Za urzędowania Jacka Kapicy celnicy spotykali się z blokowaniem przez swoich przełożonych czynności dotyczących nielegalnie certyfikowanych automatów do gier hazardowych – mówi PAP Sławomir Siwy ze Związku Zawodowego Celników.

CBA zatrzymało w czwartek rano w sprawie tzw. afery hazardowej - na polecenie prokuratury w Białymstoku - b. wiceministra finansów w latach 2008-15 i b. szefa służby celnej.

Zdaniem Sławomira Siwego to, co naprawdę zasługuje na miano afery hazardowej – i tego może dotyczyć śledztwo, w ramach którego zatrzymano Kapicę – „polegało na operacji legalizacji automatów do wysokich wygranych jako automatów do niskich wygranych”.

Jak stwierdził Siwy, „na początku urzędowania Jacka Kapicy, przed wejściem w życie nowej ustawy hazardowej, w krótkim czasie zalegalizowano tyle nowych automatów, co we wszystkich wcześniejszych latach, kiedy ten +biznes+ funkcjonował”.

Proceder ten miał trwać od 2003 roku, kiedy weszła w życie nowelizacja ustawy o grach hazardowych, ale skala była nieporównywalna do tego, co zaczęło się dziać za przyzwoleniem Jacka Kapicy.

„Chodziło tu oczywiście o podatki – automaty do wysokich wygranych były obłożone o wiele wyższymi podatkami i w ogóle nie miały prawa stać w lokalach i salonach, a jedynie w kasynach” – wyjaśnił celnik.

W ocenie Siwego uprawnione jest stwierdzenie, że „Ministerstwo Finansów certyfikowało automaty bezkrytycznie i na ogromną skalę, pomimo, że były informacje od funkcjonariuszy, że proceder bezprawnego uznawania automatów do wysokich wygranych za automaty do wygranych niskich istnieje”.

Rozmówca PAP opisuje sytuacje, w których przełożeni funkcjonariuszy celnych blokowali kroki zmierzające do ścigania przestępstw związanych z automatami.

„Kiedy do przełożonego przychodził funkcjonariusz Służby Celnej i mówił, że w wyniku kontroli stwierdził, że automat do wysokich wygranych funkcjonuje jako automat do wygranych niskich słyszał: ale przecież on ma certyfikat Ministerstwa Finansów, czego zatem chcesz? Nie można ruszać tego automatu, zostaw go w spokoju!” – mówi Siwy.

„W końcu ze względu na skalę zjawiska zaczęło to wychodzić. I wówczas funkcjonariusze zaczęli zatrzymywać automaty. Ale z powodu błędów twórcy nowej ustawy hazardowej z 2009 roku zatrzymywanie było walką z wiatrakami, automaty były bowiem zwracane przez sądy” – opisuje ówczesne problemy, z którymi borykali się celnicy.

Ustawa z 2009 roku delegalizowała automaty o niskich wygranych, jednak uznawała ważność przyznanych wcześniej czasowych koncesji na automaty.

Siwy zauważa, że „nie podjęto działań naprawczych w ustawie z 2009 roku w celu ukrócenia zwrotów automatów, tylko brnięto w zaparte wbrew stanowisku wymiaru sprawiedliwości i wbrew alarmistycznemu stanowisku związku zawodowego celników”.

„Można tu postawić pytanie, czy sytuacja ta nie była spreparowana. A także o to, kto był prawdziwym autorem ustawy hazardowej z 2009 roku? Formalnoprawnie - Sejm RP, ale realnie? Ustawa raczej nie powstała w Sejmie” – poddaje pod wątpliwość Siwy.

„Wszystkie siły i środki Służby Celnej kierowano na walkę z hazardem, w realiach wspomnianej walki z wiatrakami, a tymczasem inna przestępczość miała eldorado i rozwijała się. Tak wyhodowano mafie vatowskie i paliwowe. Związek o tym wszystkim informował” – podkreślił celnik.

Odnosząc się do postaci Jacka Kapicy i swoich wątpliwości do tego urzędnika, Siwy przypomniał jego wystąpienie z mównicy sejmowej jeszcze przed wybuchem afery hazardowej w 2009 roku. "Pamiętam, jak zmroziło mnie, gdy usłyszałem że Kapica mówił, iż wpuszcza automaty do legalnej sfery działalności. Był to szok dla każdego celnika, gdyż, jak już wspomniałem, wiadomo już było dużo wcześniej, że automaty są nielegalnie certyfikowane przez Ministerstwo Finansów" – ocenił.

Postępowanie w sprawie nielegalnych gier hazardowych na automatach początkowo prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku. Badany przez nią proceder opierał się na tym, że automaty rejestrowane jako maszyny dające tzw. niskie wygrane, można było nielegalnie przeprogramować, by dawały także wyższe wygrane.

W październiku 2014 roku media informowały, że gdy jeszcze śledztwo było w Białymstoku, zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych miał usłyszeć także ówczesny wiceminister finansów i szef służby celnej Jacek Kapica. Prowadzący śledztwo mieli taki zamiar, ale - w drodze nadzoru służbowego - decyzja została zmieniona, a całe śledztwo przeniesiono do prokuratury w Poznaniu. Tam prokuratura badała, czy w latach 2006-2009 urzędnicy Ministerstwa Finansów nie dopełnili swoich obowiązków i doprowadzili w ten sposób - na podstawie poświadczających nieprawdę opinii - do rejestracji prawie 78 tys. automatów do gier o niskich wygranych (tzw. jednorękich bandytów), wbrew obowiązującym wówczas przepisom, w tym wbrew ustawie z 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych.

Po trzech latach, w marcu 2017 roku, śledztwo zostało jednak umorzone. Po decyzji, że należy je jednak wznowić i jeszcze raz zbadać, czy nie doszło do przestępstwa - trafiło znowu do Białegostoku, ale już do prokuratury okręgowej.

Najbardziej rozbudowany wątek śledztwa, dotyczący podmiotów gospodarczych i osób fizycznych organizujących gry hazardowe na automatach oraz jednostek certyfikujących takie urządzenia, prowadzony jest przez podlaski wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej.

W połowie lutego br. funkcjonariusze białostockiej delegatury CBA i prokurator prowadzący sprawę przesłuchali - w Szczecinie - pracowników tamtejszego Urzędu Celno-Skarbowego i Izby Administracji Skarbowej. "Przesłuchiwanych jest osiem osób, zabezpieczamy dokumenty" - informował wówczas PAP Piotr Kaczorek z wydziału komunikacji społecznej CBA. Według informacji PAP, byli to pierwsi świadkowie przesłuchiwani w śledztwie po jego wznowieniu.

Dodał, że wśród tych osób jest b. szefowa Izby Celnej w Szczecinie. Radio RMF FM podało, powołując się na nieoficjalne informacje, że chodzi o Lidię Mołodecką. "To pierwsza kobieta-generał wśród celników uznawana za człowieka byłego wiceministra finansów w rządzie PO-PSL Jacka Kapicy" - poinformował RMF FM.