Państwowa feta i lokalne uroczystości, pomnikowa kolumnada i internet w każdej szkole. Stulecie odzyskania niepodległości będziemy celebrować przez 5 lat
Dziennik Gazeta Prawna
11 listopada to nie najszczęśliwsza data dla państwowego święta. W Stanach Zjednoczonych 4 lipca wszyscy odpalają fajerwerki, we Francji 14 lipca – idą na parady. A w Polsce – środek jesieni, deszcz, zimno, ciemno. Jak tu się cieszyć z odzyskania niepodległości, skoro – jak pisał Wyspiański – „listopad to dla Polski niebezpieczna pora”? Jak bardzo niebezpieczna, widać było przez ostatnich kilka lat, gdy 11 listopada – a przecież data to zupełnie niekontrowersyjna, konsensualna dla wszystkich sił politycznych – obchody kończyły się zadymami na ulicach stolicy.
Setna rocznica odzyskania niepodległości przypadnie w samym środku rządów PiS. Rząd, dla którego tak ważna jest historyczna identyfikacja, będzie wokół obchodów budować silny front. Na rok przed tą datą widać, że środków finansowych nie zabraknie. Zmobilizowano praktycznie całą administrację. Rząd wyłonił nawet specjalną instytucję, która ma zająć się uczczeniem setnej rocznicy niepodległości. Samorządy prześcigają się w pomysłach na obchody tego święta. Pytanie, czy to wystarczy, by faktycznie zbudować nowy wizerunek 11 listopada nie tylko jako najważniejszego święta państwowego, lecz przede wszystkim święta obywatelskiego?
Trzecia fala świętowania
Dzień zakończenia I wojny światowej jest świętem także w innych europejskich krajach. Dla Francuzów to Rocznica Rozejmu, dla Brytyjczyków – Dzień Pamięci, dla Belgów – Święto Wyzwolenia. Ale nigdzie ta data nie ma tak silnego emocjonalnego ładunku jak w Polsce. – U nas to był początek nowego państwa. Tam – koniec konfliktu zbrojnego, który położył się cieniem na całym pokoleniu. I choć nie żyją już świadkowie tamtych wydarzeń, to wciąż w pamięci pozostały dramaty Ypres czy Verdun – tłumaczy dr Mikołaj Mirowski, historyk, publicysta, adiunkt w Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi.
– 11 listopada silniejszą rolę w polskiej świadomości zaczął grać dopiero w ostatnich latach – opowiada dr Mirowski. – To święto ustanowiono dopiero w 1937 r., wcześniej były to raczej obchody czysto wojskowe. Decyzja o ustanowieniu tego święta miała być wzmocnieniem pozycji sanacji i upamiętnieniem Józefa Piłsudskiego. Potem w czasie PRL Święto Niepodległości oficjalnie zniesiono, a w jego miejsce ustanowiono Narodowe Święto Odrodzenia Polski, czyli 22 lipca. Listopadowa rocznica nie została oczywiście zapomniana, ale jej czczenie było elementem działań opozycyjnych.
Mogłoby się więc wydawać, że po dekomunizacji 11 listopada, jako powszechnie zrozumiały symbol, stanie się świętem służącym zbudowaniu silnej identyfikacji obywateli. – Najnowszą historię tego święta możemy podzielić na trzy okresy – mówi dr Mirowski. – W pierwszym, trwającym od początku lat 90. do 2011 r., było to państwowe, bardzo oficjalne święto z paradą, przemówieniem prezydenta. Bardziej wolny dzień niż faktyczna okazja do świętowania. Politycy nie chcieli i nie potrafili odpowiednio wykorzystać jego potencjału. Aż niespodziewanie w 2011 r. w tę lukę wszedł prawicowy, narodowościowy nurt i zaczął organizować w Warszawie wielkie marsze niepodległości.
