Proces mężczyzny, oskarżonego o zabójstwo i znęcanie się nad żoną, rozpoczął się w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Kielcach. Według śledczych, mąż miał upozorować samobójstwo kobiety. 37-latek przyznał się do zabójstwa, ale nie z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia żony.

Do zdarzenia doszło w maju 2014 r. w jednym z mieszkań w Starachowicach. Śledztwo dotyczące śmierci 30-latki początkowo umorzono. Sprawa wyglądała na samobójstwo – brakowało dowodów wskazujących na to, iż do śmierci kobiety przez powieszenie ktoś się przyczynił.

Jak informowała w grudniu świętokrzyska policja, mąż kobiety mówił policjantom zaraz po jej śmierci, że nie mieszkał z żoną i nie widział się z nią w dniu, w którym zmarła. Tłumaczył, że od jakiegoś czasu nie dogadywali się, a powodem decyzji o samobójstwie mogła być zazdrość.

Śledczy jednak nadal interesowali się sprawą. Pojawiły się nowe ustalenia, które pozwoliły na zatrzymanie w grudniu ub. r. Kamila T. i postawienie mu zarzutu zabójstwa – miał udusić kobietę. Mężczyzna przyznał się i złożył wyjaśnienia. Został aresztowany. Kamil T. był już wcześniej karany za znęcanie się nad żoną, a rodzina miała założoną niebieską kartę.

Według ustaleń śledztwa, Kamil T., po dokonaniu zabójstwa, upozorował samobójstwo żony. W toku śledztwa podejrzanemu przedstawiono jeszcze dwa zarzuty - znęcania się nad żoną - w okresie od lutego do maja 2014 r. - oraz kierowania gróźb karalnych do jej przyjaciółki. Mężczyzna nie przyznał się do tych zarzutów.

W poniedziałek podczas pierwszej rozprawy procesu Kamil T. przyznał się do zabójstwa, ale nie z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia kobiety. Nie przyznał się do dwóch pozostałych zarzutów.

Przeprosił rodziców żony, swojego syna oraz własnych rodziców. "Zmarnowałem sobie życie i swojemu dziecku. Nie mogę cofnąć czasu. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem" – mówił przed sądem T.

Jak wyjaśniał, w jego małżeństwie często dochodziło do kłótni. Przyznał, że nadużywał alkoholu. Tydzień przed śmiercią żony wyprowadził się z ich wspólnego mieszkania – podejrzewał, że kobieta go zdradza. T. stwierdził, że w dniu, w którym doszło do zabójstwa, żona ciągle do niego wydzwaniała – chciała się spotkać i porozmawiać. Kiedy wieczorem przyszedł do ich wspólnego mieszkania (syn nocował u dziadków), kobieta miała mu powiedzieć, że już go nie kocha i będzie sobie układała życie z innym mężczyzną. "Nie panowałem nad sobą po tym, jak mi to wszystko powiedziała. Działałem nieświadomie, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje" – opowiadał przed sądem Kamil T.

W odczytanych w sądzie wcześniejszych zeznań oskarżonego wynika, że dusił on kobietę sznurkiem od ubrania, kiedy ta stała w kuchni. Gdy się przewróciła, ponownie zacisnął pętlę na jej szyi. "Prawdopodobnie jeszcze żyła" – mówił T., dopytywany przez sąd.

Potem przeciągnął ciało kobiety do łazienki, a sznurek zaciśnięty na jej szyi przymocował do kaloryfera. Po całym zdarzeniu pił alkohol. Następnego dnia próbował popełnić samobójstwo.

Mężczyzna zaprzeczył, że celowo upozorował samobójstwo kobiety. T. podkreślił, że o tym, iż zabił żonę opowiedział dopiero policjantom, kiedy zatrzymano go w grudniu ub.r. Twierdził, że nigdy wcześniej nie mówił o tym swojemu ojcu – emerytowanemu policjantowi.

Podczas rozprawy jako świadek zeznawała przyjaciółka zmarłej. Jak mówiła, widziała, jak T. bił żonę czy wyzywał podczas kłótni. Słyszała też awantury przez telefon – żona T. dzwoniła do przyjaciółki w sytuacjach, w których obawiała się przemocy ze strony męża. Przyjaciółka interweniowała wówczas na policji. Zdaniem kobiety, małżonka T. nie zdradzała mężczyzny.

Kamilowi T. grozi dożywocie.

Ze śledztwa dotyczącego Kamila T. wyłączono materiały dotyczące utrudniania postępowania, związane m. in. zacierania śladów. Sprawę bada prokuratura.

Katarzyna Bańcer (PAP)