Teoria mówiąca o tym, że takie organizowanie sceny politycznej służy podtrzymaniu partyjnego duopolu nie jest niczym specjalnie nowym. To znane od lat narzędzie zdaje się ciągle działać. Dowodem-sondaże. Trudno zresztą się dziwić - świat, który nas otacza, czyni słowa o zagrożeniu bytu państwa dość wiarygodnymi.
Wydaje się przy tym ciekawe, że mówiąc dużo o tym, jakie zagrożenia przynosi nam świat zewnętrzny, relatywnie mało mówimy o tym, jak byśmy chcieli go zorganizować.
Owszem, dużo mówimy o tym, jak my tu w Polsce na zagrożenia ze świata zewnętrznego mamy się przygotować. Dużo mówimy i często gorąco dyskutujemy o tym, z jakimi sojusznikami powinniśmy się wiązać. Relatywnie mało jednak w czasie weekendowego galopu konwencyjnego mówiono o tym, jaki świat i jaką Europę chcemy kształtować.
A na to pytanie powinniśmy próbować odpowiedzieć nie tylko dlatego, że stajemy się częścią grupy G20. Powinniśmy dyskutować o tym, jaki świat i Europę chcemy tworzyć, bo stopień naszej zależności od tego, jak ten świat wygląda, wzrósł w ostatnich dwóch dekadach w sposób niewspółmierny.
Bardzo duża część polskiego boomu gospodarczego, wielkiego skoku cywilizacyjnego, który jest za nami, wiąże się z tym, że staliśmy się istotną częścią globalnej gospodarki. Często w sposób pośredni, będąc produkcyjnym i usługowym zapleczem gospodarek zachodnioeuropejskich. Ale ten pośredni związek oznacza, że o tym, jak żyją mieszkańcy również średnich i małych polskich miast, decydować będzie nie tylko to, jak zmodernizujemy polską gospodarkę, ale raczej to, czy uratujemy konkurencyjność gospodarki europejskiej. I to, czy świat euroatlantycki się nie rozpadnie.
Stopień naszej ekspozycji na to, jak wygląda świat i jakie miejsce zajmuje w nim Europa j będzie rosnąć. Polska gospodarka może być bardziej wielowymiarowa od czeskiej czy węgierskiej, ale na dłuższą metę sam popyt wewnętrzny nie zagwarantuje nam rozwoju.
Za gospodarczym i cywilizacyjnym sukcesem nie idzie u nas wzrost świadomości tego, że to my, Polska, mamy możliwości współkształtowania Europy według własnych potrzeb. W języku polityków Unia ciągle jest zewnętrznym wobec nas bytem, bytem wobec którego to my mamy się dostosować, a nie takim, który mamy ukształtować.
A powinniśmy to robić, bo na równi z ostatecznością zagrożeń wobec naszej suwerenności pojawiają się ostateczne zagrożenia wobec samej Unii właśnie.
Konwencje odbyły się tydzień po tym, jak poznaliśmy dane o chińskim wzroście gospodarczym. Model wzrostu, który w tych danych zobaczyliśmy, potwierdził, że Chiny są dla nas, Europy, fundamentalnym zagrożeniem. Skoro bowiem rosnąć mogą jedynie dzięki eksportowi, to my, Europa, możemy być poddani jeszcze większej presji sprzedawanych po budzących wątpliwości cenach produktów i usług. Presji, która może nieść w sobie zagrożenie ostateczne dla europejskiej gospodarki.
Politycy głównych partii mogą mieć więc rację - stoimy wobec egzystencjalnych wyzwań dla naszego państwa, dla przyszłości naszej gospodarki, dla przyszłości naszego modelu cywilizacyjnego awansu. Podjęciem tych wyzwań powinno nie być jedynie odpowiedzenie na pytanie, jakiej Polski chcemy. Ale też odpowiedzią na pytanie, jakiej konkretnie chcemy Europy i jakiej konkretnie chcemy europejskiej gospodarki. A miarą naszej dojrzałości może być może zrozumienie, że mamy jako kraj siłę i zdolności, żeby przyszłość tej Europy ukształtować.