Doktryna liberalna zmierza ku końcowi, konieczny jest nowy porządek świata - powiedział PAP lider Polskiej Partii Pracy - Sierpień 80 Bogusław Ziętek. Godnym do naśladowania wzorcem jest według niego b. prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva.

PPP - Sierpień 80 postuluje zniesienie umów "śmieciowych", obiecuje budowę miliona mieszkań dla młodych. Proponuje ustalenie kwoty wolnej od podatku na 15 tys. zł i 50-procentowy podatek dla najbogatszych. Ziętek liczy, że jego partia przekroczy próg wyborczy.

Jest pan liderem partii, która zarejestrowała listy we wszystkich okręgach wyborczych, a jednak sam nie ubiega się pan o mandat. Dlaczego?

Bogusław Ziętek: Uważam, że jest czas na to, by dokonać zmiany pokoleniowej w polskiej polityce, że czas na ludzi młodych rozpoczynających karierę polityczną. Młodzi ludzie z naszych list wymyślili hasło "Oni się kłócą, my wybieramy przyszłość". Ja poniekąd jestem zaliczany do tego pokolenia, które zmarnowało swój czas w polityce.

Byłoby hipokryzją, gdybym zarzucał politykom takim jak Tusk i Kaczyński, że nie rozwiązują problemów społecznych, a jednocześnie będąc w polityce od blisko 20 lat nie miał takich samych pretensji do siebie. Co prawda miałem mniejsze możliwości, ale jednak uważam, że zmiana pokoleniowa jest konieczna.

Jak realnie ocenia pan szanse w wyborach? Trudno mówić o dotychczasowych sukcesach pańskiego ugrupowania, chyba że za sukces uznać rejestrację list w całym kraju.

B.Z.: Bardzo cieszymy się, że udało nam się zarejestrować we wszystkich okręgach wyborczych. Udało nam się też zbudować solidne listy. Nie ma na nich co prawda celebrytów, ludzi którzy na co dzień są w telewizji i w gazetach, ale są to bardzo solidne listy z działaczami lokalnymi, z bardzo dużym dorobkiem.

Bardzo realnie liczę na to, że PPP - Sierpień 80 w tych wyborach osiągnie sukces, czyli przekroczy próg parlamentarny, dlatego że zmęczenie społeczeństwa dotychczasową polityką jest ogromne, a my mamy gotowe rozwiązania dotyczące najważniejszych problemów społecznych. Choćby debaty, które do tej pory się odbyły, że politycy głównego nurtu nie mają nic nowego do powiedzenia.

Gdyby pana życzenie się spełniło i pana ugrupowanie miało udział w rządzeniu, co zmieniłoby w pierwszej kolejności?

B.Z.: Tych spraw jest bardzo dużo. Najpierw zlikwidowalibyśmy umowy śmieciowe, powodując że ludzie, którzy do tej pory zatrudniani są bez żadnych praw, gwarancji, uzyskaliby status pracowników kodeksowych. Później wdrożylibyśmy nasz program budowy mieszkań dla młodych ludzi. Mamy bardzo konkretny całościowy program, który pozwoli w ciągu pięciu lat wybudować milion mieszkań.

Zaczęlibyśmy również działania zmierzające do wdrażania zmian w systemie podatkowym, aby był sprawiedliwy społecznie. Zrealizowalibyśmy nasz plan dotyczący b. pracowników PGR - rozdania im ziemi z zasobów Agencji Nieruchomości Rolnych. Wprowadzilibyśmy wreszcie w życie plan, w którym polityka społeczna państwa byłaby inwestowaniem w rozwój i w przyszłość, a nie marnowaniem środków. Powstrzymalibyśmy prywatyzację służby zdrowia.

Wśród postulatów PPP - Sierpień 80 jest też podniesienie płacy minimalnej do 2300 zł.

B.Z.: Tak, to właściwie dwa postulaty. Domagamy się podniesienia płacy minimalnej do 68 proc. średniej krajowej, tak jak zaleca to niezależny komitet ekspertów przy Unii Europejskiej, a drugi dotyczy podniesienia rent i emerytur. W przypadku płacy minimalnej byłaby to perspektywa kilku lat. Nie można tego zrobić z dnia na dzień, ten proces musi się odbywać systematycznie.

Sądzi pan, że wszystkie te propozycje są możliwe do zrealizowania w obecnej sytuacji - wysokiego zadłużenia publicznego i ogólnego kryzysu?

