić. Mógł pan do niego zadzwonić.
Nigdy nie zadzwoniłem z prośbą o pomoc.
Szkoda, może by pan w ten sposób uratował choć trochę wizerunek Ruchu Narodowego.
Nie sądzę, by ktokolwiek z managementu TVN zaangażował się w zbliżanie się tej stacji do standardu pełnej rzetelności dziennikarskiej.
Teraz pan przesadza i obraża.
Nie, przedstawiam swoją ocenę. Uważam, że TVN nieprzypadkowo przygotowuje pewne materiały o wymiarze propagandowym. Zetknąłem się z tym kilkukrotnie. Reporterzy stacji przygotowywali materiały również o moim środowisku, używając metod infiltracji, tajnego nagrywania.
To normalne. Oficjalnie przed kamerami nikt by nie wykonywał takich gestów. Zdjęcia Młodzieży Wszechpolskiej pochodzą z prywatnych imprez, a nie oficjalnych sesji.
Zapraszam panią na spotkanie Młodzieży Wszechpolskiej. To ludzie młodzi, ideowi, zaangażowani społecznie. Jestem gotów panią zaprosić na spotkania integracyjne, by mogła się pani wyzbyć uprzedzeń.
Na „pięć piw” chyba.
Warto podyskutować na luzie, wyjść poza stereotypy, które nawet najlepszemu dziennikarzowi potrafią zaburzyć obraz.
Zdjęcia, które robiliście, pokazując hitlerowskie gesty, to stereotypy czy fakty?
Mam kilkunastoletnie doświadczenie w pracy z dziennikarzami, którzy podchodzą do nas niechętnie. Dopiero jak nas bliżej poznają, okazuje się, że zaczynają widzieć, że jesteśmy zwykłymi ludźmi, zaangażowanymi, mającymi poglądy. Jestem gotów, jeśli pani zechciałaby poznać i polubić środowisko narodowe, wykonać tę pracę również z panią.
Panie pośle, nie zajmuję się lubieniem polityków.
Więc możemy się ograniczyć do poznania naszego środowiska, co bywa pomocne w pracy dziennikarza. Niestety media w Polsce są wobec nas stronnicze.
Gdyby były zdjęcia heilujących chłopaków z PO czy PiS sprzed 15 lat, to media też by je pokazywały.
Czy pani postrzega całą PO przez pryzmat osób, które w niej były i robiły różne przekręty?
Wielokrotnie mówiłam i pisałam na temat polityków wszystkich opcji, którzy robili przekręty. A pan, widzę, chce hołubienie nazizmu przyrównywać do, dajmy na to, „afery taśmowej”.
To są sprawy sprzed 20 lat. Dla mnie dawno zamknięte. Myślę, że nie da się tego wytłumaczyć inaczej niż głupotą i radykalizacją, jaka występuje niekiedy w młodzieżowych środowiskach ideowo-politycznych. Czasami ludzie nie zdają sobie sprawy ze znaczenia gestów. Wszędzie, we wszystkich krajach młodzież się wygłupia. I jeszcze te wygłupy uwiecznia. Nie ma co przesadnie dramatyzować. I nie mam w tej sprawie nic do dodania.
Potępia pan?
Tak.
Przeprasza pan?
Nie mogę przepraszać za coś, czego nie robiłem. Przeprosiny to indywidualna sprawa każdego człowieka. Myślę też, że takie medialne nagabywanie jest zawsze w złym stylu.
W tych czasach pan się politycznie kształtował.
Nie, wygłupy nie kształtują.
Młodzież Wszechpolska pana ukształtowała.
To była przede wszystkim formacja intelektualna i działalność społeczna. A rozmowa z panią tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że w polskich mediach są podwójne standardy: jak jest robiony wywiad z narodowcem, to zawsze zostanie zapytany o rzeczy stawiające środowisko narodowe w złym świetle. Natomiast, jeśli jest robiony z pisowcem czy platformersem, to takie pytania z zasady nie padają.
Media źle pana traktują?
Traktują mnie, moich kolegów, w znacznie ostrzejszy sposób niż innych polityków.
TVP Jacka Kurskiego także pana nie zaprasza.
