Przed świętami Bożego Narodzenia w każdej sekundzie na świecie sprzedawanych jest prawie 30 zestawów Lego. Żółte ludziki opanowały świat. Ale duńskie klocki to także przykład, że kreatywność wśród dzieci – i niestety przede wszystkim wśród rodziców – umiera

Niedawno kupiliśmy komuś na prezent zestaw Lego. Szpital. 871 elementów, w pakiecie licząca 180 stron instrukcja. Jeszcze dwie dekady temu wytyczne do zestawów składających się z od 880 do 1100 klocków miały od 46 do 54 stron. Na ilustracjach pokazywano tylko najważniejsze kroki, pomagające ułożyć z rozsypanych cegiełek zabawkę widniejącą na pudełku. Dziś składający jest prowadzony za rękę. W przypadku niektórych instrukcji rysunki klocków mają naturalną wielkość – można przyłożyć do nich dany element i porównać rozmiar. Skąd ta zmiana?

Nasze dzieci to największe pierdoły na świecie? Hodujemy zombi, które nie wiedzą kim są >>>>

– Miało to na celu ułatwienie budowania. Dzieci mają teraz dużo więcej rzeczy, które mogą odwrócić ich uwagę. Producenci doszli do wniosku, że maluchy nie mogą zbyt szybko zniechęcić się do zabawy Lego, uznać, że to za trudne, i rzucić zabawki w kąt – wyjaśnia Marek „M_Longer” Markiewicz, AFOL (Adult Fan of Lego, czyli dorosły fan Lego). On sam od dawna jest na innym poziomie zaawansowania – ma ponad 130 tys. klocków, z których tworzy budowle wymyślone przez siebie, a nie przez producenta.

Zapomnij o instrukcji

Dzieciaki zniechęcają się bardzo szybko. Jeden z pracowników sieci sklepów Smyk mówi nam, że co rusz trafia na niezadowolonych rodziców, którzy kupili swoim pociechom klocki. Dzieci zaś nie potrafią ich ułożyć.

– Pytam, czy brakuje jakichś elementów. A może część jest uszkodzona... Okazuje się, że nic z tych rzeczy. Zdarza się, choć coraz rzadziej, że instrukcja w którymś miejscu pozostawia zbyt duże pole do własnego działania, a nie pod szablon. Dzieci się gubią i denerwują, rodzice więc również zaczynają się denerwować. Zamiast wspólnie usiąść i zastanowić się, który element teraz by pasował, część przychodzi z reklamacją do sklepu – wyjaśnia nasz rozmówca.

Eksperci wskazują, że choć łatwo postawić tezę o tym, iż to dzieci są coraz mniej kreatywne, to przecież nie najmłodsi są tu winni, lecz rodzice. Instrukcja stanowi substytut dla czasu, który dorosły powinien poświęcić swej latorośli, by wspólnie złożyć klocki. Samodzielne odtwarzanie naszkicowanych modeli nie rozwinie bowiem wyobraźni malucha. Ta budzi się dopiero w chwili zamknięcia instrukcji. Najmłodsi potrzebują jednak dodatkowego bodźca – wsparcia rodzica i wskazania, że żółte kwiatki mogą być też gwiazdą na niebie.

– Przygoda z klockami nie powinna opierać się na instrukcjach. Odtwarzanie rzeczywistości, odwzorowywanie otoczenia, inspiracje czerpane od rodziców – to pobudza wyobraźnię. W teorii waldorfskiej (wychowanie postrzegane jest jako sztuka, kreatywna edukacja i wielozmysłowe uczenie się – red.) dziecko naśladuje swoich opiekunów, więc tutaj duży wpływ na tworzenie ma na pewno najbliższe otoczenie. Nie instrukcja, ale towarzystwo i bliskość rodzica, rodzeństwa i chęć rozwoju poprzez zabawę są istotne – wskazuje Zuzanna Grausch, projektantka, absolwentka poznańskiej School of Form, aktualnie studentka na uczelni Nuova Accademia di Belle Arti w Mediolanie.

Dziecko do rozbudzenia kreatywności nie potrzebuje więc pięknie przygotowanej książeczki ze schematycznym rozpisaniem działania, a jedynie wsparcia bliskich i nieco większej swobody. W przypadku dysproporcji między rodzeństwem, gdzie jeden maluch jest bardziej kreatywny, to ten o mniejszej wyobraźni uczy się, jak się rozwinąć, od tego bardziej twórczego.

