Niemieckie partie lewicowe otwarcie krytykują kapitalizm. Skrajne postulaty kolektywizacji czy wywłaszczania wchodzą do debaty publicznej.
Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się za mniej niż 20 dni. To jednak nie przyszłość Wspólnoty dominuje na pierwszych stronach niemieckich gazet. Kevin Kühnert, 29-letni szef Jusos, młodzieżówki Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), jednym wywiadem zadbał, aby kraj zaczął debatować na temat możliwości „kolektywizacji” prywatnych przedsiębiorstw. „Bez kolektywizacji nie uda się przezwyciężyć kapitalizmu” – powiedział Kühnert w ubiegłym tygodniu dziennikarzom „Die Zeit”.
Działacze Jusos są tradycyjnie o wiele bardziej na lewo niż „dorośli” członkowie SPD. „To dla mnie mniej ważne, czy obok nazwy BMW będzie stało «zakład państwowy» czy «zakład spółdzielczy» (…). Decydujące jest, żeby podział zysków był kontrolowany demokratycznie” – precyzował swoją wizję. Na dokładkę Kühnert nawiązał do kryzysu na rynku mieszkaniowym i dorzucił, że „każdy powinien posiadać maksymalnie tylko to mieszkanie, w którym sam mieszka”.
Taki atak pod adresem wolnego rynku spotkał się z dużą krytyką wśród partyjnych kolegów. Sigmar Gabriel, były szef SPD, wicekanclerz i minister spraw zagranicznych, zarzucił młodszemu koledze populizm, a jego ego przyrównał do ego prezydenta Donalda Trumpa. Pojawiły się nawet głosy namawiające do wyrzucenia Kühnerta z SPD. Konserwatywni publicyści i politycy zarzucili urodzonemu w 1989 r. politykowi brak elementarnej wiedzy na temat opłakanych skutków kolektywizacji na terenie wschodnich Niemiec w czasach NRD.
Kühnert, nie bacząc na krytykę, przypomniał, że w programie SPD wciąż wśród nadrzędnych celów ugrupowania wymieniona jest budowa „demokratycznego socjalizmu”, a jego postulaty z tym celem współgrają. Młody polityk zdaje sobie sprawę, że za swoje słowa jest równie mocno krytykowany, co podziwiany.
Badania sondażowni Civey wskazują, że 40 proc. wyborców socjaldemokratów popiera postulaty „kolektywizacji” prywatnych koncernów. Dziennikarze „Der Spiegel”, którzy śledzą kampanie wyborcze niemieckich partii, zauważają, że to nie szefowa partii Andrea Nahles czy główna kandydatka do Parlamentu Europejskiego Katarina Barley są głównymi gwiazdami wyborczych wieców. Najwięcej oklasków zbiera właśnie Kevin Kühnert.
Dyskusja wokół „kolektywizacji” następuje zaraz po równie gorącej debacie wokół możliwości wywłaszczenia mieszkań. Te w Niemczech w dużym stopniu należą do notowanych na giełdzie wielkich koncernów. To wynajem, a nie kupno mieszkań jest dominującym modelem w Niemczech. Dlatego szybujące od lat w górę czynsze spowodowały, że przedsiębiorstwa znalazły się na celowniku mieszkańców.
Początkowo o wywłaszczaniu mieszkań należących do prywatnych przedsiębiorstw wspominały tylko niewielkie organizacje walczące o prawa lokatorskie. Zupełnie nową dynamikę dyskusji nadał Robert Habeck, szef Zielonych. Jego ugrupowanie od dłuższego czasu zajmuje w sondażach drugą pozycję po CDU ze stałym poparciem ok. 20 proc. Habeck podkreślił, że wywłaszczanie jest w nadzwyczajnych sytuacjach zgodne z konstytucją. „Byłoby absurdem, gdybyśmy używali tego tylko do budowania nowych autostrad, ale nie do radzenia sobie z szerzącym się niedoborem mieszkań” – przekonywał na łamach „Die Welt”.
Zarówno postulaty Kühnerta, jak i Habecka nie mają w najbliższej przyszłości szans na realizację. Choć boom na Zielonych trwa, to partia jest w opozycji i nie ma wpływu na decyzję rządu. Z kolei Kühnert jako szef młodzieżówki ma partyjny mandat do prowokowania nowych dyskusji, ale już partyjne władze SPD związane są umową koalicyjną z CDU. A ta oparta jest na wielu kompromisach, które pozwalają socjaldemokratom i chadekom tworzyć wspólny rząd z kanclerz Angelą Merkel na czele.
Mimo to duży rezonans, jaki antykapitalistyczne postulaty polityków lewicy wywołują w społeczeństwie, skłonił już przedstawicieli Zielonych, SPD i Die Linke (Lewica) do zorganizowania spotkania sondującego możliwość przyszłej współpracy. Programowo łączy te partie o wiele więcej niż obecnych koalicjantów.
Obecny sojusz rządzący w kraju opiera się przede wszystkim na mocnej pozycji, jaką w niemieckim społeczeństwie cieszy się Angela Merkel. Jednak po ustąpieniu z funkcji szefowej CDU jej wpływ na krajową politykę się zmniejsza, a jej następczyni Annegret Kramp-Karrenbauer przesuwa partię na bardziej konserwatywne pozycje.
Czekając zatem na zmierzch opartej na konsensusie ery kanclerz Merkel, partie coraz bardziej starają się odzyskać swój własny charakter.