Narodowcy rzeczywiście święto przejęli. Dla prawicy to potwierdzenie społecznej potrzeby takiego właśnie celebrowania. Dla lewicy zaś dowód na wzrost faszyzujących poglądów. W efekcie zaczęło się dziać to, co z niedowierzaniem obserwowaliśmy przez kilka lat z rzędu. Spokojny, trochę nudny 11 listopada zamieniał się na ulicach Warszawy w regularne bijatyki kończące się podpaleniami samochodów, setkami zatrzymanych i setkami tysięcy złotych strat. – Teraz zaś zaczyna się trzeci okres w budowaniu wizerunku tej rocznicy – obecny rząd chce wokół 11 listopada zbudować wyraziste święto, afirmatywne, ale odcinające się od najbardziej skrajnego oblicza Marszu Niepodległości. Zauważmy, że już w poprzednich latach Jarosław Kaczyński spędzał 11 listopada zazwyczaj na Wawelu na grobie brata – wyjaśnia historyk.
W odcięciu od najbardziej skrajnego oblicza Marszu Niepodległości PiS planuje jednak obchody równie duże, a nawet z jeszcze większym rozmachem. I to wcale nieskoncentrowane tylko na jednym dniu. Tą koncepcją zachwycony jest dr Łukasz Michalski, historyk i nowy szef Państwowego Instytutu Wydawniczego. – Nareszcie rząd podchodzi do tematu w poważny sposób. I nawet nie chodzi o samą rozbudowaną ofertę obchodów, ale o to, że do zaplanowania ich zabrał się z dwuletnim wyprzedzeniem. W efekcie jest to działanie przemyślane i pełne – mówi.
Plan pięcioletni
A to oznacza, że rocznicę 1918 r. będziemy obchodzić przez pięć lat. Specjalny rocznicowy program zaczął się już w tym roku i zakończy się w 2021 r., a w jego ramach rząd sfinansuje projekty lokalne, ogólnopolskie, a nawet międzynarodowe. Tylko w przyszłorocznym budżecie państwa zaklepano na ten cel między 70 a 80 mln zł, zaś cały program ma kosztować 200 mln zł.
Tak wielki zasięg działań rząd tłumaczy badaniami przeprowadzonymi na zlecenie Ministerstwa Kultury przez agencję TNS. Wynika z nich, że ponad 70 proc. Polaków jest dumnych ze swojej tożsamości narodowej, jednak aż 40 proc. uważa, że więcej nas dzieli, niż łączy. – Chcemy odbudować poczucie wspólnoty. Większość Polaków preferuje tradycyjne formy uczestnictwa w obchodach patriotycznych. Lubią trzymać flagę, uczestniczyć w obchodach, odwiedzać cmentarze – tak kilka miesięcy temu tłumaczył Jarosław Sellin, wiceminister kultury odpowiedzialny za pilotowanie upamiętnienia 100. rocznicy niepodległości.
– Polacy są narodem wysoce zainteresowanym historią i mamy wiedzę na jej temat znacznie wyższą niż średnia w innych europejskich państwach. Zobaczmy, jak dużą popularnością cieszą się u nas wszelkie historyczne wydawnictwa gazetowe. Więc te działania raczej nie powinny prowadzić do zwiększenia zainteresowania historią, lecz do tego, byśmy przestali uważać, że obchodzenie świąt narodowych jest obciachem i że koniecznie trzeba coś nowego wymyślać. Ważniejsze jest tu przywrócenie zwykłego szacunku tradycyjnym formom – mówi Łukasz Michalski.
Na liście tych pięcioletnich obchodów mamy mocną ofensywę monumentalno-muzealną: uzupełnienie listy pomników historii Polski, finał konkursu na Europejską Muzealną Nagrodę Roku czy organizację Europejskich Dni Dziedzictwa. Kluczowym momentem miało być zapowiedziane jeszcze przez premier Ewę Kopacz otwarcie kompleksu w warszawskiej Cytadeli, czyli Muzeum Historii Polski i Muzeum Wojska Polskiego. Jednak dopiero na początku 2018 r. ruszy budowa tej wycenianej na miliard złotych inwestycji. Za to w planach jest dokończenie nowoczesnego Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku i oddanie Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Świątyni Opatrzności Bożej.
