"Od dzieciństwa słyszałam w domu: jesteśmy Polakami" - mówi Wiktoria Muchrajewa z rodziny potomków polskich zesłańców w Buriacji. Natalia Łanowskaja, która mówi, że ma w sobie i polską, i rosyjską część, dopiero niedawno odkryła swoje polskie korzenie.

W Społecznej Szkole Języka i Kultury Polskiej w Ułan Ude, działającej przy Narodowo-Kulturalnej Autonomii Polaków "Nadzieja", języka polskiego uczy Krystian Furmanowicz, nauczyciel skierowany przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG). "Mam uczniów od czterech do ponad 70 lat" - opowiada. Grupa liczy około 60 osób.

Polskiego uczą się potomkowie polskich zesłańców z okresu po powstaniu styczniowym, których pobyt w Buriacji związany był z budową kolei transsyberyjskiej. Zdecydowana większość uczniów to osoby, które po prostu czują się Polakami. "Czują polskie korzenie, niektórzy - młode pokolenie - mają plany wybrać się na studia do Polski. Niektórzy chcieliby podtrzymywać kontakt z bliskimi, którzy mieszkają w Polsce. Inni mają plany odwiedzić Polskę, wrócić chociażby na moment" - mówi nauczyciel.

Pani Wiktoria była w Polsce raz, w 2016 roku, podczas akcji "Wielkanoc w Polsce", w ramach której rodziny z Lublina przyjmowały Polaków zza wschodniej granicy. Goście zwiedzali wówczas między innymi Kraków. "W naszej rodzinie jest taka legenda, że nasi przodkowie mieszkali w Krakowie. Kiedy byłam w Krakowie, poczułam, że to nie jest legenda. Tak to jest. To moja ziemia" - opowiada.

Mąż pani Wiktorii jest Buriatem, oboje są katolikami. Poznali się w kościele w Ułan Ude, gdy przyszła tam po raz pierwszy. "On zaproponował mi herbatę. Tak się poznaliśmy i od tej pory pijemy herbatę razem" - śmieje się. Byli pierwszą parą, która w parafii wzięła ślub i pierwszą, która ochrzciła dziecko.

Najmłodszy syn, ośmioletni Anton, bierze udział w prowadzonej przez Furmanowicza próbie przed uroczystym koncertem z okazji święta Konstytucji Trzeciego Maja. Pytany, co najbardziej podoba mu się w piosence, którą przed chwilą śpiewał wraz z innymi na scenie, chłopiec odpowiada: "bo jest polska".

Pierwszym wspomnieniem Natalii Łanowskiej związanym z Polską jest powieść historyczna dla młodzieży, w której pojawiał się polski zesłaniec i spory fragment stanowiły zdania po polsku. "Pamiętam, że po prostu cała się zatrzęsłam od tej polskiej mowy, chociaż o tym, że mam polskie korzenie, dowiedziałam się dopiero teraz, już jako człowiek dorosły" - opowiada po rosyjsku pani Natalia. Na wiele lat zapomniała o tym wrażeniu. Teraz sądzi, że jeszcze w tym dziecięcym wieku zrozumiała znaczenie polskich słów.

Polska część pani Natalii chciałaby, aby kontakty z Polską były częstsze, by członkowie Polonii w Ułan Ude mieli możliwość odwiedzania Polski. Niezależnie od tego uważa, że to, iż państwo polskie troszczy się w taki czy inny sposób o podtrzymanie polskich społeczności "sprzyja przyjaźni pomiędzy ludźmi".

"Nie dążymy... Nie powiedziałabym, że moim dążeniem na sto procent jest repatriacja. Uczę się kultury polskiej, języka. Jestem zainteresowana tym, żebyśmy rozwijali mimo wszystko dobrosąsiedzkie stosunki. Oprócz tego, że mam polskie korzenie, jestem też Rosjanką. Mój mąż jest Buriatem" - mówi pani Natalia.

Pani Wiktoria jest przekonana, że to wyjazd do Polski sprawił, że minęły jej problemy z rozumieniem języka polskiego. Podkreśla, że pomogły zajęcia prowadzone przez obecnego nauczyciela. Pytana o plany związane z Polską mówi, że chciałaby tam jeździć, mieć możliwość spotykania się z ludźmi, którzy przyjęli ją w Lublinie i którzy stali się dla niej jak rodzeństwo.

Przez długie lata Polacy w Buriacji, mieszkańcy o polskich korzeniach, byli izolowani od Polski i teraz - jak mówi pani Wiktora - chcieliby, by nie było tej izolacji.

Panią Natalię cieszy to, że buriacki zespół folklorystyczny Żergemel, który współpracuje z Autonomią "Nadzieja" i wykonuje polską muzykę na buriackich instrumentach ludowych, występuje w Polsce. Cieszy ją też, że przyjeżdżają do Ułan Ude goście z Polski, a dzieci z Buriacji mogą mieć na obozach letnich w Polsce kontakty z polskimi rówieśnikami.

Córka pani Wiktorii, Jana, była w Polsce dwukrotnie. Pytana o plany związane z Polską podkreśla, że podobało jej się i chciałaby tam mieszkać, ale teraz wyszła za mąż i również do męża należy decyzja o przyszłości.

Pani Wiktoria opowiada o kuzynkach, które już czują się Rosjankami, a nie Polkami. Ona, kiedy chodziła po Krakowie, była w kościele, by się pomodlić, mówiła sobie, że Bóg dał jej "ojczyznę tak daleko od domu". Przed wyjazdem nie oczekiwała, że będzie dla niej tak silnym przeżyciem, bo - jak mówi - skończyła 45 lat i "wie już wszystko o życiu".

"Mam takie uczucie, że patrzę na Polskę i na coś czekam" - mówi.

Z Ułan Ude Anna Wróbel (PAP)