Marcin Król, filozof, historyk idei / Dziennik Gazeta Prawna
Przeczytałem, że Paweł Kukiz śpiewa czy mówi – wszystko jedno – o siedzących po obu stronach Okrągłego Stołu pachołkach Moskwy. Inni piszą, że w 1968 r. studentom nie chodziło o polskie interesy. Wiadomo o jakie. I chociaż doskonale rozumiem, że po kilku dekadach i dwu lub trzech pokoleniach wspominanie zasług i wyrzeczeń dla wolnej Polski może stać się nużące, to ton i agresja obecne w tych wypowiedziach są niedopuszczalne i wstrętne.
Owszem, w latach 30. w Polsce tylu było legionistów i przyjaciół Józefa Piłsudskiego, a zarazem tak marna sytuacja polityczna, że również ironizowano na temat kombatanckich przechwałek. Jednak czym innym jest zrozumiałe znużenie, czym innym brak wiedzy, a jeszcze czym innym chamska nienawiść do tych, którym się zawdzięcza wszystko. Ponieważ brałem udział w protestach marcowych i byłem przy Okrągłym Stole, to tym bardziej nie widzę powodu, by mieli mnie obrażać jakiś Kukiz i jego wielbiciele. Nie idzie mi naturalnie o mnie, bo ja się nie obrażam (tylko służące się obrażają!), ale o stosunek do przeszłości Polski.
Wyrosło, między innymi na skutek skandalicznej nauki historii w szkołach, całe pokolenie, które nie zna najnowszej historii Polski. Kiedy pytałem licznych studentów, kto napisał „Na nieludzkiej ziemi”, nikt nie wiedział. O Józefie Czapskim i wielu innych wielkich Polakach nikt nie słyszał i już nie będzie słyszał. Niewiedza jest jednak dla elementarnie roztropnych ludzi powodem do pokory i do uzyskania wiedzy, a nie okazją do wygłaszania oszczerstw i wyrażania agresji.
Stało się jednak odwrotnie. Ze zrozumiałego znużenia powtarzaniem – znowu nie tak częstym – kombatanckich przygód uczyniono okazję do zanegowania wszystkiego: wartości, zasług, wielkości. Chcę jasno powiedzieć, że kto poniża pamięć o najlepszych synach swojego narodu, ten nie jest ani patriotą, ani narodowcem, ani prawdziwym zwolennikiem solidarności, tylko idiotą.
Pojedynczy idiota to zjawisko normalne, tłumy internetowych idiotów – to już niebezpieczne. Najnowsza historia Polski wcale nie jest taka zawiła, dwuznaczna czy też sporna, jakby tego chcieli liczni obecnie zachwyceni stanem rzeczy publicyści. Fakt, że kilku niewykształconych historyków napisało sporo bzdur na temat Okrągłego Stołu, nie zmieni stanu rzeczy, czyli tego, że dzięki tym rozmowom jakoś bezkrwawo wybrnęliśmy z beznadziejnej sytuacji. Kiedy więc słyszę kalumnie rzucane przez kłamiących świadomie publicystów, zastanawiam się nie nad naturą kłamstwa, lecz nad naturą świństwa.
To oni bowiem stali się nauczycielami historii najnowszej. Skoro książki o rzekomych powiązaniach prezydenta Komorowskiego z WSI czy o rodzicach znanych publicystów są wciąż bestsellerami, to widać, że taka nauka historii święci tryumfy. Skąd się bierze tyle nienawiści do przeszłości, skąd tyle podejrzeń i bezczelnego lekceważenia zasług mądrych i odważnych ludzi?
Otóż są dwa wytłumaczenia, oba równie istotne. Dla pokolenia, które powinno wiedzieć, jest to wyraz frustracji i niechęci do pamiętania, że się w ciężkich czasach tylko kolaborowało lub siedziało cicho. Podli ludzie teraz mają okazję się odegrać za auto poniżenie. Z kolei dla ludzi młodych, tych od Kukiza, to klasyczny rewolucyjny odruch zaczynania od nowa. Pamięć jest tylko przeszkodą. Tyle że tak reaguje tylko motłoch, masa, tłum. Bardzo łatwo jest wykorzystać odruchy masy do zbudowania populistycznej polityki.
Dlatego nie dzielę oszalałego i powszechnego podziwu dla ludzi młodych. Nie sądzę, że młodzi powinni decydować o kształcie Polski. Najpierw do szkoły, a potem na ulice. Jeżeli kolejność będzie odwrotna, a szkoła i studia tak fatalne jak obecnie, to te tłumy internautów mogą dokonać rzeczy niewiarygodnie głupich. Nawet nie wiem, jakich. ©?