Nawet 2 mln obywateli UE mogło mieć problem z oddaniem głosu na kandydatów do PE.
Pozarządowa organizacja New Europeans, która zajmuje się kwestiami praw człowieka i swobodnego przepływu osób na terenie Unii Europejskiej, interweniowała już podczas poprzednich wyborów do Parlamentu Europejskiego w sprawie dyskryminacji części elektoratu. – Brytyjska komisja wyborcza zobowiązała się wówczas do polepszenia warunków głosowania następnym razem, ale tego nie zrobiła. W tym roku już w połowie kwietnia sygnalizowaliśmy potencjalny problem, bo już było wiadomo, że eurowybory się odbędą, ale władze w Londynie z opieszałością zabrały się za ich organizację. Apelowaliśmy, by formularze konieczne do potwierdzenia prawa do głosowania były dostępne w lokalach wyborczych, tak się jednak nie stało – mówi Roger Casale, szef New Europeans, a także były laburzystowski poseł, dziś działacz proeuropejskiej partii Change.
Jego zdaniem pokrzywdzonych w ten sposób mogło zostać w sumie 2 mln obywateli Unii Europejskiej, w tym Brytyjczycy mieszkający na kontynencie. Casale zbiera też podpisy pod petycją do rządu Theresy May, aby ta wszczęła publiczne dochodzenie w sprawie nieprawidłowości. Na razie poparło go 120 tys. osób.
–Naruszono nie tylko artykuł 45, ale też artykuł 20 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, mówiący o tym, że wszyscy obywatele państw Unii Europejskiej mieszkający w danym kraju mają identyczne prawa wyborcze jak osoby w nim urodzone. To są zobowiązania, które trzeba traktować poważnie. Lekceważenie ich dowodzi słabości prawa europejskiego, gdy staje ono w sprzeczności z prawem krajowym – mówi Eleni Frantziou, specjalistka od prawa konstytucyjnego z Durham Law School. Potwierdza przy tym, że każdorazowe stwarzanie przeszkód w postaci dodatkowych procedur, niepotrzebnych formularzy albo – w radykalnym przypadku – odmowy dopisania do listy to ewidentna dyskryminacja, złamanie art. 20. A to są podstawy do tego, by pójść do sądu.
Pomimo nadużyć i dyskryminacji już wiemy, że wybory nie zostaną powtórzone. Pokrzywdzonym pozostaje walka w sądzie o finansowe zadośćuczynienie. Oczywiste jednak jest to, iż obcokrajowcy mieszkający w Wielkiej Brytanii głosują na partie zasadniczo przeciwne brexitowi, dlatego pozbawienie ich możliwości głosowania bezpośrednio szkodzi przede wszystkim Liberalnym Demokratom.
Brytyjczycy byli z kolei dyskryminowani we Francji. W kraju tym trzeba się było zarejestrować na liście wyborczej do 31 marca. Ale decyzja o tym, że Wielka Brytania pozostaje w Unii i że Brytyjczycy też będą uczestniczyć w wyborach do Parlamentu Europejskiego nowej kadencji, zapadła 11 kwietnia. Po tym terminie obywatele Zjednoczonego Królestwa mieszkający we Francji złożyli w Radzie Stanu, czyli najwyższej instancji sądownictwa administracyjnego, pozew, w którym poskarżyli się na dyskryminację i pogwałcenie artykułu 20 Traktatu o Unii Europejskiej.
Sędziowie go odrzucili, tłumacząc, że graniczna data 31 marca była dla wszystkich obywateli UE mieszkających we Francji taka sama i że w związku z tym nikogo nie dyskryminowano. – Ten werdykt jest dowodem na bardzo słabe rozumienie prawa traktatowego, ale przede wszystkim dowodzi niechęci wobec instytucji Unii Europejskiej we Francji i jej lekceważenia w kontekście prawa francuskiego – mówi DGP Sebastian Platon, ekspert od prawa publicznego z Uniwersytetu w Bordeaux.