Koncepcja, aby walczyć ze wszystkimi jednocześnie, robi się nieaktualna. Nowy pomysł: teraz skupić się na Chinach, a resztę – Japonię, Meksyk i UE – zostawić na później.
KTO SPRZEDAJE NAJWIĘCEJ SMARTFONÓW NA ŚWIECIE / DGP
Świadczyć o tym może przede wszystkim decyzja Donalda Trumpa, aby decyzję o ewentualnym nałożeniu ceł na import samochodów z Unii Europejskiej i Japonii przesunąć o pół roku. Według Przemysława Kwietnia, głównego ekonomisty z X-Trade Brokers, to bardzo dobre wieści dla Europy. – Taka decyzja podjęta teraz byłaby gwoździem do trumny dla i tak przeżywającego kłopoty europejskiego przemysłu – ocenia ekspert. Dosłownie dwa dni przed tą decyzją unijna komisarz do spraw handlu Cecilia Malmstrom oskarżyła Trumpa o stosowanie w rozmowach handlowych „prawa dżungli”. Nagle sytuacja dość istotnie się zmieniła, i to na lepsze.
Kolejne zaskoczenie z ostatnich dni to informacje o rychłym zawieszeniu opłat celnych na stal i aluminium importowane do Stanów Zjednoczonych z Meksyku i Kanady. Prezydent Trump, ogłaszając ten nietypowy dla siebie komunikat, dodał, że ma nadzieję, iż amerykański Kongres szybko ratyfikuje nowy układ o wolnym handlu pomiędzy państwami Ameryki Północnej.
Kanada i Meksyk wycofują się z podjętych przez siebie kroków odwetowych i również wyrażają nadzieję na rychłe wejście w życie nowego paktu.
Ale coraz poważniejszą sytuację mamy na linii Waszyngton – Pekin. Amerykański atak na firmę Huawei pojawia się po kilku dniach coraz bardziej niepokojących doniesień zarówno mediów zachodnich, jak i prasy chińskiej o tym, że rozmowy handlowe między USA a Chinami są w impasie. Po podniesieniu przez Amerykanów taryfy celnej na towary z Państwa Środka z 10 do 25 proc. Chiny wprowadzą 1 czerwca swoje cła na towary z USA warte 60 mld dol. rocznie. Amerykanie nie ukrywają tego, że przygotowują już cła na nowy zestaw dóbr wartych ponad 300 mld dol. rocznie. W tym samym czasie chińska prasa donosi, że Pekin jest zniechęcony i przestaje być zainteresowany jakimikolwiek nowymi rozmowami z Amerykanami, co sprawia, że sytuacja robi się jeszcze trudniejsza.
Mamy więc stary konflikt celny, który nie został rozwiązany, a nawet narasta, a do tego pojawia się problem z Huaweiem. Zdaniem Marka Rogalskiego, analityka z Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska, atakowanie konkretnych firm może być dla gospodarki nawet bardziej szkodliwe niż wojna celna, bo może otwierać nową przestrzeń dla konfliktu – uderzanie w tzw. łańcuchy dostaw. W zglobalizowanej gospodarce takimi logistyczno-produkcyjnymi łańcuchami powiązanych są tysiące firm w wielu krajach.
Poprawa relacji Stanów Zjednoczonych ze strefą euro, Kanadą i Meksykiem wcale więc nie musi oznaczać generalnej zmiany polityki USA. – Wojna handlowa na wszystkich frontach na nieco ponad rok przed wyborami prezydenckimi oznaczałaby niemal pewną światową recesję i mogłaby po prostu pogrążyć szanse Trumpa na reelekcję. Zamykając fronty, przynajmniej na razie, z ważnymi partnerami nie tylko handlowymi, lecz także politycznymi, Trump daje sobie więcej przestrzeni na twardy konflikt z Chinami – uważa Przemysław Kwiecień.
Z polskiego punktu widzenia kluczowa dziś jest decyzja o odłożeniu w czasie cła na samochody ze strefy euro. Polska odgrywa dość istotną rolę cenionego dostawcy w europejskiej branży motoryzacyjnej. Cło dotyczące akurat samochodów z pewnością dotknęłoby także naszej gospodarki. Ale nasilenie konfliktu z Chinami również może do nas dotrzeć. Wprawdzie zapewne z większym opóźnieniem, ale jeśli jego efektem będzie globalne spowolnienie gospodarcze, to Polsce też niezwykle trudno będzie go uniknąć.