Mamy nowego ministra edukacji i stary problem – co zrobić, by edukacja przestała być częścią partyjnej walki. Upartyjnienie sporów merytorycznych nie przyniosło ani znaczącej poprawy służby zdrowia, ani żadnej poprawy sądownictwa. Partyjny spór, który napędza naszą demokrację, szkole też nie pomaga.
/>
Mamy nierealne papierowe programy, które wyprodukowali eksperci Dobrej Zmiany. Mamy przedziwną niechęć tych specjalistów do programów, nauczycieli i pomocy dydaktycznych, które sprawdziły się w XXI w., za to wielką sympatię do programów i podręczników z wieku XX.
Mamy też pustosłowie, które przykrywają patriotyczne frazesy podszyte krytyką antypatriotycznej rzekomo działalności wiadomych i wrogich Polsce ośrodków z PO. Mamy program wychowawczy oparty na klepaniu formułek i program wychowywania nauczycieli poprzez inspekcję i wizytację. Jako zawodowego nauczyciela nieraz irytowały mnie działania władz oświatowych – w moim odczuciu z zasady samozwańczych, które uparcie starają się władać, zamiast koordynować. Ale jeszcze nigdy po 1989 r. ich upór nie był tak smutny w swoich efektach w zestawieniu z cienkością warstwy intelektualnej podbudowy towarzyszącej wymuszanym zmianom.
Jeżeli chodzi o walkę partii politycznych, to można powiedzieć tyle: jest paskudna, ale niejako wpisana w model demokratyczny. Widać, że werbalna agresja popłaca, że pieniądz gorszy wyparł lepszy i że tylko największy marzyciel może mieć wciąż nadzieję na odwrócenie tego procesu. Natomiast wprowadzanie podobnych reguł do działania szkolnictwa otwarło drzwi do chaosu. Na papierze wszystko będzie, jak to w Polsce, na piątkę. Ład, porządek i terminowe wykonanie planu. W realu zakwitną w tej duchocie pleśń i grzyby. Rzecz jasna, na pleśń i grzyby są środki – dialog, realne współdziałanie władz oświatowych z nauczycielami, wspólne podejmowanie decyzji, a przede wszystkim wiara tych władz w to, że edukacja w Polsce jest powszechna, a nie partyjna, „narodowa”, nie „naszej narodowej partii”.
Minister, który do takiej zmiany by w edukacji doprowadził, zasłużyłby na medal, tyle że polityk, który chciałby i umiałby to zrobić, akurat na takie stanowisko nie zostanie powołany.