B.Z.: Nasz program dotyczący np. budowy mieszkań, którego koszty określone są na 80 mld zł w ciągu pięciu lat, czyli na 16 mld zł rocznie, zostałby sfinansowany z tych środków, które w sposób zupełnie nieuzasadniony budżet państwa stracił. Mam na myśli przede wszystkim zniesienie najwyższej stawki podatkowej dla najlepiej zarabiających. Oni płacili kiedyś 40-procentową stawkę podatkową, a strata budżetu państwa z tytułu zmniejszenia podatków dla nich wynosi 5,5 mld zł. Uruchomienie tego programu oznaczałoby też olbrzymi impuls gospodarczy, co w konsekwencji dałoby wpływy do budżetu państwa.

Skoro mowa o aktualnym dziś temacie podatków dla najbogatszych - co w tej sprawie proponuje PPP - Sierpień 80?

B.Z.: Nasz system byłby oparty o kwotę wolną od podatku, która wynosiłaby 15 tys. zł, czyli mniej więcej 12-krotność dzisiejszego minimalnego wynagrodzenia. Ludzie do takich dochodów nie płaciliby podatku. Później byłaby pięciostopniowa skala podatkowa. Najbogatsi płaciliby 50-procentowy podatek, ale podkreślam, że dotyczyłoby to bardzo wąskiej grupy o bardzo wysokich dochodach. Szacujemy ją na 200 tys. podatników.

To jest trend obowiązujący w tej chwili w cywilizowanym świecie. Pieniądze, które zostawiamy w rękach ludzi najbiedniejszych, trafiają bezpośrednio na rynek. Kumulowanie majątku w rękach najbogatszej grupy powoduje, że pieniądze lokowane są na lokatach albo w dobrach luksusowych.

Przy okazji poprzednich wyborów chwaliliście się poparciem przedstawicieli lewicy spoza Polski, jak Noam Chomsky i Ken Loach. Jakie są pana wzorce wśród polityków, którzy mieli okazję rządzić?

B.Z.: Współczesny świat na tyle dynamicznie się zmienia, że te wzorce, odwołania muszą też postępować wraz ze zmianami. Mieliśmy niedawno wielki kryzys, stoimy u progu drugiego. Myślę, że bardzo cenne jest spojrzenie na państwa odchodzące od kursu ultraliberalnego.

To doskonale widać na przykładzie Brazylii. Kraj, który kilka lat temu stał na skraju bankructwa, w ciągu kilku lat reform prowadzonych przez prezydenta Lulę podniósł płacę minimalną o 50 proc., stworzył 14 mln nowych miejsc pracy, nikłe rezerwy dewizowe z 30 mld dolarów zwiększył do poziomu 350 mld i bardzo skutecznie przechodzi przez falę kryzysu, z którą mamy do czynienia.

Tam realizowana jest polityka, którą należy bardzo poważnie traktować. To polityka, która mówi o tym, że realizacja polityki społecznej państwa jest inwestowaniem w rozwój, w przyszłość. Nie są to zbędne wydatki, nie są to tylko koszty, które należy ciąć. Z głodnego dziecka nie będzie dobrego obywatela. Aby mieć przed sobą przyszłość, trzeba zacząć od poziomu zwalczania biedy, ubóstwa i wykluczenia.

Określa się pana mianem socjalisty. Jak z tego punktu widzenia odbiera pan przemiany, które obecnie obserwujemy? Czy chciałby pan, by za parę lat ktoś - wzorem Joanny Szczepkowskiej - obwieścił w telewizji, że "skończył się w Polsce kapitalizm"?

B.Z.: Otwarcie mówię, że jestem socjalistą i dziś chyba nikt nie ma wątpliwości, że doktryna liberalna czy ultraliberalna kończy się i konieczny jest nowy porządek świata. Kolejne fale kryzysu, które następują, pokazują, że liberalizm nie ma odpowiedzi na nowe wyzwania.

Jestem bardzo przywiązany do takiej filozofii świata, w której istnieje wspólnota ludzi, jeden człowiek jest dla drugiego, a nie jeden pożera drugiego. Myślę, że to jest przyszłością świata - nowy porządek, który ja nazywam socjalizmem, ale mniejsza o nazwę. Doktryna liberalna wyraźnie zmierza ku końcowi.

Na koniec pytanie o finansowanie kampanii. Jakimi środkami na ten cel dysponujecie?

B.Z.: Robimy bardzo skromną kampanię, polega ona głównie na spotkaniach i konferencjach prasowych. Wynajęcie sali to nie są wysokie koszta. Kampanię poszczególnych kandydatów finansują oni sami - jeśli chcą drukować ulotki czy plakaty, to finansują to z własnych środków. Myślę, że w skali kraju nie wydamy więcej niż 150-200 tys. zł.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Konopka