Wybory do Kongresu wygrali demokraci. W polu ich zainteresowania może się teraz znaleźć prezydencki majątek.
Nikt tak naprawdę nie wie, ile pieniędzy ma prezydent – może poza nim samym. Donald Trump nigdy bowiem nie upublicznił swoich formularzy podatkowych, tym samym zrywając z utartą w Stanach Zjednoczonych praktyką wyborczą. W związku z tym jedynym poza deklaracjami samego prezydenta szacunkiem jego majątku jest publikowana co roku przez magazyn „Forbes” lista najbogatszych Amerykanów. Tegoroczna edycja, która ukazała się w październiku, plasuje lokatora Białego Domu na 259. pozycji z majątkiem 3,1 mld dol. – 11 oczek niżej niż w 2017 r.
Wkrótce majątek Trumpa może jednak znaleźć się w centrum zainteresowania opinii publicznej – i to nie w sposób, którego prezydent mógłby sobie życzyć. Niektórzy politycy Partii Demokratycznej od dawna domagają się, aby prezydent uchylił rąbka tajemnicy swojego bogactwa. I jest ich coraz więcej. Ostatnio dołączył do nich np. Richard Neal, demokrata z Massachusetts.
Neal zapowiedział, że jeśli zostanie przewodniczącym komisji ds. zasobów i środków w Izbie Reprezentantów, to z pewnością wystąpi do amerykańskiego fiskusa o formularze podatkowe Trumpa. Kodeks podatkowy zezwala szefowi tej komisji żądać od służb podatkowych PIT-ów każdego Amerykanina. A jeśli demokraci zdobędą większość w Izbie Reprezentantów, to nie będą mieli problemu z obsadzeniem stanowiska szefa tej kluczowej komisji (odgrywa ważną rolę także w procesie budżetowym). Być może uda im się także przegłosować podanie zeznań podatkowych do publicznej wiadomości.
Paliwa do dłubania przy prezydenckim majątku dostarczył demokratom niedawny artykuł w „New York Times” prezentujący wyniki wielomiesięcznego śledztwa w sprawie aktywów Trumpa. Dziennikarzom udało się ustalić, że ojciec lokatora Białego Domu – Fred Trump, biznesmen działający w branży budowlanej – przez wiele lat przekazywał stopniowo majątek swoim dzieciom z pominięciem podatku spadkowego i od darowizn (prezydent ma dwie siostry i brata, drugi zmarł w latach 80.).
Trump senior uciekał się do trików graniczących z oszustwem, czyniąc swoje dzieci partnerami biznesowymi i podwykonawcami i w ten sposób przekazując im pieniądze pod przykrywką transakcji między podmiotami gospodarczymi. Łącznie chodzi o około miliard dolarów. Sam Donald otrzymał 413 mln, biorąc pod uwagę dzisiejszą wartość pieniądza. Gdyby to był spadek, rodzina musiałaby odprowadzić połowę tej sumy jako podatek, a tak zapłacili ok. 5 proc.
Jeśli demokratom naprawdę zależy na wyjaśnieniu, w jaki sposób prezydent zdobył swój majątek, czekają ich miesiące ciężkiej analitycznej pracy – tym bardziej że nie obędzie się bez rozwikłania sposobu działania i struktury imperium biznesowego Trumpa. Posiedzenia komisji nie zawsze służą dotarciu do prawdy, częściej są narzędziami walki politycznej. Prezydentowi będzie jednak szkodziło samo to, że kongresmeni będą dzielić włos na czworo przez wiele miesięcy. Ale jeśli trafi im się dobry świadek, mogą (dosłownie i w przenośni) znaleźć złoto. Taką osobą może być Allen Weisselberg, wieloletni główny księgowy Trump Organization, który musi znać każdy aspekt działania firmy.
Sprawy majątkowe nie są jedyną kwestią związaną z prezydentem, jaką po wtorkowych wyborach chcieliby się zająć demokraci. Inną jest wpływ Kremla na wynik elekcji prezydenckiej w 2016 r. i domniemane związki otoczenia Trumpa z Rosją. Co prawda Izba Reprezentantów już zajmowała się tą sprawą, powstał nawet 98-stronicowy raport na ten temat, jednak demokraci uważają, że pod republikańskim przywództwem dochodzenie nie było wystarczająco dokładne. Kongresmen z Kalifornii Adam Schiff przedstawił nawet listę 70 wątków, świadków i instytucji, które jego zdaniem zostały pominięte lub potraktowane przez republikanów po macoszemu, a do których jego zdaniem należy wrócić.
A to nie koniec kłopotów Trumpa, bo nie należy zapominać o toczącym się wciąż śledztwie Departamentu Sprawiedliwości w tej samej sprawie. Prowadzący je były szef FBI Robert Mueller uszanował wytyczne nadzorującego go resortu, które mówią, że działania departamentu nie mogą wpływać na wynik wyborów (echo wznowienia i szybkiego zamknięcia śledztwa w sprawie e-maili Hillary Clinton przez ówczesnego szefa FBI Jamesa Comeya w 2016 r.). Teraz jednak Mueller będzie mógł wrócić do pracy, a to oznacza, że po wyborach pewne jest tylko jedno: atmosfera w Białym Domu stanie się bardziej napięta.