W każdej kampanii pojawia się temat debat. Tego, czy warto je robić; czy są wartością dodaną dla wyborców, czy tylko mają być okazją do wizerunkowych sztuczek dla polityków. Zapewne potrzebne są i takie, i takie. Te duże telewizyjne pozwalają błysnąć (lub wprost przeciwnie) przed wyborcami.
Te mniejsze, kameralne pozwalają skonfrontować kandydatów na posłów z konkretnymi problemami. Taka jest wartość dodana debat, które razem z RMF organizujemy i transmitujemy. Pozwalają one wyjść poza główne narracje rywalizujących ugrupowań i dopytać o kwestie, których partie nie eksponują. Problem kredytów frankowych czy cen energii to dwie sprawy, których rozwiązanie może rzutować na przyszłość naszej gospodarki. O obie pytaliśmy na ostatniej debacie.
Dzisiejsze orzeczenie TSUE w sprawie frankowiczów może się okazać sporym kłopotem dla rządzących. Jak wynikało z debaty, gdyby to opozycja wzięła władzę, inicjatywę w sprawie kredytów frankowych przejąłby Sejm. Izabela Leszczyna z Koalicji Obywatelskiej proponowała powrót do projektu ustawy, którą PO zgłosiła w końcówce swoich rządów. Była ona rodzajem kompromisu między postulatami kredytobiorców walutowych a bankami.
– Bank trochę traci, frankowicz trochę traci, ale frankowicze nie są w lepszej sytuacji niż złotówkowicze. Nie wyobrażam sobie innego rozwiązania – mówiła. Lewica z kolei chce iść dalej. – Należy spełniać te obietnice, na które Polki i Polacy czekają, m.in. obietnicę prezydenta Dudy. Chodzi o prawo, które (…) przewalutuje te kredyty po kursie, który jest sprawiedliwy – podkreślał Dariusz Standerski. Tyle że nie wyjaśnił, co oznacza pojęcie sprawiedliwy kurs.
Innym obecnym w debacie tematem były ceny prądu. Rząd w zeszłym roku podczas kampanii wyborczej do samorządów przygotował ustawę zamrażającą ceny energii. Jak wynika ze słów Leszka Skiby reprezentującego PiS w debacie, na razie rząd zamierza trzymać się dotychczasowej linii. – Na dniach pan minister Tchórzewski będzie miał bardzo dobrą wiadomość dla wszystkich. Na pewno będzie na tyle dobra, że nie będzie żadnych wątpliwości, że te ceny pozostaną na takim poziomie – mówił. Tyle że to działanie, które na dłuższą metę może okazać się nie do utrzymania. Bo ktoś koszt musi ponosić – klienci, spółki energetyczne lub budżet, o ile zgodzi się Bruksela. Alternatywą jest otwarcie się na import tańszej energii, ale obecny rząd jest niechętny, tłumacząc to kwestią suwerenności energetycznej. Od odgórnego regulowania cen energii odżegnuje się Koalicja Obywatelska. – Nie będziemy tego robić, bo polityka centralna skończyła się tak naprawdę upadkiem PRL-u i bankructwem PRL-u. Cała sytuacja z zamrożeniem cen energii jest w gruncie rzeczy wymyślona przez PiS po to, żeby uspokoić ludzi, ceny prądu w domach wzrosną bez względu na to, kto wygra wybory – mówiła Izabela Leszczyna.
Na pewno na dłuższą metę kwestie energetyczne będą decydowały o przyszłości polskiej gospodarki. Ideą rządu jest, by podwyżkami wymusić większą innowacyjność, ale jeśli pracę ludzi mają zastępować maszyny, to firmy potrzebują taniej energii, najlepiej tańszej niż u naszych konkurentów.