Kreml wycofuje się z kluczowego porozumienia rozbrojeniowego . Podobną decyzję podjął wcześniej prezydent Stanów Zjednoczonych
Władimir Putin poinformował w sobotę, że Rosja zawiesiła swój udział w traktacie o likwidacji sił jądrowych średniego zasięgu (INF). Jednak to nie on pierwszy wycofał się z umowy. Dzień wcześniej zapowiedział to Donald Trump. Stany Zjednoczone na początku grudnia dały Kremlowi 60-dniowe ultimatum na powrót do przestrzegania jego postanowień. Według Pentagonu Moskwa weszła w posiadanie nowych pocisków średniego zasięgu.
– Amerykańscy partnerzy oświadczyli, że zawieszają swój udział w umowie. My również ją zawieszamy – powiedział Putin podczas transmitowanego przez TV spotkania z ministrami spraw zagranicznych i obrony. I zapowiedział rozpoczęcie prac nad stworzeniem nowych pocisków, w tym naddźwiękowych. Obiecał, że Rosja nie zwiększy budżetu na nową broń i nie będzie jej używać, jeśli nie zrobią tego USA.
Traktat INF został zawarty w 1987 r. między prezydentem USA Ronaldem Reaganem a sekretarzem generalnym KC KPZR Michaiłem Gorbaczowem. Dotyczył całkowitej likwidacji arsenałów rakietowych pocisków balistycznych pośredniego (IRBM) oraz średniego zasięgu (MRBM). Perspektywa wystrzelenia pocisków zdolnych razić cele w odległości od 500 do 5000 km przerażała polityków i generałów w czasach zimnej wojny. Rozmieszczone w I połowie lat 80. blisko zachodniej granicy ZSRR sowieckie pociski SS-20 mogły w ciągu 10 minut zrzucić megatonową głowicę nuklearną gdziekolwiek w Europie. Amerykańskie pociski Pershing II umieszczone w RFN były w stanie dotrzeć do Moskwy. Zawarty 32 lata temu traktat ocalił świat przed wojną atomową. W 2014 r., gdy Rosja dokonała aneksji Krymu i najechała wschodnią Ukrainę, zimna wojna między Moskwą a Waszyngtonem rozpoczęła się na nowo. Jeszcze przed inwazją Rosja zaczęła pracować nad pociskiem, który w kodzie NATO nazywa się SSC-8. Ma on zasięg ok. 3000 km. Po zakończeniu testów w 2017 r. w tę broń wyposażono dwa bataliony, z których jeden stacjonuje w europejskiej części Rosji.
Rząd Baracka Obamy bezskutecznie próbował wywrzeć w tej sprawie presję na Kreml. Nowa, republikańska ekipa postawiła sprawę na ostrzu noża, nie pytając o zdanie sojuszników z NATO. Po wypowiedzeniu traktatu INF relacje Trumpa z Europą Zachodnią jeszcze bardziej się pogorszą. A Rosja może już oficjalnie prowadzić testy nowej broni i żadne międzynarodowe porozumienia jej nie ograniczają. Tyle że Ameryka nie ma się o co martwić, bo SSC-8 do niej nie dolecą. Kłopot ma Europa, a głównie wschodnia flanka NATO, czyli także Polska.
Broń defensywna, która mogłaby reagować na te rakiety, nie istnieje. Stworzenie pocisków nie byłoby tanie, a ich rozmieszczenie mogłoby się spotkać z oporem społecznym w wielu krajach. Połajanki Trumpa w związku ze zbyt małymi inwestycjami Europy w obronność i coraz ostrzejsza antyeuropejska retoryka jego administracji (Mike Pompeo w środę w Brukseli otwarcie atakował UE) nadwyrężyły transatlantyckie więzi. A będzie gorzej, bo przywódcy krajów NATO (nie licząc Polski) są przeciwko niszczeniu traktatu INF. Uważają, że będzie im pomocny do tego, aby móc wywierać na Rosję jakąkolwiek presję. Trump te zastrzeżenia zignorował.
Gdy pod koniec lat 70. Rosjanie rozmieszczali pociski SS-20, NATO odpowiedziało pershingami II i gryphonami, odpalanymi z wyrzutni kołowych pociskami manewrującymi. W latach 80. przeciw pershingom w Europie demonstrowały tysiące pacyfistów, wśród których byli prowokatorzy KGB. Teraz dzięki Trumpowi Rosja znów namiesza w Europie.