Stolica Niemiec radykalnie ogranicza wolnorynkowe zasady najmu mieszkań. Władze miasta zakazały właścicielom 1,5 mln mieszkań podnosić ich czynsz.
Tydzień temu senat Berlina przyjął założenia ustawy o zamrożeniu na pięć lat wysokości czynszów mieszkań przeznaczonych na wynajem. Choć ustawa ma być gotowa do końca roku i wejść w życie na początku 2020 r., to de facto hamulec działa już teraz. Ustawa od 18 czerwca, czyli od momentu ogłoszenia decyzji przez rządzących, funkcjonuje z mocą wsteczną. Za jej naruszenie grożą kary nawet do 500 tys. euro. Rynek mieszkaniowy należy w Niemczech do kompetencji krajów związkowych. W Berlinie rządzi koalicja socjaldemokratów, skrajnej lewicy i Zielonych. Inicjatywa zamrożenia czynszów wyszła ze strony Lewicy, partii najbardziej krytycznej wobec zasad wolnego rynku. Z powodu narastającej presji mieszkańców, wniosek poparli także pozostali koalicjanci.
Nad Szprewą już samo znalezienie mieszkania w ostatnich latach stało się poważnym wyzwaniem. Kolejki szukających lokum ciągną się zazwyczaj od drzwi wolnego lokalu aż po ulicę. Mieszkań zaczęło brakować, bo Berlin od dekady przeżywa boom na wielu płaszczyznach. W stolicy swoje centra zaczęły lokalizować międzynarodowe koncerny tworzące kolejne miejsca pracy. Jednocześnie miasto przyciąga coraz większe masy turystów z całego świata, którzy cenią je za alternatywny klimat i paradoksalnie wciąż względnie tanie koszty noclegu i wyżywienia.
Turyści spowodowali, że część prywatnych właścicieli zaczęła przekształcać swoje mieszkania na apartamenty na wynajem, które można zarezerwować np. za pomocą internetowej platformy AirBnB. Z większego zainteresowania Berlinem zaczęły korzystać także kontrolujące rynek wynajmu spółdzielnie i koncerny notowane na giełdzie mieszkań jak Dagewo, Deutsche Wohnen czy Vonovia. Firmy, widząc stale rosnącą liczbę osób przybywających do Berlina, zaczęły systematycznie podnosić czynsze. Na przestrzeni niespełna dekady czynsze w każdym segmencie mieszkań wzrosły o ok. 50 proc.
Aktualne ceny wynajmu, które przekraczają w Berlinie 12 euro za 1 mkw., ale wciąż są relatywnie niskie w porównaniu ze środkami, które na mieszkanie trzeba wyłożyć w innych europejskich stolicach. Z minimalnie wyższymi cenami musi liczyć się osoba chcąca zamieszkać w Warszawie. W zestawieniu z najdroższymi miejscami do życia w UE, jak Paryż czy Londyn, Berlin wciąż jest kilkukrotnie tańszy.
Jednocześnie stolica RFN ma długą tradycję bycia „biednym, ale seksownym” – jak walory miasta opisał 15 lat temu ówczesny burmistrz, socjaldemokrata Klaus Wowereit. Na mapie miasta wciąż można odnaleźć komuny, które w poprzednich dekadach przejmowały pustostany w pozbawionych przemysłu dzielnicach metropolii. Dlatego, choć naprawdę wysokie czynsze są problemem bogatych miast jak Frankfurt, Hamburg czy Monachium, to właśnie Berlin stał się miejscem największych demonstracji lokatorskich w Niemczech, które doprowadziły do bezprecedensowej decyzji o zamrożeniu czynszów.
Władze Berlina chcą też ustawowo uregulować maksymalną wysokość opłat czynszowych. Obecni i nowi lokatorzy będą mogli więc wnioskować o zmniejszenie czynszu, jeśli kwota na umowie przekroczy dany limit, choć Senat nie podał jeszcze konkretnych granic. Zamrożenie nie obejmie natomiast mieszkań socjalnych, które i tak charakteryzują się mniejszymi stawkami za wynajem. Zamrażarka ominie również nowe budownictwo, co nie przeszkadza organizacjom zrzeszającym deweloperów bić na alarm. „W przyszłości każdy zastanowi się dwa razy, czy inwestować w Berlinie, czy może lepiej gdzie indziej” – przestrzega w wydanym oświadczeniu Centralny Komitet Nieruchomości.
Inną taktykę przyjęła firma Deutsche Wohnen, która w Berlinie posiada najwięcej, bo ponad 115 tys. mieszkań. W weekend władze firmy wydały oświadczenie, że od lipca same zamierzają wprowadzić własny hamulec czynszowy, tak aby opłaty nie przekraczały 30 proc. budżetu domowego wynajmujących dany lokal. Berliński potentat, najbardziej krytykowany za stałe podnoszenie stawek, przyjął prospołeczne oblicze, gdyż po ogłoszeniu decyzji Senatu jego akcje straciły momentalnie 15 proc. wartości.
Plany władz Berlina dołączają do – i tak już długiej – listy kwestii, które dzielą koalicjantów rządzących w Niemczech. Chadecy z CDU krytykują zbędny ich zdaniem interwencjonizm i podkreślają potrzebę zmniejszenia biurokracji, co pozwoli na szybszą budowę nowych mieszkań. Jednocześnie berliński eksperyment chwalą najważniejsi politycy socjaldemokracji. „Jeśli nie chcemy warunków takich jak w Londynie, gdzie nawet prawnicy i lekarze mieszkają we wspólnych mieszkaniach, bo nie stać ich na własne, musimy coś z tym zrobić” – przekonywał na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Olaf Scholz, wicekanclerz i minister finansów z SPD.