Rządowy program kartek żywnościowych ratuje 45 mln Amerykanów przed głodem. I tworzy miejsca pracy w usługach i rolnictwie.
Prawie 55 lat po wprowadzeniu przez prezydenta Lyndona B. Johnsona wszechstronnego programu Great Society (wielkie społeczeństwo), który miał poprawić kondycję życia Amerykanów w obszarach takich jak zdrowie, wyżywienie czy edukacja, 15 proc. społeczeństwa pozostaje poniżej granicy ubóstwa. Tyle samo, ile na początku działania programu. Różnica jest w liczbach – 15 proc. to teraz 46,5 mln osób, w tym 16,1 mln dzieci. Oraz w wydatkach. W czasach Johnsona koszty pomocy społecznej stanowiły około jednej trzeciej wydatków rządu federalnego, dziś to już ponad dwie trzecie. Ameryka zdaje się przegrywać wojnę z biedą.
Tymczasem propozycja budżetu na 2020 r. autorstwa Białego Domu zakłada gigantyczne, warte 220 mld dol. cięcia w programie Supplemental Nutrition Assistance Program (SNAP), czyli Programie Wspierania Żywienia, potocznie zwanym kartkami żywnościowymi (food stamps). Wspierają go w tym pomyśle republikanie z obydwu izb Kongresu, dla których rozwinięte projekty społeczne, takie jak ten oraz Medicare (świadczenia medyczne dla seniorów), są obciążeniem dla amerykańskiej gospodarki i promują rozleniwianie się ludzi. Z drugiej strony mający przewagę w Izbie Reprezentantów demokraci będą jak lwy food stampów bronić, bo ich zdaniem jest to niezbędna pomoc humanitarna, a jeszcze do tego pobudza produkcję.
Najnowsze badania przeprowadzone na zlecenie obecnego, wyznaczonego przez Trumpa kierownictwa Ministerstwa Rolnictwa zdają się potwierdzać narrację Partii Demokratycznej. Według wynajętych przez resort ekonomistów program SNAP od 2007 r. był jednym z ważniejszych narzędzi w walce z recesją. A przede wszystkim uchronił przed głodem białą, wiejską Amerykę z położonych w Appalachach stanów, takich jak Zachodnia Wirginia czy Kentucky. To bastion ludu trumpowskiego.
Badacze policzyli, że każde 22 tys. dol. wydane z fiskusa na kartki żywnościowe między 2001 a 2014 r. pozwoliło stworzyć i utrzymać jedno miejsce pracy. Głównie w usługach. Wymiana bonów na jedzenie w małych i średnich sklepach spożywczych na prowincji pozwoliła im się rozwijać i zatrudniać ludzi, kiedy stopa bezrobocia była wyjątkowo wysoka. W sumie dzięki SNAP powstały trzy miliony etatów w różnych obszarach gospodarki (oprócz handlu detalicznego m.in. w transporcie i w rolnictwie), o wiele więcej niż w drodze rządowych inwestycji w infrastrukturę czy kontrakty zbrojeniowe.
Poza tym w ciągu dwóch pierwszych lat prezydentury Donalda Trumpa dystrybucja food stampów przez rząd federalny pozwoliła uchronić przed radykalnym ubóstwem 45 mln osób. To o trzy miliony więcej niż w 2016 r. Eksperci zdefiniowali ponadto zjawisko „pułapki biedy”. Chodzi o to, że dużo rodzin ma za wysokie dochody, aby zakwalifikować się do pomocy, ale za niskie, aby były samowystarczalne. Niewielki wzrost przychodów powoduje wypadnięcie z programu SNAP. Ironia polega na tym, że ten wzrost jest na tyle niewielki, że nie poprawia sytuacji gospodarstwa domowego i rodziny nadal nie stać na opłacenie wszystkich koniecznych rachunków.
Czy Kongres, tak jak chciałby tego Biały Dom, obetnie pieniądze na kartki żywnościowe? Sprzeciw republikanów znajduje się raczej w sferze deklaracji niż w praktyce. Bo ograniczanie programów pomocowych zawsze skutkuje utratą wyborców. Republikanie proponują cięcia socjalnych programów w projektach budżetów, nie ponosząc jednak odpowiedzialności za ich egzekucję, albowiem wiedzą, że ich propozycje koniec końców nie zostaną zaakceptowane.
Kartki żywnościowe mają natomiast jeden skutek uboczny: powodują, że Ameryka uzależnia się od śmieciowego jedzenia. W założeniu osoba, która otrzymuje bony, idzie do sklepu, wydaje je na warzywa, nabiał, mięso, wraca do domu i przygotowuje posiłki dla siebie i rodziny. Nie tylko nie może kupić alkoholu, ale także przygotowywanych i sprzedawanych na miejscu kanapek i fast foodów. Tyle że te wyjątkowo ogólne reguły Ministerstwa Rolnictwa doprowadziły sektor rynku obsługujący bony do sytuacji dalekiej od tego wyobrażonego modelu.
Wprawdzie osoba uprawniona do korzystania ze SNAP nie może kupić w sklepie gotowej kanapki, ale nie ma regulacji zabraniającej kupna całego wózka mrożonek. Nie dlatego, że osoby biedniejsze wyjątkowo zasmakowały w mrożonych specjałach – raczej dlatego, że kupno świeżych warzyw i innych nieprzetworzonych produktów jest droższe, SNAP nie daje zniżek ani nie gwarantuje preferencyjnych cen na zdrowsze i niezbędne dla zdrowego żywienia produkty. I wreszcie: sklepy przyjmujące kartki to nie organiczne delikatesy. I choć nikt nie zabrania kupna produktów lepszej jakości – nawet jeśli korzystający z programu mieliby wystarczająco dużo środków i zapału, nie byłoby to takie proste.