Bo zagrażamy PiS. Są kalkulacje, sondażowe badania, które pokazują, że mogę odebrać część wyborców urzędującemu prezydentowi. Zaostrzenie retoryki u prezydenta Dudy ma zapobiec odpływowi elektoratu z PiS. TVN zresztą też mnie nie zaprasza do zwykłych codziennych komentarzy politycznych.
Konrad Piasecki co tydzień zaprasza kogoś z Konfederacji. Pana nie, bo może jest pan za mało wyrazisty, a do tego radykalny?
Nie jestem radykalny. Raczej umiarkowany, o poglądach narodowo-konserwatywno-wolnościowych.
Wyjście z UE to radykalizm. Prezydent Duda powiedział, że nie będą nam w obcych językach narzucali, jak mają być prowadzone polskie sprawy.
To emocjonalne wystąpienie było wewnętrznie sprzeczne. Z jednej strony prezydent akcentuje, że sami powinniśmy układać sprawy naszego kraju, ale zaraz dodaje, że, oczywiście, jesteśmy zwolennikami obecności w UE. Trzeba zachować elementarną logikę. Popieranie Traktatu Lizbońskiego oznacza zaakceptowanie tego, że Trybunał Sprawiedliwości UE może ingerować w nasz porządek prawny. Myślę, że prezydent Duda robi to, co większość naszych polityków: nie dba o spójność wypowiedzi, tylko artykułuje to, co wychodzi z sondaży. A sondaże mówią, że Polacy chcą być w UE i jednocześnie nie chcą, żeby Unia miała wpływ na to, co się dzieje w kraju.
A pana wyborcy nie chcą być w Unii.
To w większości eurosceptycy, ale różnych gatunków. Od takich, którzy akceptują obecność we Wspólnocie, ale nie chcą, by integracja się pogłębiała, po takich, którzy chcieliby, żeby Unię opuścić. Uważam, że Polska dobrze by sobie radziła poza Unią, utrzymując z zachodnią Europą relacje handlowe i korzystając z obecności w NATO. Uważam też, że w interesie krajów samej Wspólnoty jest utrzymanie z nami relacji polityczno-gospodarczych, co daje dobrą podstawę do wynegocjowania traktatu handlowego w przypadku opuszczenia UE.
Pan proponuje polexit.
Ruch Narodowy przedstawił pogląd na ten temat już w zeszłym roku w dokumencie „Polexit – bezpieczne wyjście awaryjne”. Jednocześnie jestem realistą i wiem, że mamy jeden z najwyższych współczynników poparcia dla obecności w UE. Na razie jesteśmy zablokowani medialnie w tej sprawie. Ani prorządowe, ani antyrządowe stacje telewizyjne nie tłumaczą Polakom np., że podwyżki cen prądu wynikają z polityki Brukseli wymierzonej w polską energetykę. Jedni zwalają na PiS, drudzy na PO, a nie na regulacje unijne. Sądzę, że na zbudowanie szerokiego poparcia dla odzyskania suwerenności i ułożenia współpracy europejskiej na nowo potrzeba minimum 15 lat.
Teraz będziecie zbijać polityczny kapitał na przeciwstawianiu się żądaniom restytucji mienia pożydowskiego stawianym przez amerykańskie organizacje
żydowskie.
Już wiemy, że Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie wystąpiło o przesłanie akt IPN dotyczących mienia pożydowskiego w Polsce, że organizacje te będą naciskać na Warszawę. Uważam, że zastosowanie określenia restytucja mienia w stosunku do polityki roszczeń majątkowych ze strony amerykańskich organizacji żydowskich jest manipulacją. Restytucja to przywrócenie stanu pierwotnego. A nigdy na naszych ziemiach nie było takiego stanu, aby jakieś amerykańskie organizacje żydowskie miały tu szeroką własność.
W Radomsku przed wojną grubo ponad połowa nieruchomości należała do Żydów, którzy zostali wymordowani w czasie II wojny światowej. I o to mienie chodzi amerykańskim organizacjom żydowskim.
To nie restytucja, to transfer mienia, mówiąc kulturalnie.
A niekulturalnie?
