Mieszkańcy zamknięci na osiedlu przez biegaczy. Prezydent stolicy chwali się frekwencją, a ludzie narzekają. W Warszawie rocznie organizowanych jest 130 biegów, oprócz tego - przejazdy rolkarzy i rowerzystów. Najczęściej w śródmieściu. Wczoraj, podczas imprezy "Biegnij Warszawo", kilkanaście ulic było wyłączonych z ruchu. Na jezdnie wybiegło 11 tysięcy osób. Biegli pętlą, która zamknęła mieszkańców okolic Szwoleżerów czy Gagarina na kilka godzin. Reporterka IAR usłyszała od nich, że przez różnego typu imprezy w weekendy bardzo często nie mogą wydostać się z osiedla.

"To chyba jakiś idiota wymyśla" - powiedziała dosadnie jedna z mieszkanek. Ktoś inny wspominał, że podczas jednego z biegów chciał dojechać do szpitala, ale nie mógł, bo służby zaleciły mu zatrzymanie samochodu 800 metrów od placówki.

Wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak twierdzi, że miasto stara się dobrze organizować takie biegi i że taka jest specyfika dużego miasta. Zapewnia, że nie wszystkim miasto wydaje zgodę na biegi w centrum. Dodaje, że bieganie jest teraz modne i cieszy się, że mieszkańcy są aktywni.

Wystarczyłaby lepsza informacja - przekonuje za to psycholog transportu Uniwersytetu Warszawskiego, profesor Adam Tarnowski. "Ludzie mają prawo się denerwować, bo ktoś zaburza ich codzienność" - tłumaczy psycholog. Ale można byłoby zmniejszyć uciążliwość, na przykład rozwieszając ulotki na każdym bloku z informacją o objazdach i o godzinach wyłączeń ulic. Ludzie nie lubią być zaskakiwani.

Na razie w stolicy istnieje system SMS "info ulice". Powiadamia on każdego, kto się do niego zapisze, o utrudnieniach w ruchu.