Lokalne władze chcą wyrwać partiom co najmniej kilkanaście miejsc w izbie wyższej. Te, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego podtrzymującym nową ordynację, zmieniają strategie.

Prezydenci tworzący ruch Unia Prezydentów Miast „Obywatele do Senatu” najpóźniej w przyszłym tygodniu mają się zebrać i zdecydować o szczegółach swojej inicjatywy. Z nieoficjalnych informacji wynika, że na razie popiera ją około 20 prezydentów z ponad 100. Ale przygotowania do samej kampanii są jeszcze w bardzo wczesnej fazie. Prezydenci należący do Unii mają wytypować kandydatów, którym udzielą poparcia. Każdego z nich ma dodatkowo wesprzeć osoba zaufania publicznego, np. rektor wyższej uczelni. Kandydaci będą startować pod wspólną marką. Nie wiadomo, ilu ich ostatecznie będzie, bo lista nie jest zamknięta. Ale osoby związane z inicjatywą liczą nawet na 60 kandydatów. I twierdzą, że zainteresowanie jest spore. Na przykład w woj. zachodniopomorskim o poparcie Unii zabiegać mają Jacek Piechota i Artur Balazs.

Sami prezydenci startować nie będą, poza jednym – Tadeuszem Ferencem, prezydentem Rzeszowa. – Chciałbym, żeby wielu prezydentów, w tym byłych, weszło do Senatu i miało coś do powiedzenia w wymiarze ustawodawczym. Tam naprawdę można dużo zrobić, ale trzeba mieć wiedzę – mówi nam Ferenc.

Co poza logo będzie łączyć kandydatów popieranych przez prezydentów miast? – To, że codziennie rozwiązują te same problemy od wschodu po zachód. Szkoła, droga czy kino nie mają barw partyjnych – podkreśla Wojciech Król, doradca lidera inicjatywy i prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza.

Na najbliższym zjeździe prezydenci mają spisać listę spraw, na których im zależy. – Nie będzie tam żadnych kwestii światopoglądowych, tylko same konkretne postulaty – mówi jeden z naszych rozmówców. Planowane są też wspólne działania PR i eventy, które miałyby się odbyć we wszystkich miastach w tym samym czasie.

Tyle że na razie problemem jest komunikacja wewnątrz inicjatywy. Nie wiadomo nawet, jak mają być skonstruowane komitety i poszczególne sztaby lokalne. We Wrocławiu np. ma to być jeden komitet wyborczy, który zarejestruje kandydatów w 8 okręgach.

Osoby związane z ruchem przyznają też, że obawiają się zderzenia z partyjnymi machinami i potężnymi pieniędzmi. Tym bardziej że w kampanii będzie można wieszać duże billboardy i emitować spoty telewizyjne. – To jest rzeczywiście poważny problem – przyznaje Ferenc.

A sztabowcy największych partii już myślą, jak nie oddać senatorskich mandatów samorządowcom. Stawiają na indywidualności. Po wyroku TK, jak wynika z informacji „DGP”, PO namawiała np. do startu Janusza Steinhoffa, ale odmówił.

Wczoraj Platforma zatwierdzała swoje listy wyborcze, a w piątek ma się nimi zająć Rada Krajowa. Sztab stawia na kampanię zintegrowaną – kandydatów na senatorów na swoich ulotkach będą popierać kandydaci do Sejmu, czyli często rozpoznawalni posłowie. – Nie lekceważymy inicjatywy prezydentów, ale też nie zmieniamy strategii. Przy jednomandatowych okręgach największe znaczenie będzie miał autorytet kandydata – mówi Jacek Protasiewicz, szef sztabu PO.

Listy kończą też układać PiS i PSL. Ludowcy planują wystawić w wyborach do Senatu m.in. śpiewaczkę operową Alicję Węgorzewską.

Na liście SLD mają się znaleźć m.in. naukowcy. Ale lewica prowadzi też rozmowy o poparciu dla niektórych członków Unii. Tyle że Rafał Dutkiewicz nie chce popierać kandydatów partyjnych.