Jak ocenia pan przebieg konwencji Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Obywatelskiej?

To były dwa różne wydarzenia, ale łączył je wspólny mianownik: zarówno PiS, jak i KO wyraźnie rozpoczęły kampanie parlamentarne przed wyborami w 2027 r., dążąc jednocześnie do konsolidacji sił w utrwalonym politycznym duopolu PO-PiS. KO skoncentrowała się przede wszystkim na jedności, budowie wspólnego frontu i zwarciu szeregów, podczas gdy PiS skupiło się raczej na prezentacji swojej wizji państwa.

Na co akcent położyli liderzy obu formacji?

Wystąpienia premiera Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego łączyła strategia straszenia konkurencją i odwołania do geopolityki, choć każdy wskazywał inne zagrożenia. Tusk próbował powiązać Federację Rosyjską z partią Kaczyńskiego, mimo że rząd Morawieckiego jako pierwszy udzielił Ukrainie pomocy wojskowej. Kaczyński natomiast obawia się Niemiec, postrzegając Unię jako zagrożenie dla suwerenności Polski, choć w rzeczywistości Niemcy są dziś znacznie słabsze niż 15–20 lat temu.

I Jarosław Kaczyński, i Donald Tusk adresowali swoje przekazy przede wszystkim do tzw. żelaznego elektoratu. Dlaczego?

Obie partie wychodzą z założenia, że – aby móc poszerzać swoją bazę wyborczą – w pierwszej kolejności muszą w pełni konsolidować swoich dotychczasowych zwolenników. Zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie pojawia się też przekonanie o możliwości osiągnięcia poparcia na poziomie 40 proc. – można to było zresztą usłyszeć w wypowiedziach poszczególnych polityków. Stanowi to więc pewien punkt odniesienia, cel. To jednak założenie dość ryzykowne, wręcz życzeniowe, bo żadna z tych formacji od lat nie notowała tak wysokiego wyniku.

Dlatego obecnie głównym celem wydaje się konsolidacja – sprawdzenie, jak duże realnie jest poparcie i gdzie można szukać nowych wyborców: czy wśród sympatyków konkurencyjnych partii, czy wśród osób niezdecydowanych. Choć w tym drugim przypadku nie jestem pewien, czy którakolwiek z tych formacji ma realną szansę przyciągnąć rozczarowanych polską polityką – w końcu zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Donald Tusk współkształtują ją już od ponad dwudziestu lat.

Czy strategia podtrzymująca istniejącą polaryzację polityczną może okazać się skuteczna?

To są stare schematy, które ani jednej, ani drugiej formacji nie przynoszą dobrych efektów. PiS nie wygrywało wtedy, gdy straszyło Donaldem Tuskiem, lecz wtedy, gdy wychodziło poza zaklęty krąg duopolu i przedstawiało konkretne obietnice, jak program 500 plus. Podobnie PO, wskazując, że kraj odziedziczyli w ruinie i że PiS rozkradało majątek, pomija pewne istotne fakty, np. partyjni nominaci KO wchodzą w różne spółki Skarbu Państwa. Właśnie dlatego te narracje wydają się częściowo fałszywe.

Ciekawym elementem, na który warto zwrócić uwagę i w przypadku PiS, i KO, jest pomijanie partii trzecich. Nigdzie nie wspomniano Konfederacji. Można to interpretować na dwa sposoby: albo te partie traktują Konfederację jako potencjalnego przyszłego koalicjanta, albo po prostu obawiają się jej rosnącego znaczenia. Dzisiaj bowiem najsilniejszą „trzecią siłą” jest Konfederacja, dlatego nie warto jej bezpośrednio eksponować. Nie bez znaczenia jest też wzrost poparcia innych mniejszych ugrupowań – jak Korona Grzegorza Brauna czy partia Razem – który nie bierze się znikąd, lecz z rozczarowania tandemem PO-PiS.

Rozmawiali Marek Mikołajczyk i Karina Strzelińska