Po przejęciu Sądu Konstytucyjnego Viktor Orbán wrócił do pomysłów, które przez jego poprzedni skład zostały uznane za sprzeczne z ustawą zasadniczą . Nielegalne jest np. uporczywe przebywanie w miejscach publicznych
Na Węgrzech wszedł właśnie w życie przepis, zgodnie z którym za zamieszkiwanie w przestrzeni publicznej (parki, place, przejścia podziemne itp.) można trafić do więzienia. W życie wchodzą przepisy uchwalone w czerwcu 2018 r., wraz z pakietem ustaw Stop Soros. Zakaz bezdomności został też – już po raz drugi – wpisany do węgierskiej konstytucji.
Po raz pierwszy miało to miejsce w 2010 r., kiedy rząd Viktora Orbána zaproponował zakaz przebywania bezdomnych w przestrzeni publicznej. Jednak w listopadzie 2012 r. Sąd Konstytucyjny zakwestionował te przepisy, uzasadniając, że karanie kogoś, kto utracił dom i jest zmuszony żyć w przestrzeni publicznej, jednak nie łamie praw innych, nie powoduje szkód ani nie popełnia czynów bezprawnych, jest sprzeczne z godnością ludzką.
Ale po przejęciu Sądu Konstytucyjnego Fidesz wpisał do konstytucji także te przepisy, które wcześniej kwestionował Sąd Konstytucyjny. W 2013 r., umieszczono w niej następujący artykuł: „W celu ochrony i zapewnienia ładu publicznego, bezpieczeństwa publicznego, zdrowia publicznego oraz wartości kulturowych, ustawa lub rozporządzenie wydane przez samorząd terytorialny może przewidywać w stosunku do określonych miejsc publicznych, że uporczywe przebywanie w nich jest nielegalne”.
Wówczas jeszcze kwestię rozstrzygania, co to znaczy „uporczywe”, pozostawiono samorządom. Dzisiaj bezdomność jest spenalizowana na poziomie centralnym. Tymczasem w latach 2013–2015 tylko w Budapeszcie wszczęto 500 postępowań przeciwko bezdomnym. Nie ma informacji o tym, jak się one zakończyły, choć nikt nie oczekiwał od bezdomnych uiszczania grzywien. Po 2015 r. rząd przestał za to prowadzić rejestr osób, które zmarły na skutek wychłodzenia. W latach 2010–2015 na zewnątrz zamarzło 160 osób. Później danych nie aktualizowano.
Według rządu miejsce bezdomnych jest w przytułkach, nie na ulicach, bo mieszkanie na zewnątrz jest upokarzające i zagraża bezpieczeństwu współobywateli. Bezdomność w Budapeszcie razi, problem jest widoczny na każdym kroku, co dowodzi zarazem, że polityka socjalna państwa nie jest tak idealna, jak chcieliby to przedstawić rządzący. Zlikwidowanie bezdomności poprzez jej usunięcie z ulic przenosi ją tylko dalej od centrów bądź w więzienne mury, a nie tworzy rozwiązania systemowego.
Rząd twierdzi, że ma 19 tys. miejsc w noclegowniach i planuje budowę kolejnych. Niewątpliwie sprzyja mu pora roku. Niebawem nadejdzie zima, a wówczas łatwiej pod przymusem przemieszczać ludzi „dla ich dobra”. Tym bardziej że przyjęcie pomocy państwa jest obowiązkowe – od objęcia programem interwencyjnych robót publicznych, które stworzyły na Węgrzech przymus pracy, po przeniesienie do przytułku. Już raz „biedę” na Węgrzech zlikwidowano poprzez zmianę definicji ubóstwa i stworzenie przez ministerstwo zasobów ludzkich listy słów zakazanych, ujmującą np. biedę czy ubóstwo.
Nie ma żadnych oficjalnych statystyk dotyczących liczby osób bezdomnych. Według Index.hu może ich być 30 tys. Policja przepędza bezdomnych, ale im nie pomaga. Ponieważ rząd od lat dopłaca do rynku mieszkaniowego poprzez rozmaite programy wsparcia np. młodych rodzin, rynek nieruchomości drożeje, w ostatnich latach o kilkadziesiąt procent. Odsetek osób żyjących poniżej minimum egzystencji sięgał na Węgrzech prawie 40 proc.
Wielu rodzin nie stać na opłacanie rachunków w obliczu drożejących produktów pierwszej potrzeby, na które VAT podniesiono do 27 proc. W efekcie wiele z nich, także wielodzietnych, trafiło na bruk. Na Węgrzech nie ma lokali zastępczych, natychmiastowa eksmisja odbywa się wprost na ulicę. Innym problemem były niespłacane kredyty, zwłaszcza po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r. Szacuje się, że postępowaniem windykacyjnym może być objętych nawet kilkaset tysięcy osób.