Dziś ruszają największe ćwiczenia wojskowe Sojuszu od zakończenia zimnej wojny. Po nich zaczyna się Anakonda 18, najliczniejsze w tym roku manewry w Polsce.
50 tys. żołnierzy, 10 tys. pojazdów, 250 statków powietrznych i prawie 70 okrętów, w tym amerykański lotniskowiec USS Harry S. Truman, na którym pływa ok. 5 tys. marynarzy i lotników. Tak w liczbach przedstawia się Trident Juncture – największe ćwiczenie Sojuszu Północnoatlantyckiego od upadku żelaznej kurtyny, które odbędzie się w Norwegii. Wezmą w nim udział żołnierze wszystkich 29 krajów członkowskich organizacji oraz regionalni partnerzy – Szwecja i Finlandia.
Wśród najliczniej reprezentowanych sojuszników będą m.in. Amerykanie, Niemcy i Norwegowie. Polaków będzie ok. 400, w tym fregata ORP Gen. K. Pułaski. Główny teatr działań leży kilkaset kilometrów od granicy z Rosją. Część ćwiczeń morskich odbędzie się na Morzu Bałtyckim.
– To jest potężny pokaz naszych możliwości i naszej determinacji do wspólnej pracy. W ostatnich latach środowisko bezpieczeństwa w Europie uległo znacznemu pogorszeniu. NATO zareagowało największą adaptacją naszej wspólnej obrony od zakończenia zimnej wojny – deklarował Jens Stoltenberg, sekretarz generalny organizacji na wczorajszej konferencji prasowej w kwaterze głównej w Brukseli.
Zapowiadał również, co się będzie działo podczas tych dwutygodniowych ćwiczeń. – Scenariusz jest fikcyjny. Ale lekcje, których się uczymy, będą prawdziwe. Uczestnicy zostaną podzieleni na „siły południa” i „siły północy”. Będą na zmianę odgrywać role fikcyjnego agresora i sił obrony NATO. Ćwiczenie sprawdzi naszą gotowość do przywrócenia suwerenności sojusznika – w tym przypadku Norwegii – po akcie zbrojnej agresji – zapowiadał Stoltenberg.
Sojusz będzie ćwiczył scenariusze kolektywnej obrony, co w dużej mierze jest odpowiedzią na agresję Rosji na Ukrainę w 2014 r. i konsekwentną realizacją zmian, o których mowa była na ostatnich szczytach NATO w Warszawie (2016) i Brukseli (2018). Poza wzmocnieniem wschodniej flanki, zmianami w strukturze (utworzenie dwóch nowych dowództw) wymagana jest też olbrzymia praca logistyczna i wzmacnianie mobilności militarnej. Chodzi o możliwości szybkiego przerzutu wojsk w rejon zagrożenia. Tutaj jest co nadrabiać.
Choć ćwiczenia poligonowe w Skandynawii zaczynają się dziś, to sojusznicze wojska są przerzucane w rejon operacji już od kilku tygodni. Kluczowa jest interoperacyjność – zdolność do współdziałania wojsk z różnych krajów.
– Niemieckie czołgi przybyły do Norwegii na duńskim statku. Po przyjeździe zostały sprawdzone przez norweskich specjalistów. Później zostały zatankowane z belgijskiej cysterny, załadowane na holenderskie i polskie transportery, po czym zostały przewiezione do miejsc docelowych. To było nadzorowane przez amerykański zespół kontroli ruchu. I organizowane przez bułgarskich logistyków – opowiadał Stoltenberg.
W ramach zdobywania praktyki wojska brytyjskie popłynęły do Danii, a stamtąd do Norwegii dostały się drogą lądową. Tego rodzaju ćwiczenia mają poprawić zdolności sojusznicze do szybkiej reakcji.
– To bardzo dobrze, że ćwiczenia Trident Juncture odbywają się w Norwegii. Rosjanie pokazali, że potrafią szybko przerzucać wojska. I NATO musi się tego nauczyć – stwierdził podczas wczorajszej konferencji Warsaw Security Forum Jamie Shea z think tanku Friends of Europe, który w Sojuszu przepracował 40 lat.
Wszyscy członkowie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie zostali zaproszeni na Trident Juncture w roli obserwatorów. To zgodne z dokumentem wiedeńskim, który przewiduje, że od określonych pułapów (13 tys. żołnierzy, 300 czołgów biorących udział w ćwiczeniu itd.) powinno się zapraszać obserwatorów. Z tego prawa skorzystały Rosja i Białoruś. Ten pierwszy kraj, mimo że w ostatnich latach wielokrotnie organizował ćwiczenia znacznie większe, obserwatorów nie zaprasza.
Podczas tego ćwiczenia certyfikowane będą Siły Szybkiej Odpowiedzi NATO na rok 2019. W ich skład wchodzi szpica NATO, czyli kilka tysięcy żołnierzy, których w ciągu zaledwie kilku dni można przerzucić w rejon zagrożenia.
Z kolei za kilka tygodni, w zaczynających się na polskich poligonach 7 listopada ćwiczeniach Anakonda 18, certyfikowane ma być elbląskie dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód. To będzie największe ćwiczenie Wojska Polskiego w tym roku. Jak informuje Dowództwo Operacyjne, „uczestniczyć będą żołnierze z 10 krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz struktur dowodzenia i sił NATO.
Anakonda 18 ma na celu integrację narodowych, sojuszniczych i koalicyjnych struktur dowodzenia i wojsk w ramach osiągania zdolności do prowadzenia strategicznej operacji obronnej poprzedzonej działaniami przeciw-hybrydowymi”. Po raz pierwszy te ćwiczenia prowadzone będą również na Litwie, Łotwie i w Estonii.
W Polsce na poligonach trenować będzie ponad 12 tys. żołnierzy, u naszych północnych sąsiadów w sumie ok. 5 tys. wojskowych. Udział wezmą m.in. żołnierze ze struktury dowodzenia NATO: Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych NATO Brunssum (JFC BS), Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód (WKP-W) oraz Sojuszniczego Dowództwa Wojsk Lądowych (LANDCOM).