Wydarzenia z grudnia nie budzą wątpliwości, że chodziło o przejęcie władzy - powiedziała w piątek premier Beata Szydło pytana, czy ma dowody na próbę puczu. Podkreśliła, że musi zostać wyjaśnione: kto i dlaczego 16 grudnia przeprowadził "manipulację polityczną".

"Wydarzenia, które w ostatnich tygodniach, w grudniu miały miejsce, nie budzą wątpliwości, że chodziło o przejęcie władzy. To nie był przypadek. Opozycja była doskonale przygotowana" - powiedziała Szydło w wywiadzie dla Onet.pl pytana, czy ma konkretne dowody na próbę zamachu stanu. Rozmowa odbyła się w gabinecie szefowej rządu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

"Cała dynamika wydarzeń sejmowych, przeprowadzenie tego projektu, ale też i przeprowadzenie tego projektu poza salą sejmową, manifestacja, która została zorganizowana nie ad hoc, bo to nie była przypadkowa manifestacja, nawet przywieziono odpowiedni sprzęt, który miał służyć lepszej organizacji tej manifestacji, to pokazuje, że to nie był przypadek" - podkreśliła premier. "Proszę mnie zrozumieć, że pewnych rzeczy ja nie mogę dziś powiedzieć" - dodała.

Dopytywana o dowody, niejawne informacje wskazujące na próbę przewrotu, odparła: "Cały czas te wydarzenia są bardzo dokładnie monitorowane i analizowane, i jeżeli będzie odpowiedni moment, jeżeli te analizy już będą na tyle przygotowane, że będzie im można nadać dalszy bieg, to oczywiście będzie to zrobione" - zaznaczyła szefowa rządu.

Pytana, czy 16 grudnia ub. roku, gdy m.in. uniemożliwiano jej wyjazd z Sejmu, czuła się zagrożona, odparła, że próba pokazania tych wydarzeń w kategoriach, "że oto jest oblężona twierdza Sejmu, nie mogą się wydostać z niego politycy PiS", była manipulacją medialną. Dlatego że - zaznaczyła - do końca tak naprawdę była to akcja parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej, którzy "w skandaliczny, w chuligański sposób się zachowywali".

Według premier akcja "bardzo agresywnego" zgromadzenia przed Sejmem to był "pewien spektakl obliczony na to, by doprowadzić do obalenia rządu". "Miano nas zastraszyć, miano pokazać, że politycy PiS nie panują nad sytuacją i do tego wszystkiego jeszcze, że użyto siły wobec tych, którzy protestują przed Sejmem" - zaznaczyła. "To była manipulacja polityczna i musi być wyjaśnione kto i dlaczego to przeprowadził" - powiedziała Szydło.

Premier, jak zaznaczyła, chciałaby, żeby na temat planów rządu na 2017 r. odbyła się debata w Sejmie. "Jestem gotowa przyjść do Sejmu, stanąć na mównicy i zaproponować posłom opozycji, żebyśmy porozmawiali o tych planach" - powiedziała. "Myślę, że to jest nam dzisiaj potrzebne i warto, by taka refleksja się pojawiła. Ciągle mam nadzieję, że 25 (stycznia) w przyszłym tygodniu przyjdziemy do Sejmu i będzie zgoda i że na sali plenarnej będzie się odbywała normalna praca nad ustawami" - podkreśliła.

Premier chciałaby, żeby "sytuacja polityczna, te emocje, które są tak bardzo nakręcone w Polsce, się uspokoiły".

"Można lubić Sejm, można go nie lubić. Można lubić polityków lub nie, ale jeżeli nie będzie szacunku do instytucji państwowych i państwa, to doprowadzimy do tego, że będą takie złe emocje wygrywać. Cała klasa polityczna na pewno powinna się nad tym zastanowić i próbować wyjść z tego klinczu, tej awantury politycznej" - powiedziała szefowa rządu.

Jak dodała, oferta do opozycji ze strony PiS, obozu rządzącego jest taka: "usiądźmy do stołu i zastanówmy się, co zrobić, by poziom emocji opadł i żebyśmy zajęli się tym, czym powinniśmy się zajmować - bo mamy mandat dany nam przez obywateli - czyli rozwiazywaniem ich problemów".

Szydło powiedziała, że przyjmowanie a następnie odrzucanie przez opozycję propozycji rozwiązania konfliktu pokazuje, że ze strony opozycyjnej nie ma w tej chwili woli do rozmowy. "Ciągle mam nadzieję, że politycy opozycji jednak zdobędą się na refleksję i będą chcieli usiąść do stołu, bo to dzisiaj jest potrzebne polskiemu państwu i nam wszystkich" - dodała.

Zaznaczyła, że w różnych miejscach w Polsce są organizowane demonstracje osób, którzy nie akceptują władzy, którzy podnoszą rękę na ministrów m.in. na minister edukacji Annę Zalewską. Dodała, że 18 stycznia przed Wawelem, gdy z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim była na grobie prezydenta Lecha Kaczyńskiego - stali ludzie wznoszący ordynarne hasła. "Wszystko to zaczyna przypominać wymiar, nad którym trzeba zapanować" - powiedziała.

Szydło uważa, że wydarzenia przed Sejmem można oceniać różnie. "Do biura posła Marka Rosiaka, do biura łódzkiego PiS przyszedł tylko jeden człowiek. Zginął Marek Rosiak. Każda agresja wywoływana po to, żeby zniszczyć przeciwnika politycznego w sposób bezwzględny jest po prostu niebezpieczna. Dziś możemy się zastanawiać, czy ten etap mamy już za sobą, czy te próby agresji politycznej, próby obalenia rządu będą nadal kontynuowane. Do czego mogą się jeszcze posunąć politycy i ci wszyscy, którzy postanowili obalić rząd w Polsce?" - pytała premier.

Jak zauważyła datą, kiedy działania przeciwko jej obozowi politycznemu zostały mocno nasilone, rozpoczęła się kontestacja wyniku wyborczego, jest wybór Andrzeja Dudy na prezydenta. Oceniła, że każdy kolejny miesiąc, tydzień kampanii wyborczej do parlamentu pokazywał, że po stronie opozycji nie zdawano sobie sprawy, że jest tak duża akceptacja społeczna i polityczna dla programu PiS. Szydło zaznaczyła, że decyzja podjęta w demokratycznych wyborach, w której - jak dodała - Polacy postawili na PiS - dla wielu środowisk była decyzją, której nigdy nie zaakceptowali.

Premier była także pytana o ocenę publikowania wizerunków uczestników antyrządowych protestów. "Nie będę ingerować w decyzję prokuratury czy policji, natomiast chcę powiedzieć jasno i wyraźnie: nie ma w Polsce zgody na łamanie prawa. Każdy, kto łamie prawo musi podlegać takiemu postępowaniu, które jest przewidziane prawem".