Prawo i Sprawidliwość musi zdecydować, czy chce dalej rządzić Polską razem z prezydentem, czy mimo prezydenta - mówi Antoni Dudek, politolog i historyk.
Co z politycznego punktu widzenia oznaczają propozycje prezydenta dotyczące Sądu Najwyższego i KRS?
Prezydent szuka złotego środka. Próbuje zachować radykalizm reformy i jednocześnie jej zgodność z konstytucją. Zasadniczą sprawą jest to, czy projekty te uzyskają poparcie PiS. Sądząc po ostatnim wywiadzie prezesa Kaczyńskiego, można mieć co do tego wątpliwości. PiS może być niezadowolony np. z kwestii większości trzech piątych, którą ma być wybierana KRS. Bo to oznacza konieczność szukania koalicjanta w Sejmie, czego ta partia robić nie chce. W tej chwili los obu projektów jest najważniejszym papierkiem lakmusowym relacji między prezydentem a obozem PiS. Od tego zależy, jak będą wyglądać kolejne dwa lata rządów. Albo procedowanie tych ustaw przyczyni się do poprawy nadwyrężonych relacji między pałacem a PiS, albo do zaognienia konfliktu, które skutkować będzie tym, że do końca kadencji partia ta żadnych istotnych reform już nie przeprowadzi.
Propozycje prezydenta dotyczące wyboru składu KRS wymagać będą zmian w konstytucji. A wiadomo, że opozycja na to się nie zgodzi. Prezydent wpuszcza własne ugrupowanie w pułapkę czy zwyczajnie podbija stawkę?
Skłaniam się ku tej drugiej opcji. PiS musi zdecydować, czy chce dalej rządzić Polską razem z prezydentem, czy mimo prezydenta. Oczywiście nie wierzę w zmiany w konstytucji, nie przy tej atmosferze politycznej. Natomiast odgórne założenie, że nie da się zebrać większości trzech piątych w Sejmie, jest przesadzone. Na pewno będzie trudno, ale to kwestia znalezienia kandydatów do KRS, których poprze PiS i Kukiz’15. To nie jest niemożliwe, bo w pewnych sprawach obie formacje potrafiły się dogadać. Pojawia się też pytanie o zakres możliwości rozmów z PSL. Jego przewodniczący Władysław Kosiniak-Kamysz nigdy nie krytykował PiS w tak radykalny sposób, jak robią to liderzy PO czy Nowoczesnej. Ale jeśli PiS nie chce szukać ponadpartyjnego poparcia i pójdzie na konfrontację z prezydentem, o reformie SN i KRS możemy zapomnieć. A oskarżany o to będzie prezydent. Wówczas mogą pojawić się kolejne reakcje ze strony głowy państwa, gdy PiS podejmie inne trudne tematy, jak np. dekoncentracja mediów, reforma służb specjalnych czy ogłoszony już projekt ustawy o szkolnictwie wyższym.
Czym ta wojna na górze może się skończyć dla obozu dobrej zmiany?
Możliwości są dwie. Pierwsza z nich zakłada, że konflikt będzie łagodzony – w co wątpię, biorąc pod uwagę np. ostatnie wydarzenia dotyczące prof. Królikowskiego. Druga opcja to gra PiS na eskalację tego sporu. Wówczas PiS będzie musiał zdecydować się na przejście z roli rządu wprowadzającego zmiany do roli rządu wyłącznie administrującego krajem. Ewentualnie zacznie zmierzać w kierunku przedterminowych wyborów. Ale procedury nie są takie proste, a poza tym dobre notowania PiS nie dają mu wciąż gwarancji, że będzie miał samodzielną większość – a zwłaszcza trzech piątych, która dawałaby możliwość odrzucania wet prezydenta. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że Sejm dokończy kadencję, ale możliwości działania PiS zostaną ograniczone przez Andrzeja Dudę. Tak więc PiS ma sporo do stracenia, ale prezydent też, bo na końcu tego wszystkiego jest poparcie przez tę partię jego starań o reelekcję. Ale to będzie dopiero w 2020 r. i do tego czasu to PiS bardziej potrzebuje prezydenta Dudy niż odwrotnie. Dlatego długo nie mogłem zrozumieć poziomu lekceważenia przez PiS głowy państwa w wielu sprawach, zwłaszcza że to wybór Andrzeja Dudy na prezydenta otworzył drogę do zwycięstwa wyborczego PiS.