Zarazem rodzice nie mogą usztywniać dzieci. Jeszcze gorszy od nieobecnego przy układaniu zestawu rodzica może być ten, który będzie naciskał na trzymanie się szablonowego rozwiązania i upierał, że wszystko musi być zrobione pod instrukcję.

– Rodzic sztywno przywiązany do porządku i zasad może naciskać na poprawne odwzorowywanie instrukcji, ponieważ oczekuje określonych efektów. Opiekun elastyczny, spontaniczny, nastawiony na bycie z dzieckiem i czerpiący radość z zabawy z nim, docenia oryginalne pomysły i tworzenie własnych konstrukcji – wskazuje Kinga Żołnowska, psycholog dziecięcy. I dodaje, że oczywiście lepiej być tym drugim. Przede wszystkim lepiej dla samych dzieci. Badania, przeprowadzone przez naukowców NASA, które cytuje Żołnowska, pokazują, że im bardziej wzrastają wiek i doświadczenie edukacyjne dziecka, tym jego kreatywność maleje. I choć aż 98 proc. cztero- i pięciolatków posiada umiejętność generowania innowacyjnych pomysłów, to zdolność tę obserwujemy jedynie u 30 proc. 10-latków i 12 proc. 15-latków.

– Wynika to ze specyfiki tradycyjnego szkolnictwa, lecz także z rozwoju społecznego, w toku którego nabywane są zasady, ramy i ograniczenia – wskazuje psycholog.

– Poza tym popularne dziś ukierunkowanie przez rodziców też może stopować wyobraźnię. W momencie gdy dziecko ma w swoim planie zajęcia szkolne, następnie dodatkowe kursy, odrabianie lekcji, na rozwój kreatywności nie ma już wtedy ani miejsca, ani sił – zauważa Marek Markiewicz.

Zresztą są naukowcy, którzy postanowili udowodnić, jak się ma sposób układania klocków Lego do kreatywności. Page Moreau i Marit Gundersen Engeset na łamach „Journal of Marketing Research” wykazały, że młodzi ludzie, którzy dostali za zadanie ułożenie klocków Lego poprzez samodzielne dochodzenie do rezultatu, poradzili sobie następnie lepiej z wykonywaniem zadań wymagających kreatywności niżeli grupa, która działała krok po kroku zgodnie z instrukcją. Zdaniem autorek opracowania układanie klocków Lego może być fantastycznym ćwiczeniem umysłowym – pod warunkiem że będzie to działanie twórcze, a nie odtwórcze.

Swoją drogą, na łamach „Psychology Today” dostrzeżono prostą analogię. Osoba, która jeździ wszędzie samochodem przy wykorzystaniu GPS, będzie się statystycznie gorzej orientowała w terenie niż ktoś, kto z nawigacji korzysta jedynie okazjonalnie. I tak samo: dziecko, które choćby przez kilkanaście minut dziennie coś tworzy, będzie sprawniejsze w poszukiwaniu kreatywnych rozwiązań zawiłych problemów niż szkrab, który działa jedynie schematycznie. Gdy bowiem ten ostatni zostanie pozbawiony schematu, nie będzie w stanie podjąć żadnego działania.

Dach to dach, mur to mur

Ale odbiegliśmy od samych klocków. Czy zastanawiacie się, dlaczego kiedyś zestawy Lego składały się z mniejszej liczby kolorów niż obecnie? Najpopularniejsza odpowiedź naszych znajomych: rozwój technologii i większe możliwości taniej produkcji kolorowych cegiełek. Pudło! Dostajemy w opakowaniach coraz więcej kolorowych elementów, by szybciej można było je odróżniać od siebie. I tym samym łatwiej układać.

– Zestawy są kolorystyczną jajecznicą. Dwa dominujące kolory i dodatkowo 2–3 elementy kontrastujące, co pomaga zbudowanie głównego modelu. Lego stara się tym ułatwić dziecku budowę. Nie trzeba szukać, liczyć i dokładnie sprawdzać w instrukcji, gdzie dany element ma się znajdować – potwierdza Marek Markiewicz.

Z tego samego względu dziś klocki w pudełku znajdują się w kilku workach strunowych. Niemal nikomu nie przychodzi już do głowy tak szalony pomysł, by wszystkie wysypać z folii w jedno miejsce i wymieszać. Przecież to utrudniłoby składanie.

