Rodzina prezydenta Pawła Adamowicza zadecydowała, gdzie podczas uroczystości pogrzebowych usiądą premier oraz prezydent - powiedziała w środę p.o. prezydenta Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Według niej, było to spowodowane m.in. pomówieniami Adamowicza oraz Gdańska przez rządzących liderów.

Podczas sobotnich uroczystości w gdańskiej Bazylice Mariackiej, towarzyszących pogrzebowi zmarłego prezydenta miasta Pawła Adamowicza, w pierwszym rzędzie siedzieli szef Rady Europejskiej Donald Tusk z małżonką, b. prezydenci: Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa z żonami. Za nimi b. prezydent Bronisław Komorowski z żoną, b. prezydent Niemiec Joachim Gauck oraz reprezentujący parlament: wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska oraz wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz (oboje z PO).

W kolejnych rzędach zasiedli b. premierzy: Hanna Suchocka, Jan Krzysztof Bielecki, Włodzimierz Cimoszewicz, Waldemar Pawlak, Jerzy Buzek, Marek Belka, Kazimierz Marcinkiewicz i Ewa Kopacz. Dopiero w dalszych rzędach siedzieli przedstawiciele obecnych władz, w tym urzędujący prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki.

W niedzielę szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski powiedział PAP, że prezydent zdecydował, że "dla niego istotny jest sam udział w pogrzebie i jeśli organizatorzy przywiązują tak wielką wagę do tego, żeby siedział w tym, a nie innym miejscu, to nie będziemy o tym dyskutować".

Dulkiewicz podkreśliła w środę w TVN24, że to, gdzie usiądzie prezydent oraz premier, było życzeniem rodziny Adamowicza. Dopytywana, czym to było spowodowane, odparła, że - według niej - "językiem dzisiejszej debaty publicznej, ale też tym, jak prezydent Paweł Adamowicz i miasto Gdańsk zostało pomówione przez dzisiaj rządzących liderów".

Jednocześnie podkreśliła, że "wierzy w przemianę". "Dziękuję za wsparcie w tym trudnym czasie pana premiera. Pan prezydent myślę, że też mówi już inaczej" - powiedziała.

Dulkiewicz wskazała, że we wtorek na język debaty publicznej zwracała uwagę żona zmarłego prezydenta, Magdalena Adamowicz. Stwierdziła ona m.in. że słowo może zabić i słowa, które padały pod adresem jej męża - zabiły go.

"Wiem, że ten rząd, który teraz jest, jest ręcznie sterowany, prokuratura sterowana przez ministra, media reżimowe, bo tak trzeba je nazwać, którymi wiadomo kto rządzi, a kto też z tylnego fotela wszystko nakręca, powodowały tę nienawiść ogólną, ale też naszej rodzinie wyrządziły bardzo wiele krzywdy. Paweł był (...) grillowany żywcem, urzędy skarbowe wymyślały absurdalne zarzuty, kontrolowały naszą rodzinę kilka pokoleń wstecz, nawet w bardzo podeszłym wieku nękali rodziców Pawła, moich rodziców, podobnie jak właśnie reżimowa telewizja" - mówiła Magdalena Adamowicz.

W ubiegłą niedzielę prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem przez 27-letniego Stefana W. Do zdarzenia doszło na scenie podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Samorządowiec trafił do szpitala, gdzie w ubiegły poniedziałek po południu zmarł. W sobotę urna z prochami Adamowicza spoczęła w kaplicy św. Marcina w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Adamowicz miał 53 lata, prezydentem Gdańska był od 20 lat. (PAP)

autor: Anna Tustanowska