Po mieszkańcach Iraku i Libanu na ulice wyszli Irańczycy. Demonstrują przeciwko podwyżkom cen ropy.
Demonstracje w kilkunastu miastach w Iranie to reakcja na zapowiedziany w piątek limit i podwyżki cen ropy. Sytuacja eskalowała przez cały weekend. Irańczycy masowo wrzucali do internetu nagrania z protestów. Chociaż ich autentyczność nie została zweryfikowana, na niektórych nagraniach z największych miast, takich jak Teheran i Sziraz, widać irańskie służby używające przemocy wobec demonstrantów. Słychać strzały. Według władz w Iranie dotychczas w protestach zginęły dwie osoby. Jak podała agencja prasowa Fars zachowująca do pewnego stopnia niezależność od rządu, w protestach wzięło udział łącznie prawie 90 tys. Irańczyków, a aresztowanych zostało ponad 1000 osób. W czasie manifestacji splądrowanych miało być 100 sklepów i banków.
Władze ograniczyły znacząco dostęp do internetu, bo to portale społecznościowe, co ostatnio jest normą w czasie protestów na całym świecie, stały się miejscem, gdzie Irańczycy organizują i zarządzają manifestacjami oraz przekazują informacje o ich przebiegu. W sobotę międzynarodowa organizacja NetBlocks monitorująca zarządzanie internetem ogłosiła, że dostęp do sieci został odcięty w prawie całym kraju, łączność ograniczono do 7 proc. dotychczasowego poziomu. Wczoraj sytuacja się nie zmieniła. To najbardziej drastyczne odcięcie, jakie NetBlocks kiedykolwiek odnotował „pod względem złożoności technicznej i zakresu”. Jak informowała inna quasi-niezależna agencja Isna, władze grożą postępowaniem sądowym użytkownikom mediów społecznościowych, którzy zamieszczają nagrania z protestów w sieci. Centrum Alarmowe Bezpieczeństwa będące agencją irańskiego MSW oskarżyło internautów o rozprzestrzenianie plotek i kłamstw na temat protestów. Według tej instytucji niektóre nagrania zamieszczane na portalach społecznościowych są kompilacją ujęć z protestów w poprzednich latach. Kompilowanie nieprawdziwych wideo ma służyć zakłócaniu bezpieczeństwa i podważaniu zaufania publicznego. Nagrania z Teheranu uwiarygodnia jednak śnieg, który sparaliżował w sobotę irańską stolicę, a który widać na nagraniach.
Teheran chce nieco poluzować subsydiowanie paliw. Do tej pory Irańczycy płacili za litr benzyny 10 tys. riali (ok. 90 gr). W piątek zapowiedziano podniesienie cen o 50 proc. Co więcej, benzyna ma być racjonowana. Każdy samochód będzie mógł po tej cenie kupić 60 litrów paliwa. Przekroczenie tego limitu będzie oznaczać, że kierowca za każdy kolejny litr będzie musiał zapłacić 30 tys. riali. To nadal cena poniżej średniej na świecie, dla Irańczyków przyzwyczajonych jednak do bardzo konkurencyjnych cen ropy, to olbrzymia zmiana. Teheran planuje pieniądze zarobione na sprzedaży paliwa po wyższej cenie przeznaczyć na świadczenia, z których skorzystać ma 60 z 80 mln osób w kraju. Podwyżek cen w niedzielę bronił prezydent kraju Hasan Rowhani, który mówił, że w ten sposób rząd wesprze rodziny dotknięte skutkami sankcji nałożonych na Iran. Głowa państwa argumentowała, że alternatywą jest podniesienie podatków – rozwiązanie jeszcze mniej korzystne dla obywateli. – Ludzie mają prawo do protestowania, ale nie do zamieszek. Nie możemy narażać społeczeństwa na niebezpieczeństwo – podkreślał Rowhani uważany za polityka umiarkowanego.
Niezadowolenie z sytuacji gospodarczej spowodowało, że od ponad półtora miesiąca trwają protesty w sąsiednim Iraku. W sobotę władze tego kraju zdecydowały o zamknięciu przejścia granicznego z Iranem, podobno na prośbę Teheranu. Jako pierwsi na Bliskim Wschodzie na ulice wyszli pod koniec września poirytowani podwyżkami podatków Libańczycy, którzy wzięli udział w największych od 20 lat demonstracjach.