Gdańsk i Sopot chcą zorganizować czasowy pobyt w Polsce dzieciom z Syrii, które wymagają rehabilitacji, leczenia - oświadczył prezydent Gdańska. Czynienie nam z tego powodu zarzutu jest jakimś kompletnym absurdem. To nie jest temat zastępczy – tłumaczył.

Podczas briefingu prasowego w poniedziałek w Gdańsku prezydent Paweł Adamowicz oświadczył, że "Gdańsk chce przyłączyć się i wraz z Sopotem zorganizować czasowy pobyt na terenie miast dzieciom z Syrii, które wymagają rehabilitacji, leczenia czy pomocy psychologicznej". "Oczekujemy, że rząd taką polityczną decyzję podejmie" – dodał.

"To nie jest szukanie tematu zastępczego (...) to jest inicjatywa oddolna, teraz jest pytanie – jaka będzie ostatecznie reakcja pani premier i aparatu rządowego" – podkreślił Adamowicz.

Zaznaczył, że z tego powodu "czynienie prezydentowi Sopotu i Gdańska zarzutu jest jakimś kompletnym absurdem; my chcemy pomóc".

Na pytanie o to, ile dzieci mogłoby zostać przyjętych, odpowiedział, że "Gdańsk i każde duże polskie miasto stać na przyjęcie 10, 20 czy nawet więcej dzieci". "Zostawiam to otwarte i liczę, że po pierwsze będzie polityczne otwarcie ze strony rządu, a następnie z organizacjami pozarządowymi, które stale niosą pomoc dla Syryjczyków; ustalimy, ile osób (może zostać przyjętych - PAP) i być może to otworzy szersze pole pomagania" - dodał.

"W obozach na terenie Turcji, Jordanii są tysiące sierot, które nie mają żadnej stałej opieki lekarskiej, są pozostawione samym sobie i później nie dziwmy się, że z takich dzieci mogą wyrastać osoby sfrustrowane, które będą chciały się odegrać na nieczułym świecie, który nie niesie konkretnej pomocy" – argumentował Adamowicz.

Prezydent Gdańska powiedział, że partnerem miasta w realizacji przedsięwzięcia byłyby wyspecjalizowane, profesjonalnie zajmujące się pomocą Syryjczykom organizacje charytatywne, np. Polska Akcja Humanitarna czy Caritas Polska. "Jeżeli będzie pozytywne nastawienie rządu, to wtedy (...) jesteśmy w stanie z wyspecjalizowanymi jednostkami udzielić takiego pobytu na dwa-trzy miesiące, pół roku czy tak długo, jak będzie to potrzebne" – wyjaśnił.

Jest przekonany, że w Gdańsku, Sopocie czy w innych miastach znajdzie się bardzo wiele rodzin, które chętnie przyjmą na jakiś okres dzieci na podleczenie, na podreperowanie ich zdrowia.

Poinformował, że pomoc zadeklarował m.in. Tadeusz Makulski, gdański koordynator Ruchu Solidarności z ubogimi Trzeciego Świata Maitri, który zapewnił, że ma wolontariuszy, tłumaczy, psychologów, lekarzy, którzy chętnie włączą się w takie przedsięwzięcie.

Piotr Olech z Urzędu Miasta w Gdańsku poinformował podczas briefingu, że grupa "Trójmiasto dla Syrii" utworzona na jednym z portali społecznościowych w ubiegłym miesiącu złożyła apel do rady miasta i prezydenta miasta o wsparcie rodzin uchodźczych, dzieci i sierot z Syrii, pod którym podpisało się ponad tysiąc gdańszczan.

"Zgłaszają się do nas mieszkańcy, którzy są gotowi zapewnić poszkodowanym podczas wojny m.in. wsparcie medyczne, finansowe i językowe, zakwaterowanie" - tłumaczył. Dodał, że w Gdańsku zgłosiło się kilkanaście rodzin gotowych zaadoptować dzieci syryjskie, jeśli byłaby taka możliwość. "Na razie rozmawiamy o przyjęciu dzieci wraz z opiekunami i rodzin na leczenie, na tymczasowy pobyt, mówimy zarówno o dzieciach z obozów uchodźców w Libanie, Jordanii, Turcji i z samej Syrii" - tłumaczył Olech.

Odnosząc się do zarzutu o to, że pismo prezydenta Sopotu w sprawie przyjęcia dzieci z Aleppo do premier Beaty Szydło było mało konkretne, Adamowicz odpowiedział, że "nie wyobraża sobie, że gdyby dostał na biurko pismo z ofertą humanitarną, to nie skontaktowałby się z daną organizacją i nie zapytał o szczegóły". "Tutaj nikogo nie pytano, tylko jakiś biurokrata – bezduszny – odpisał: +nie pomożemy, nie chcemy+"- argumentował.

Poinformował, że "wie, że prezydent Sopotu stara się o zorganizowanie spotkanie z premier Beatą Szydło, również zabiegamy o spotkanie z przedstawicielami Episkopatu Polski". "Jak wiemy, Kościół rzymskokatolicki kilka miesięcy temu też chciał sprowadzić czasowo i pomóc rodzinom syryjskim, dostał negatywną odpowiedź" - zauważył.

Adamowicz przypomniał, że "polskie dzieci - wychudzone, schorowane opuszczające Syberię, Kazachstan w latach 1941-42 wraz z armią gen Andersa - otrzymywały pomoc m.in. w Iranie, Iraku, w Południowej Afryce, Australii, a więc to byłaby też taka moralna spłata długu zaciągniętego w latach 40. ubiegłego wieku".

Prezydent Sopotu pod koniec ubiegłego roku w związku z rezolucją rady miasta, podjętą w grudniu na wniosek mieszkańców, wystąpił z wnioskiem do premier Beaty Szydło o umożliwienie osiedlenia się w Sopocie osieroconym dzieciom i rodzinom z Aleppo. W rezolucji radni wezwali Karnowskiego do podjęcia działań prowadzących do osiedlenia się w Sopocie rodzinom z tego miasta.

W odpowiedzi na jego list Departament Analiz i Polityki Migracyjnej MSWiA w piśmie z 27 stycznia argumentował m.in., że "podstawową kwestią przy ewakuacji ofiar wojny domowej w Syrii jest problem z ustaleniem ich tożsamości i wyeliminowania zagrożeń, które mogłyby mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo Polaków".

W poniedziałek premier Beata Szydło, odnosząc się do inicjatywy prezydenta Sopotu, powiedziała, że "źle się dzieje, kiedy tak wrażliwy temat wykorzystywany jest do gier politycznych". Pytana podczas konferencji prasowej, czy rząd zamierza zająć się sprawą przyjęcia uchodźców z Syrii, premier zaznaczyła, że nieprawdą jest, jakoby Karnowski wyszedł z "propozycją przyjęcia osób". "To była bardziej(...) enigmatyczna z jego strony informacja" - zauważyła.