Zabór, przywłaszczenie, próba kradzieży. Musimy wszystkie próby zaboru ze strony amerykańskich organizacji żydowskich odrzucić. Tak jednoznacznie, by ich przedstawiciele mieli pewność, że nic nie wskórają.
Jakieś ponadpartyjne rozmowy pan w tej sprawie prowadzi?
Widzimy ogromny strach u polskich polityków. Do tego poprawność polityczną. Na manifestacji przed ambasadą amerykańską, na którą przyszło 10 tys. Polaków, nie widziałem innych polityków poza Konfederacją, jednym z Prawicy Rzeczpospolitej i jednym z Kukiz'15.
Może lepiej, żeby to nie pan i pana koledzy, narodowcy, się tym tematem zajmowali, bo tylko pogorszycie sprawę.
Opinia o nas za granicą nie może determinować naszych działań, to po pierwsze. A po drugie, polityka siedzenia cicho jak mysz pod miotłą prowadzi do porażki, a nie do sukcesu. To, czego się domagamy, to jasna postawa rządu w sprawie ustawy 447, zwanej też JUST Act. Właściwym gestem byłoby uchwalenie przez Sejm ustawy Stop 447, do tego opublikowanie noty dyplomatycznej wypowiadającej deklarację terezińską, zaakceptowaną milcząco w 2009 r. przez rząd PO-PSL.
O czym mówi ta deklaracja?
O obowiązku zadośćuczynienia za mienie bezdziedziczne. Tę całą sytuację należy przeciąć, robiąc to, co rząd PiS chciał osiągnąć 2017 r., ale się wystraszył – czyli uchwalając dużą ustawę reprywatyzacyjną regulującą wreszcie kwestie własnościowe. Jestem oczywiście realistą, natomiast chodzi również o to, żebyśmy my, jako polscy obywatele, sami mieli jasność, co jest czyje. Oczywiście, bierność rządu w sprawach reprywatyzacyjnych czy nacisku na Polskę w sprawie roszczeń majątkowych jest podstawą do tego, byśmy artykułowali jasne stanowisko i przedstawiali się jako siła, która lepiej będzie bronić polskiej racji stanu. To jest zauważane także zagranicą. W prasie izraelskiej pojawiły się informacje, że siły takie jak Konfederacja łapią wiatr w żagle, że im bardziej organizacje żydowskie naciskają na Polskę, tym bardziej polskie społeczeństwo się budzi.
Budzi się? Chyba tym bardziej jest podzielone?
Podziały w życiu społecznym są naturalne.
Zauważył pan, ile ogólnych zdań już dziś pan powiedział?
Tak, uważam, że takimi ogólnymi tezami dobrze jest polemizować z pewnymi mitami poprawności politycznej, np. że podziały zawsze są złe. To dziwne, że ludzie wyznają taki pogląd i jednocześnie popierają Unię Europejską, której jedną z głównych wartości jest różnorodność.
Coś źle pan rozumuje – różnorodność to nie podział, tylko zgoda.
Życie społeczne nigdy nie będzie zgodne we wszystkich sprawach. Ważne jest, żeby była sprawna władza, która pozwala ludziom żyć we względnej harmonii i pokoju.
Wyborcy Konfederacji to w większości mężczyźni.
W dwóch trzecich.
Politycy ugrupowania to też mężczyźni.
Jest kilka kobiet, ale to mniejszość. Kobiety mniej interesują się polityką.
Nie dopuszczacie ich do niej.
Promujemy wręcz. Jeszcze mniej interesują się odgrywaniem roli liderów. Kobiety bardziej odczuwają obciążenia wynikające z publicznej obecności, z konfliktów. Część kobiet ma też wrażenie, że wchodząc w role przywódcze, traci coś z części swojej kobiecości.
Maciej Giertych, kiedyś pana autorytet, pisał, że kobiety powinny być matkami i siedzieć w domu.
Nie jest to pogląd szczególnie oryginalny. Po to, żeby nasza populacja przetrwała, to kobiety muszą być matkami, a mężczyźni ojcami. Natomiast z tym siedzeniem w domu to niepotrzebna uwaga.
Planuje pan ojcostwo?
Oczywiście. Każdy mężczyzna, który nie ma powołania do kapłaństwa, powinien myśleć o ojcostwie.