Szczyt obchodów 100. rocznicy przypadnie oczywiście na przyszły rok. Ale nie ograniczy się do fetowania 11 listopada, tylko obejmie jeszcze 3 maja i 15 sierpnia. I cały zestaw kolejnych rocznic do uczczenia: zaślubiny Polski z morzem, powstania śląskie, konstytucję marcową, traktat ryski. Do tego: 700. rocznica odbudowy Królestwa Polskiego, 450. rocznica Unii Lubelskiej, rocznica konfederacji barskiej.
I to też cieszy dr. Michalskiego, który narzeka, że w ostatnich latach bez echa przechodziły wielkie wydarzenia z polskiej historii. – 500. rocznica Nihil Novi, czyli fundamentu parlamentaryzmu polskiego, czy rocznica konfederacji warszawskiej, która była niezwykłym na skalę światową krokiem w stronę tolerancji religijnej – zauważa historyk.
Ale choć oficjalnie dominuje konserwatywna, bliska szkolnym akademiom wizja tego, jak mają wyglądać obchody 100. rocznicy odzyskania niepodległości, to w rzeczywistości plan jest znacznie bliższy temu, jak uroczystości wyglądają na Zachodzie, gdzie – obok obchodów oficjalnych – już dawno rozwinął się zwyczaj lokalnego, wręcz piknikowego świętowania. Program Niepodległa 2018 jest więc nastawiony na działania środowiskowe. – „W to mi graj” to propozycja projektu angażującego młodzieżowe społeczności, w tym warsztaty z raperami, by wspólnie wydać płytę hiphopową – mówi Jan Kowalski, szef biura projektu „Niepodległa 2018” i dodaje, że ten projekt zrobił na nim największe wrażenie spośród 550 propozycji, jakie trafiły w tym roku z wnioskami o granty.
– A zainteresowanie mamy naprawdę ogromne. Mieliśmy w tym roku do rozdysponowania 3 mln zł, a wniosków przyszło na działania o wartości blisko 15 mln. Ledwie jedna siódma dostała dofinansowanie. To pokazuje, jak duża jest potrzeba włączenia się w takie obchody i to włączenia się w przeróżnych formach – przekonuje. – Oczywiście sporo jest wniosków o dofinansowanie pomników czy tablic pamiątkowych, ale dużo też mniej tradycyjnych form: biegów historycznych, koncertów, gier terenowych, warsztatów, spektakli. I to one są dla nas bardziej interesujące, bo takie działania mają szansę na pozostawienie trwałych efektów. Celem całego projektu nie jest zorganizowanie jakiejś wielkiej fety, tylko wzmocnienie wspólnoty obywatelskiej. Tego, by 11 listopada nie był już tylko dniem wolnym od pracy, ale dniem wspólnego świętowania – przekonuje Kowalski.
100 Mega na 100-lecie
Z badań zrobionych na zlecenie Narodowego Centrum Kultury wynika, że wciąż jesteśmy przywiązani do tradycyjnych form świętowania. Ale widać również, że zmieniają się poglądy Polaków na to, jaki pożytek możemy mieć ze znajomości historii. Dane z 2003 r. wskazywały, że na popularności zyskało – w porównaniu z pomiarem z 1987 r. – postrzeganie wiedzy o przeszłości jako części kapitału kulturowego oraz intelektualnej formacji człowieka. Za to dziś rzadziej niż w końcu lat 80. minionego stulecia traktuje się wiedzę o przeszłości jako źródło wskazań moralnych i wiedzy praktycznej. Czyli na historii raczej nie planujemy się uczyć, ale za to potrzebujemy jej do budowania poczucia wspólnoty, także tej lokalnej.