Zresztą, co raz złożone, takie powinno pozostać na wieki wieków. Markiewicz opowiada, że kilka lat temu jeden z jego kolegów spytał, czym klei klocki. Syn znajomego bowiem, gdy tylko coś zbudował, to mu się to rozpadało. A gdyby skleić, byłby spokój.

– Kilka razy ktoś pytał mnie, jak kleić klocki. Dużo częściej jednak ludzie pytają o klejenie puzzli. To drugie jeszcze rozumiem. To pierwsze traktowałem na początku jako żart. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, że oni poważnie się nad tym zastanawiają – wskazuje pracownik sklepu zabawkarskiego.

Idźmy dalej. Co jeszcze rzuca się w oczy po wyjęciu klocków z pudła? Otóż to, ich kształt! Oddajmy na chwilę głos użytkownikowi size z portalu Wykop.pl, na którym niedawno rozgorzała dyskusja o tym, jak zmieniło się Lego na przestrzeni lat.

„Kiedyś w Legolandzie miałeś jeden rodzaj podwozia, dwa rodzaje kółek i z tego budowało się wszystkie pojazdy – osobówki, jeepy, ciężarówki itd. Dziś samych kółek i podwozi jest kilka różnych rodzajów, a do tego nie wszystkie ze sobą współpracują (różne ośki)” – zauważył internauta. Faktem jest, że dzięki temu zestawy lepiej wyglądają, są bardziej zróżnicowane.

Coraz więcej klocków jest do jednorazowego użytku. Dawniej dach samochodu budowało się z tych samych elementów co drzwi tegoż samochodu czy szkolny mur. Dziś dach wygląda jak dach (często jego podstawą jest jeden duży element), drzwi jak drzwi, a mur to mur. Jest ładniej. I z mniejszą liczbą możliwości układania różnych rzeczy z tych samych cegiełek.

„Ale moim zdaniem to jest wada, bo dziecko, poznając świat Lego, nie widzi tego ogromu możliwości, co kiedyś” – dostrzega internauta size.

– Choć zarzucamy producentowi Lego spłycanie wyobraźni maluchów, to zwróćmy dodatkowo uwagę na Legolandy. W parkach tworzone są strefy kreatywne. Te „białe obszary” to miejsca, gdzie z białych klocków można budować wszystko. W strefach nie ma żadnej instrukcji, wskazówki, jedynie kilka inspiracji, budowli stworzonych przez inne dziecko lub pracownika parku – zauważa Tomasz Wolski, były pracownik Legolandu w Dubaju.

Przed laty tył opakowania Lego pokazywał alternatywne modele, które można było zbudować z elementów znajdujących się w zestawie. Kupowało się np. klocki, z których można było stworzyć zamek, ale nic nie stało na przeszkodzie, by powstała katapulta albo średniowieczny dyliżans.

– Niestety, alternatywne modele zostały usunięte z opakowań większości zestawów. Szkoda, gdyż motywowały one do działania, do prób tworzenia własnych konstrukcji. I nawet gdy dziecku nie udawało się odtworzyć jeden do jednego tego, co pokazano na tyle opakowania, to wiele dzieciaków miało dużą frajdę – twierdzi Markiewicz.

Ale i wiele z nich oraz rodziców było niezadowolonych. Powód? – Rodzice wydzwaniali do obsługi klienta Lego, że dzieci chcą się bawić modelami pokazanymi z tyłu pudełka, ale nie mogą tego zbudować, więc domagają się instrukcji – wyjaśnia Markiewicz. I dodaje, że proces tworzenia instrukcji jest długi i kosztowny, więc producent po prostu pozbył się dodatkowych zachęt do kreatywności i ma spokój.

– A obecna generacja dzieci nawet nie wie, że takie modele alternatywne istniały, zaś jedyne, co można znaleźć teraz na tyle pudełka, to kilka zdjęć pokazujących, co jest w zestawie – dodaje Marek Markiewicz. Choć, rzecz jasna, nadal z wielu zestawów – mimo coraz bardziej wyspecjalizowanych klocków – można ułożyć coś innego, niż sugeruje producent.

Dla jasności: wyżej wskazane ułatwienia dotyczą nie tylko zestawów dla małych dzieci. Tak samo jest z tymi dla 16-latków.

