Niedzielne wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego w Wenezueli, które ogłosił prezydent Nicolas Maduro, mogą utorować drogę do kolejnego, bardziej autorytarnego etapu politycznego w tym kraju - twierdzą komentatorzy. Opozycja wzywa do bojkotu głosowania.

Przeciwnicy władz postrzegają niedzielne głosowanie jako próbę pełnego zawłaszczenia władzy przez Maduro, zignorowania wyłonionego w wyborach parlamentu, w którym większość ma opozycja, a także uniknięcia wyborów prezydenckich zaplanowanych na 2018 r.

Maduro utrzymuje, że celem głosowania jest ustabilizowanie sytuacji w kraju, który zmaga się z największym od dekad kryzysem gospodarczym i politycznym. Występują dotkliwe braki nawet najbardziej podstawowych towarów, a inflacja bije światowe rekordy.

Aby wywrzeć presję na prezydenta, opozycja zwołała na środę i czwartek drugi w ciągu tygodnia strajk generalny. Przeciwnicy chcieli w ten sposób zmusić Maduro do wycofania się z planów, które według nich zmierzają ku "konsolidacji dyktatury". W środowych starciach zginęły co najmniej trzy osoby, a ponad 150 osób zostało zatrzymanych. W czwartek rano ulice Caracas były wyludnione, wiele sklepów pozamykanych, a drogi zablokowane. Na piątek w stolicy zapowiedziano demonstrację antyrządową.

Przed strajkiem Wenezuelczycy, którzy obawiali się kolejnej fali przemocy, gromadzili zapasy lub opuszczali kraj. "Nie wiemy, co się wydarzy po niedzielnych wyborach. Wolimy przedostać się do Kolumbii, aby czuć się bezpieczniej" - powiedziała agencji AFP 29-letnia Maria de los Angeles Pichardo. Tak jak ona dziesiątki tysięcy ludzi przekraczają codziennie granicę z Kolumbią. Niektórzy robią to, by kupić niezbędne produkty, a inni z zamiarem pozostania w sąsiednim kraju na dłużej.

Od początku kwietnia w Wenezueli trwają protesty, których uczestnicy domagają się odejścia Maduro. Demonstracje wybuchły, gdy pod koniec marca usłużny wobec szefa państwa Sąd Najwyższy przejął uprawnienia Zgromadzenia Narodowego. Pod międzynarodowym naciskiem decyzje zostały częściowo cofnięte, ale demonstracje nie ustały. Protestujący krytykują coraz bardziej autorytarny rząd i obciążają go odpowiedzialnością za dotkliwy kryzys gospodarczy i rosnący poziom przestępczości. W starciach z policją zginęło już ponad sto osób, a ponad 4,5 tys. zostało zatrzymanych.

Prezydent niejasno wypowiada się na temat skali zmian w ustawie zasadniczej, jakie miałaby wprowadzić złożona z 545 członków Konstytuanta. Swe plany ws. jej wyłonienia ogłosił w maju. W niedzielę 364 członków zostanie wybranych przez zarejestrowanych wyborców, a pozostałych 181 przez członków siedmiu sektorów społecznych, w tym emerytów, rdzennych mieszkańców, biznesmenów, chłopów czy studentów.

Zrzeszająca siły opozycyjne Koalicja na rzecz Jedności Demokratycznej (MUD) zapowiada, że zbojkotuje głosowanie. Najpewniej w niedzielę do urn pójdą przede wszystkim zwolennicy rządu, a także blisko trzy miliony pracowników sektora publicznego i strategicznej branży naftowej, którzy otrzymali polecenie udziału w głosowaniu. Według mediów można zakładać, że frekwencja będzie niska, jako że Maduro może liczyć na poparcie zaledwie 20 proc. Wenezuelczyków.

Obecna konstytucja została opracowana przez zgromadzenie powołane w 1999 r. przez poprzednika Maduro i jego politycznego mentora, Hugo Chaveza. Jednak Chavez, w przeciwieństwie do Maduro, upewnił się, że obywatele popierają nowelizację ustawy zasadniczej, i wcześniej zwołał referendum. Tymczasem Maduro ogłosił wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego, wydając dekret.

Według ośrodka badawczego Datanalisis ponad 70 proc. Wenezuelczyków sprzeciwia się planom zmian w systemie władzy i samej idei zwołania Konstytuanty.

Wenezuelczycy dali temu wyraz 16 lipca, gdy nieformalne referendum zorganizowane przez MUD przyciągnęło ponad 7 mln osób. To więcej niż zagłosowało na Maduro w wyborach z 2014 r. Uczestnicy nieoficjalnego plebiscytu sprzeciwili się m.in. planom Maduro dotyczącym zmiany konstytucji.

Jak pisze brytyjski "Guardian", krytycy uważają, że utworzenie Konstytuanty może być próbą unieważnienia obecnego parlamentu i powołania zgromadzenia na wzór kubański, które jedynie zatwierdzałoby rozkazy władzy wykonawczej.

Z powodu narastającej presji Maduro zapewnił, że pod koniec procesu tworzenia konstytucji wyborcy będą mieli szansę poprzeć ją lub odrzucić. Jednak ani prezydent, ani Krajowa Rada Wyborcza (CNE) nie sprecyzowali, jak długo potrwa ten proces ani co się będzie wówczas działo z obecną władzą ustawodawczą.

W 1999 r. Zgromadzenie Narodowe było zamknięte, gdy Konstytuanta przez kilka miesięcy debatowała. Tym razem parlament zapowiedział, że nie ustąpi miejsca Konstytuancie, i zapewnił, że powoła równoległą władzę sądowniczą.

Nie wiadomo, czy zgodnie z nową konstytucją kolejne wybory prezydenckie odbędą się zgodnie z planem w 2018 r. Może też zostać zmieniony termin wyborów regionalnych, zaplanowanych na koniec 2017 r.

Ostatnio do opozycji przyłączają się dawni współpracownicy Maduro, którzy oskarżają go o zdradę ideałów poprzednika, Chaveza. Jedną z twarzy opozycji stała się prokurator generalna Luisa Ortega Diaz. Teraz jest atakowana przez Sąd Najwyższy, który grozi jej, że pozbawi ją stanowiska.

Apele do Maduro o odwołanie głosowania płyną także z zagranicy. W środowym oświadczeniu 13 spośród 35 państw należących do Organizacji Państw Amerykańskich (OPA) ostrzegło, że utworzenie Konstytuanty będzie równoznaczne z "definitywnym demontażem instytucji demokratycznych". Szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini wyraziła zaniepokojenie "łamaniem praw człowieka i nadmiernym wykorzystaniem siły" w Wenezueli, a amerykańskie ministerstwo finansów ogłosiło nowe sankcje i ostrzegło przed kolejnymi. Sankcje są wymierzone w 13 wysokich rangą przedstawicieli rządu i organów wojskowych, których majątki oraz konta bankowe w USA zostały zamrożone. Nie będą już mogli prowadzić interesów z Amerykanami. Maduro uznał sankcje za "bezprawne, bezczelne i niedopuszczalne".

Wenezuelski prezydent, którego kadencja upływa w styczniu 2019 r., nie ulega naciskom i powtarza, że jest zdeterminowany zmienić konstytucję. Wezwał opozycję, by "szanowała prawo narodu do swobodnego głosowania", i zaapelował, by powstrzymać się od przemocy. Otrzymał poparcie tradycyjnie przyjaznej mu Kuby, która we wtorek odrzuciła możliwość uczestniczenia w mediacjach w sprawie Wenezueli, tłumacząc, że Maduro ma pełne prawo do rządzenia. (PAP)