Do dziś borykamy się z tymi samymi klauzulami z umowy gazowej z 2010 r., które od początku były nie do przyjęcia - ocenił prezes PGNiG Piotr Woźniak. Jak dodał, od 2009 r. przeciwko tym zapisom protestowało otoczenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Jak mówił w czwartek Woźniak w telewizji internetowej wpolsce.pl, w czasie negocjacji kontraktu z Gazpromem pracował w zespole ds. bezpieczeństwa energetycznego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który miał "reglamentowany" dostęp do informacji o rokowaniach, ale "praktycznie każdy element, o którym wiedzieliśmy był albo do całkowitej zmiany, albo do głębokiej korekty począwszy od wolumenu po mechanizmy cenowe i czas trwania".

"Konsekwencje tego, co zostało zawarte i poparte niesłychanie mocnym dokumentem międzyrządowym odczuwamy do dzisiaj. Jesteśmy cały czas w postępowaniu przed Trybunałem Arbitrażowym z Gazpromem dokładnie o te same zapisy i klauzule, które jeszcze w 2009 r. zdążyliśmy oprotestować. Borykamy się z klauzulami, o których od początku było wiadomo, że są absolutnie nie do przyjęcia. Jeśli chodzi o światowy standard przemysłowy kontrakt jamalski jest substandardowy" - mówił prezes PGNiG. Jego zdaniem, większość warunków tej umowy jest niekorzystna i dla spółki, i dla strony polskiej.

Jako przykład niekorzystnych zapisów podał ograniczenie w wyniku negocjacji zysku spółki EuRoPol Gaz - właściciela gazociągu jamalskiego - do nieco ponad 21 mln zł rocznie. "Za używanie gazociągu trzeba płacić, dlatego w najgłębszym interesie strony rosyjskiej jest płacenie za ten transport jak najmniej, po to żeby gaz był jeszcze bardziej konkurencyjny na zachodzie. Pójście na ustępstwo w tej sprawie jest jawnie na niekorzyść strony polskiej, bo chociaż to wspólne przedsięwzięcie z Gazpromem, to powinno nam jak najbardziej zależeć, żeby z tytułu tranzytu czerpać zyski" - mówił Woźniak.

Zwrócił uwagę, że na Zachodzie pojawia się narracja, jakoby Polska walczyła z gazociągami Nord Stream, Opal, Eugal itp. po to, żeby zachować zyski z tranzytu gazu. "Po raz nie wiem który dementuję to, ponieważ zyski są ograniczone do nieco ponad 20 mln zł rocznie, co jest kwotą wstydliwie niską w stosunku do wszystkich standardów przesyłowych. Na skutek negocjacji zostaliśmy postawieni w takiej sytuacji. To jest po prostu kpina" - stwierdził prezes PGNiG.

Zdaniem Piotra Woźniaka, "zastanawiające, że do tej pory nikt nie próbował tego oceniać. Być może jest na to pora, zwłaszcza jeżeli zostanie ujawniony raport NIK, który jest druzgocący". "To trochę dziwne, że nikt, kto ma uprawnienia nie kierował spraw do prokuratury" - dodał. Jak mówił, według niego, "nic lepiej nie naprawia sytuacji niż ujawnienie wszystkiego do granic możliwości. Bo te granice są". Wskazał, że niektóre szczegóły kontraktowe, co do ceny, punktów dostaw, warunków grafikowych dostaw trzeba utrzymać w tajemnicy, bo kontrakt jest w toku. "Natomiast zasady i cele negocjacyjne powinny być jawne. Nic nie rzuca wystarczająco ostrego światła na takie sprawy jak komisja śledcza" - stwierdził.

Jak dodał, "jeżeli wszyscy zainteresowani będą wiedzieć, że jakieś okoliczności w końcu wyjdą przed komisją śledczą w ramach powszechnej kontroli, to będą to mieli w głowie. Nie trzeba się bać, tylko dopełniać wszystkich warunków Kodeksu spółek handlowych, który m.in. nakazuje czytać dokumenty i analizować ich skutki" - mówił Woźniak.

W poniedziałek tygodnik "Sieci", opisując okoliczności podpisania umowy z 2010 r. z Gazpromem na dostawy gazu, napisał m.in., że z niejawnych instrukcji negocjacyjnych rządu PO-PSL wynika, że pierwsza instrukcja negocjacyjna z marca 2009 r. zakładała obronę polskich interesów. Jednak, jak twierdzi tygodnik, w kolejnej instrukcji, zatwierdzonej przez rząd Donalda Tuska w lipcu 2009 r., Polska zrezygnowała "ze wszystkich najważniejszych postulatów gwarantujących bezpieczeństwo energetyczne".(PAP)

autor: Wojciech Krzyczkowski

edytor: Marek Michałowski