Dziś rozrywka nastawiona jest na łatwość, konsumpcję i szybkość. Nie bez powodu Lego postanowiło wejść w rynek cyfrowy i klocki można układać także w smartfonie

Klocki ze smartfona

Pojawia się pytanie: czy to Lego zabija kreatywność, czy duńska firma po prostu dopasowuje się do wymagań świata XXI w.? Wszystko wskazuje na to, że to drugie.

Staraliśmy się zadać to pytanie producentowi, jednak poza działem obsługi klienta, z którym udało nam się skontaktować bez problemu, nie otrzymaliśmy do tej pory żadnej odpowiedzi. – Dołączone do zestawów instrukcje mają być tylko wskazówką dla dziecka. To do małego konstruktora należy decyzja, czy postępuje zgodnie z wytycznymi. Model tworzy się w oku budowniczego, a zadowolenie z każdej budowli, nawet tej powstałej z kilku cegiełek, powinno być postrzegane jako sukces – podkreśla Katherin, doradca działu klienta Lego.

Najważniejsze słowo dla twórców potęgi klockarskiego giganta to: system. Sposób łączenia klocków ze sobą został opatentowany w 1958 r. Chodzi o dziurki w dolnej części klocka, które pozwalają łączyć go z wypustkami u góry innej cegiełki. Od 60 lat sposób układania klocków się nie zmienia. I nic nie stoi na przeszkodzie, by elementy z zestawu rozpakowanego dziś połączyć z elementami z lat 70. Twórcy Lego widzą w tym swoją siłę. Która paradoksalnie słabnie z uwagi na rynkowe zapotrzebowanie. W 2014 r. ukazał się pełnometrażowy film „Lego Przygoda”. W największym uproszczeniu jest on po prostu pochwałą kreatywności. Pokazuje jako dobre to, czym Lego przestaje być dla ludzi. Wytyka zaś to, czym Lego się staje – czyli jednorazową zabawką lądującą na półce.

W Domu Lego w Billund kluczową ekspozycją jest „Drzewo Kreatywności”. Twórcy Lego naprawdę chcieliby, aby ich klocki były układane na setki różnych sposobów. Mitem jest, że wówczas spadłyby przychody grupy. One zależą bowiem najbardziej od specjalnych serii: od Lego Star Wars, przez Bionicle, po Ninjago. Nie byłoby więc tak, że dzieci układające trzy rzeczy z jednego zestawu przestałyby zachęcać rodziców do kolejnych zakupów. Producent zresztą od dawna wspiera różne konkursy zmierzające do pobudzania kreatywności wśród dzieci. Polityka cenowa jest także ułożona w ten sposób, że znacznie bardziej opłacalny jest zakup kreatywnego pudełka klocków niż opakowania służącego zbudowaniu rzeczy określonej z góry przez duńską firmą.

magazyn 21.12.18 / Dziennik Gazeta Prawna

Nie bez znaczenia jest to, że kiedyś, przynajmniej w Polsce, dostęp do Lego był znacznie mniejszy niż obecnie. Dziecko przy użyciu kilku zestawów tworzyło kilka innowacyjnych modeli, kombinowało. Dziś nadmiar może przytłaczać i rozleniwiać.

– Dawniej było tak, że jeśli dziecko nie mogło dostać tego, o czym marzyło, musiało siłą rzeczy użyć wyobraźni i stworzyć dla siebie zamiennik. Obecnie większość zestawów jest w zasięgu; nawet jeśli nie rodziców, to wujostwa, dziadków. W efekcie zakup kilku sporych zestawów rocznie nie jest niczym nadzwyczajnym – dostrzega Markiewicz.

Pytanie więc brzmi, czy możliwy jest powrót do tego, co było – kreatywności. Wiele wskazuje na to, że nie. Zaczyna wygrywać inny rodzaj rozrywki. Nastawiony bardziej na konsumpcję, szybkość, łatwość i wielość zabawek. Nie bez powodu Lego postanowiło wejść w rynek cyfrowy i klocki można układać już nie tylko na podłodze, lecz także w smartfonie. Nadal jednak ci, którzy tylko tego chcą i mają zaledwie sześć najbardziej podstawowych cegiełek Lego o wymiarach 2 x 4, mogą je połączyć na 915 mln sposobów.