A do czego pan ma powołanie?
Sądzę, że do pracy społecznej i polityki. Ale po 2007 r. zastanawiałem się, czy nie układać sobie życia zawodowego gdzieś indziej. Pracowałem w Fundacji Republikańskiej, byłem redaktorem, byłem w Radzie Programowej TVP. Poznałem środowisko dziennikarskie, medialne, filmowe. Niektórzy mnie namawiali, żebym próbował coś robić w telewizji.
Żeby został pan prezenterem?
Tak.
Pogody?
Nie, żebym prowadził programy publicystyczne. Zastanawiałem się nad tym, ale postanowiłem wrócić do polityki.
Mimo wszystko jest pan najmniej kontrowersyjnym liderem Konfederacji, a przez to najbezpieczniejszym kandydatem partii na prezydenta.
Do Ruchu Narodowego przystąpiło bardzo wiele osób, również w średnim i starszym wieku, z ciekawym doświadczeniem zawodowym. Nie zrobiliby tego, gdyby nie byli pewni, że propozycja RN jest poważna.
Janusz Korwin-Mikke robi sobie jaja, Braun jest skrajnie radykalny, a pan pozuje na miłego chłopaka.
Nie pozuję. Jestem uprzejmy. Tak zostałem wychowany, że okazuję szacunek także ludziom, z którymi się nie zgadzam. Uważam, że to dobry standard naszej kultury. To nie jest żadna strategia.
Strategia Konfederacji.
Odbyły się prawybory. W ostatniej rundzie głosowań wygrałem z Grzegorzem Braunem zaledwie dwoma punktami procentowymi.
Korwin-Mikke mówi, że Braun byłby lepszym kandydatem niż pan.
Innym razem mówił, że to ja jestem najlepszym kandydatem na prezydenta.
Chce pan powiedzieć, że JKM jest niezrównoważony, niestabilny?
Jego metodą popularyzowania myśli konserwatywnej i liberalnej są kontrowersyjne, wyostrzone wypowiedzi, kontrowersyjny styl budujący popularność.
To nie jest żadna popularyzacja myśli…
Proszę powiedzieć, że to nie jest popularyzacja myśli, tysiącom młodych osób zafascynowanych myślą Korwin-Mikkego.
Mogę powiedzieć, co JKM sądzi o pedofilii. Że „lekka pedofilia nie jest szkodliwa społecznie”, że „z pedofilią mocno się przesadza”, że „dotykanie przez mężczyznę (byle, oczywiście, bez nadmiernego natręctwa) raczej rozbudza (w dziewczynkach – red.) kobiecość i pomaga niż szkodzi; również uodpornia na podobne zaloty w przyszłości”. Mogę coś jeszcze o debilach, niepełnosprawnych dzieciach... Nie wstyd panu, że jest pan z nim w jednym ugrupowaniu?
Nigdy nie byłem korwinistą. Natomiast cenię prezesa za to, że, używając metafory z Matriksa, podaje tak wielu osobom tę czerwoną pigułkę pozwalającą dostrzec prawdę i wyjść z pewnych schematów politycznej poprawności. Ale widzę, że pani w ogóle nie ukrywa swojej niechęci do niego?
Pan akceptuje człowieka pochwalającego pedofilię? Pan akceptuje człowieka mówiącego o tym, że trzeba się pozbyć dzieci niepełnosprawnych? Pan jest katolikiem.
Katolicka nauka społeczna zobowiązuje nas do dbania o dobro wspólne, także w warunkach demokratycznych. To prowadzi do współpracy, do koalicji. W kwestii niepełnosprawnych to w Konfederacji wszyscy jesteśmy pro-life.
Tak? To też JKM: „Jeżeli ojciec ma płacić alimenty, powinien mieć prawo decyzji, czy dziecko zabić, czy nie”. I to nie jest zdanie wyrwane z kontekstu, tylko wywód polityka, którego pan ceni.
Nigdy nie słyszałem tej wypowiedzi. Nie sądzę, aby była prawdziwa. Ale wielokrotnie mówiłem, że nie zgadzam się z niektórymi kontrowersyjnymi poglądami JKM. Prezes, mówiąc swoje kontrowersyjne rzeczy w mediach, świadomie prowokuje. To realista i umysł matematyczny. Zauważył po prostu, że współczesne media kierują się głównie sensacją, a wizerunki medialne liderów żyją swoim życiem.
