Od początku protestów kilkadziesiąt osób odniosło obrażenia. Wiele trafiło do aresztów
Parlament Armenii zatwierdził wczoraj na stanowisku premiera Serża Sarkysjana, któremu tydzień wcześniej skończyła się ostatnia legalna kadencja prezydencka. By zachować realną władzę, Sarkysjan przeforsował zawczasu reformę konstytucyjną, która wprowadza w kraju system kanclerski. Opozycja w proteście przeciwko tej zmianie wyprowadziła na ulice tysiące ludzi. Jej liderzy zapowiadają aksamitną rewolucję.
– Gdy w Zgromadzeniu Narodowym zaczęło się to marionetkowe posiedzenie (na którym zmieniono premiera – red.), w różnych miastach republiki rozpoczęły się masowe akcje protestu. Mamy w Armenii sytuację rewolucyjną. Ogłaszam początek ludowej, pokojowej, aksamitnej rewolucji – grzmiał na wiecu w Erywaniu Nikol Paszinjan, jeden z liderów opozycyjnego Sojuszu Wyjścia. Polityk wezwał protestujących do urządzania wieców wewnątrz budynków rządowych. – Naszym zadaniem jest sparaliżowanie działania systemu – nawoływał.
Dwie partie opozycji dysponują w 105-miejscowym parlamencie 40 mandatami, ale większe stronnictwa na razie zachowują neutralność. Przeciwnicy rządu od czwartku wiecują, blokują ulice i gmachy rządowe. W starciach z policją ok. 50 osób zostało rannych (lekkie obrażenia odniósł także Paszinjan), a niemal 100 trafiło do aresztów. Protesty poparł studencki ruch Restart. „Zaczynali od walki o zaopatrzenie toalet na Uniwersytecie Erywańskim w papier toaletowy. Najwyraźniej minął etap politycznego dzieciństwa” – opisywał ich drogę dziennik „Hraparak”.
Gdy opozycja wiecowała, Sarkysjan przekonywał deputowanych, że warto uczynić go premierem. – Dziś na trybunie nie stoi trzeci prezydent republiki. Stoi tu przewodniczący Republikańskiej Partii Armenii, posiadającej większość w parlamencie. Dysponuję wystarczającymi wpływami i możliwościami, by zagwarantować harmonijną pracę siły politycznej dysponującej większością – mówił niedawny prezydent. Kandydaturę szefa HHK na premiera poparło 77 posłów, a 17 było przeciw. Sarkysjan ma pięć dni na przedstawienie składu gabinetu.
HHK, klasyczna aideowa partia władzy, rządząca w Erywaniu od dwóch dekad, w 2015 r. przeforsowała zmianę konstytucji, która przekazała większość uprawnień prezydenta szefowi rządu. Ostatnie zmiany weszły w życie 9 kwietnia, gdy Serż Sarkysjan przekazał prezydenturę Armenowi Sarkysjanowi (przypadkowa zbieżność nazwisk), dyplomacie z dobrymi kontaktami na Zachodzie. W opinii ekspertów celem reformy konstytucyjnej było utrzymanie realnej władzy w rękach Serża Sarkysjana.
Rządzący wzorowali się na sąsiedniej Gruzji. W 2013 r., gdy kończyła się ostatnia możliwa kadencja prezydenta Micheila Saakaszwilego, jego partia również zmieniła ustrój na kanclerski. Tyle że ugrupowanie Saakaszwilego przegrało wybory parlamentarne, więc beneficjentami reformy niespodziewanie stała się dotychczasowa opozycja. Tymczasem Serżowi Sarkysjanowi udało się postawić na swoim. – Byłem przeciwnikiem zmian w konstytucji, bo mogą one doprowadzić do dyktatury większości – powiedział w niedawnej rozmowie z DGP ekspremier kraju Hrant Bagratjan, obecnie zwolennik opozycji.
Według marcowego sondażu Gallup International 70,9 proc. Ormian nie ufa władzom, a 69,9 proc. – opozycji. Także dlatego wielu obywateli przygląda się protestom z dystansem, a na ulice ponadmilionowego Erywania wychodzi najwyżej kilkanaście tysięcy ludzi. Zwłaszcza że dwie parlamentarne partie opozycyjne są dalekie od jedności nawet w kwestii tego, czy protesty są dobrym pomysłem. Część politologów uważa, że proklamując wczoraj aksamitną rewolucję, Paszinjan w istocie walczy o pozycję lidera opozycji.
Rosyjska prasa ogłosiła z trwogą, że w Erywaniu rozpoczął się ormiański Majdan. Oficjalnie Moskwa zachowuje wstrzemięźliwość, choć można się spodziewać, że wesprze rządzącą koalicję. Stanowisko Kremla jest ważne, ponieważ Armenia jest związana z Rosją sojuszem wojskowym i unią gospodarczą. – Nie ma innego gracza, który mógłby odpowiedzieć na turecką agresję – mówił DGP Bagratjan. Erywań liczy też na wsparcie Moskwy, gdyby doszło do zaostrzenia konfliktu z Azerbejdżanem. W ostatnich dniach na zamrożonym froncie w Górskim Karabachu doszło do kilku incydentów. ⒸⓅ