Władze Iranu dotychczas żarliwie zaprzeczały, jakoby samolot ukraińskich linii lotniczych został zestrzelony. Teraz jednak przyznały się do błędu – ku wściekłości Irańczyków, którzy czują się oszukani.
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że śmierć generała Ghasema Solejmaniego odwróciła uwagę Irańczyków od trudności gospodarczych wywołanych sankcjami i skanalizowała ich gniew przeciw Stanom Zjednoczonym (niektórzy eksperci nawet mówili, że na tym polegał błąd Trumpa). Teraz jednak karta się odwróciła, a w kilku miastach publiczne zgromadzenia ku czci ofiar katastrofy przekształciły się w protesty przeciw władzy.
„Solejmani to zabójca, a jego lider też jest zabójcą”, głosił jeden z transparentów w stolicy kraju podczas sobotnich protestów, rozpędzonych przez siły porządkowe. „Nasz wróg jest tu, na miejscu. Kłamią, kiedy mówią, że to Ameryka jest wrogiem” – to inny napis z wiecu przed jednym z teherańskich uniwersytetów. „Przeproś i złóż urząd” – grzmiał na witrynie internetowej umiarkowany dziennik „Etemad”, kierując te słowa do odpowiedzialnych za tragedię, w której śmierć poniosło 176 osób, w większości Irańczyków (wielu z podwójnym obywatelstwem).
Protestujących nie uspokoił fakt, że władze zaczęły bić się w pierś. „Islamska Republika Iranu wyraża głęboki żal z powodu strasznego błędu. Wewnętrzne dochodzenie w siłach zbrojnych wykazało, że do katastrofy ukraińskiego samolotu i śmierci 176 niewinnych osób doszło w wyniku ludzkiego błędu” – napisał na Twitterze prezydent Hasan Rouhani. „Kiedy dowiedziałem się, co właściwie się stało, wolałem umrzeć” – mówił na konferencji gen. Amirali Hadżizadeh, dowódca lotnictwa Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.
– Generał Hosejn Salami powiedział nam, że wolałby siedzieć feralnego dnia na pokładzie boeinga 737 i umrzeć razem z pasażerami tego samolotu – byle tylko uniknąć wstydu, z jakim staje dzisiaj przed irańskim narodem – relacjonował agencji Fars spotkanie za zamkniętymi drzwiami irańskich parlamentarzystów z dowódcą Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej poseł Ahmad Alireza Beigi.
Irańczycy są wściekli nie tylko dlatego, że w katastrofie zginęło wielu rodaków („strzelacie do swoich ludzi w niebie, strzelacie do swoich ludzi na ulicach”, skomentował działania władz jeden z użytkowników Twittera), ale przede wszystkim, że władze przez kilka dni szły w zaparte.
Szef odpowiadającej za bezpieczeństwo lotnicze agencji w Iranie Ali Abedzadeh tuż po tragedii nazwał scenariusz z zestrzeleniem „nielogiczną plotką”. Generał Hadżizadeh starał się wczoraj tłumaczyć zaprzeczanie tej teorii jako działanie władz podług najlepszej wiedzy, która po prostu nie była jeszcze pełna. – To bardzo trudny czas dla rządzących Iranem. Stoją przed poważnym problemem wizerunkowym: nie tylko starali się ukryć prawdę, lecz także dali plamę, jeśli idzie o zarządzanie kryzysowe – powiedział anonimowo agencji Reuters były przedstawiciel irańskich władz.
W mediach społecznościowych można było wczoraj zobaczyć materiały wideo świadczące o tym, że władze wolą dmuchać na zimne i nie chcą dopuścić do nadmiernego rozlania się protestów, rozstawiając siły porządkowe w ważniejszych punktach Teheranu.