O ludziach mówię, o elektoracie.
Pani mówi o politykach, o osobowościach medialnych. Zna pani takie pojęcie jak symulakry?
Nie znam.
To pojęcie, które wyraża to, że wizerunki publiczne osób czy zjawisk w dużej mierze odrywają się od realnie istniejących rzeczy. I teraz dochodzimy do metody Korwina, która polega na tym, żeby obejść blokadę mediów lewicowych i liberalnych i nadać poglądom konserwatywnym i wolnościowym sensacyjną formę. Skutkiem tego jest jego 97-proc. rozpoznawalność.
A pan ma jaką?
Podobno około 50-proc.
Ożeni się pan przed wyborami?
12 lat temu przeżyłem szczyt swojej popularności, kiedy to serwisy plotkarskie i tabloidy interesowały się moim życiem. I wyciągnąłem z tego taki wniosek, że nie jest dobrze mieszać życia publicznego z prywatnym.
Potrzebna jest panu żona do kampanii prezydenckiej?
Obecnie zajmuję się organizacją komitetu i sztabu wyborczego.
Szymon Hołownia, także chcący powalczyć o urząd prezydenta, powiedział, że o kandydowaniu najpierw porozmawiał z żoną.
Musimy być ostrożni wobec ludzi, którzy przedstawiają się jako katolicy, a deklarują postawy rozmijające się z katolicką nauką. A to jest przypadek pana Hołowni.
Z narzeczoną pan porozmawiał czy nie?
Zaznaczyłem, że spraw publicznych i prywatnych nie mieszam.
Kiedy pan zacznie mieszać?
Nie zacznę. Jestem wytrwały w postanowieniach. A kampania prezydencka jeszcze się nie zaczęła. Czekamy na ogłoszenie daty wyborów. A tak naprawdę będziemy mogli mówić o kampanii, kiedy sympatycy Konfederacji zbiorą 100 tys. podpisów. Będziemy mieć na to półtora miesiąca.
Po co pan się tak się kryguje z tą żoną?
Proszę o następne pytanie.
Ściema?
Miałem wiele propozycji z prasy kolorowej, żeby pójść na współpracę i robić ustawiane materiały. Nie skorzystałem z nich.
Za pieniądze czy za darmo?
Prasa kolorowa uważa, że walutą jest sama publikacja. Odmawiałem. Chcę budować swój wizerunek jako poważnego lidera politycznego, nie kogoś, kto goni za pojedynczą publikacją za cenę odsłonienia prywatności. Etap, kiedy wziąłem udział w „Tańcu z gwiazdami”, uważam za zamknięty.
Nie wygrał pan w tym turnieju.
Ale też nie przegrałem. Odpadłem w połowie edycji. Trenowałem bardzo ciężko.
Wcześniej w młodości trenował pan gimnastykę artystyczną.
Akrobatykę sportową, a to zupełnie co innego. Proszę nie mylić. Natomiast każdy sport jest dobry. Zachęcam innych do jego uprawiania. Sport wzmacnia charakter i ciało. A to jest to, czego potrzebujemy. Ludzie w cywilizacji zachodniej coraz bardziej rozleniwieni dobrobytem zapominają o takich podstawowych sprawach, jak dbanie o kondycję. Teraz muszę już iść na głosowanie, ale jeśli pani chce tę rozmowę kontynuować i wydobyć ze mnie jeszcze jakieś kontrowersyjne deklaracje, to możemy się później spotkać.
Magazyn DGP z 24 stycznia 2020 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Gdzie? Tu, w tym pokoiku sejmowym?
Tak, przydzielono nam ten pokój daleko na końcu korytarza, w skrzydle senackim. Tamte reprezentacyjne pokoje, o których się mówi, że są „na marmurach”, podobno bardziej należą się PiS i Platformie.
Lewica też jest na marmurach.
Tylko my tu na uboczu. A wokół zwykli urzędnicy, zwykli pracujący Polacy, dzięki którym cała machina legislacyjna może jakoś funkcjonować.