W efekcie badani wskazują również, że obchody Święta Niepodległości powinny być organizowane przez władze, ale raczej samorządowe (46 proc. wskazań) niż centralne (43 proc.). W dalszej kolejności wymieniane są stacje telewizyjne (30 proc.) oraz instytucje kultury (28 proc.), a za nimi rzadziej: Kościół (17 proc.), fundacje lub stowarzyszenia (13 proc.). Co ciekawe, więcej niż co dwudziesty badany chętnie by takie obchody zorganizował sam.
– Uroczysty obiad z rodziną to właśnie jest jedna z najczęściej wskazywanych aktywności powiązanych z czczeniem tego święta – potwierdza Jan Kowalski. – Ja tak od lat ze znajomymi obchodzę 11 listopada. Spotykamy się na działce, jednak jest to nie tylko spotkanie czysto towarzyskie, lecz także okazja do refleksji, odśpiewania pieśni patriotycznych. Owszem w połowie listopada nie mamy pogody do tego, by radośnie świętować niepodległość jak Amerykanie, ale możemy wypracować własne dopasowane do lokalnych możliwości i zwyczajów – przekonuje szef Niepodległej.
Jednak to oddolne świętowanie z oczywistych względów jest dla rządu mniej absorbujące niż państwowe obchody. Plan uchwalenia na 100. rocznicę niepodległości nowej konstytucji już jest nierealny, ale za to z własnymi pomysłami zaczęły wychodzić kolejne resorty. Pojawił się np. plan dociągnięcia szerokopasmowego internetu do wszystkich szkół. To wspólny program ministerstw cyfryzacji i edukacji narodowej. Oficjalna nudna nazwa: Ogólnopolska Sieć Edukacyjna. Bardziej medialny kryptonim: „100 Mega na 100-lecie”. I choć zalatuje tu Gomułką („tysiąc szkół na tysiąclecie”), jest to program, który może przynieść największą korzyść z całego pięcioletniego planu.
Za to inne rządowe pomysły na alternatywne obchody rocznicy jak dotąd niekoniecznie zaowocowały sukcesami. Wspólny pomysł Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych na wydanie specjalnych rocznicowych paszportów z zaprojektowanymi na tę okazję ilustracjami już na samym początku akcji wywołał dyplomatyczne spięcia. Wśród grafik zaproponowano wileńską Ostrą Bramę i Cmentarz Orląt Lwowskich. Po protestach władz Litwy i Ukrainy szybko przypomniano sobie, że święto w Polsce niekontrowersyjne, u naszych sąsiadów może wywoływać mniej pozytywne emocje. Nieoficjalnie mówi się, że to pod wpływem tej scysji minister Mariusz Błaszczak wziął na polityczny cel szefa PWPW Piotra Wojciechowskiego, niedawno odwołanego ze stanowiska.
Pomysły te i tak przebija plan MON, który zapowiedział, że niepodległość uczci kolumnami niepodległości. W całym kraju w miejscach ważnych historycznie mają być postawione pomniki nawiązujące do podobnych kolumn z orłem zrywającym się do lotu wznoszonych w 1928 r., w 10. rocznicę odzyskania suwerenności. Pierwotnie mówiono aż o 100 takich pomnikach, okazało się jednak że MON ma na ten cel 5 mln zł, a przy wycenie jednego monumentu na 300 tys. zł, funduszy starczy tylko na kilkanaście kolumn.
Czy to wszystko spowoduje, że 11 listopada zmieni się w święto faktycznie ogólnonarodowe? Takie, w którym to nie kwestia dnia wolnego od pracy będzie kluczowa? – Na pewno jest szansa na to, by wzrosła potoczna wiedza historyczna. Co do samej warstwy afirmacyjnej jest bardzo trudne do przewidzenia, bo my nie jesteśmy pod tym względem za szczególnie aktywnym społeczeństwem – uważa dr Mirowski.