Już wiem, dlaczego kazania są zawsze o tym samym. Bo ludziom można powtórzyć prawdę tysiąc razy, a oni i tak będą upierać się przy swoim. Na przykład przy tym, że mimo wszystko – mimo całego bagażu krwawych doświadczeń XX w. – warto eksperymentować z komunizmem.
I tak chiński miliarder Liu Qiangdong zasłynął ostatnio stwierdzeniem, że technologie wytworzone w ciągu ostatnich lat pozwolą wreszcie zrealizować ten wspaniały ideał. Roboty będą produkować to, co potrzeba, a rząd będzie rozdzielał to po równo, likwidując biedę. Zamieszkamy w krainie mlekiem i miodem płynącej.
Wypowiedź Liu zyskała rozgłos i przychylność. Fajnie, że w końcu można uwierzyć w raj na ziemi, prawda? Nieprawda. Sprawnie działający komunizm, czyli taki, który zapewnia dobrobyt, dostatek i równość, jednocześnie bezboleśnie pozbawiając ludzi własności prywatnej, a decyzje dystrybucyjne powierzając jakiemuś rządowi, jest po prostu niemożliwy. Tak samo, jak niemożliwe jest, by rzeka płynęła w kierunku swojego źródła.
Wiara w komunizm wynika z naiwnego założenia, że jedyną przeszkodą na drodze do jego wprowadzenia jest brak odpowiedniej ilości danych oraz odpowiedniej mocy obliczeniowej do ich przetworzenia, a także z założenia, że możliwe jest zgromadzenie tych danych. I tak, jeśli tylko ktoś będzie w stanie na bieżąco badać potrzeby ludzi, a informacje o nich przesyłać do jakiejś centralnej jednostki analitycznej, regulującej produkcję towarów i usług w czasie rzeczywistym, osiągniemy komunizm.
Skoro w 2017 r., jak prosto rozumują wierzące w to osoby, każdy z nas jest podłączony do internetu za pomocą telefonu komórkowego, jest tylko kwestią czasu opracowanie metod na gromadzenie danych o naszych potrzebach. Być może jakiś inteligentny czip wszczepiony pod skórę pozwoli centralnemu planiście wiedzieć, że mamy akurat ochotę na butelkę wody, że zużyły nam się buty i potrzebujemy nowych (i że lubimy wygodne adidasy, a nasz numer buta to 43) albo że wkrótce mamy rocznicę ślubu i trzeba by zamówić kwiaty czy wino. W sumie... Czemu nie?
Odpowiedź, dlaczego jest to niemożliwe, istnieje od ponad wieku. Udzielili jej przedstawiciele szkoły austriackiej w ekonomii, m.in. Ludwig von Mises i Friedrich August von Hayek. Jak wytłumaczyli, w centralnie planowanych systemach niemożliwy jest rachunek ekonomiczny, który pozwoliłby na zaspokojenie potrzeb wszystkich ludzi. Przeszkodą jest mnogość i różnorodność tych potrzeb. Każdy z nas jest inny, chce czegoś innego, kształtują go inne okoliczności życia. I choć wydaje się, że tę przeszkodę można pokonać właśnie poprzez ścisłą integrację ludzi z systemem obliczeniowym, to jest to nieprawda. Po pierwsze, istnieje coś takiego, jak przypadek czy zdarzenia losowe. Załóżmy, że idę po tę wodę, którą wyprodukował dla mnie technologiczny komunizm, potykam się na drodze, wywracam i nagle moja potrzeba się zmienia: już nie wody, a lekarza i gipsu chcę!
Technologiczny komunizm musiałby zareagować na to w mgnieniu oka, tak jak na takie sytuacje reaguje system rynkowy. Tylko co stałoby się z wyprodukowaną specjalnie dla mnie butelką wody? Możliwe, że by się zmarnowała. Marnowanie zasobów i produkcja niepotrzebnych towarów to główny problem w systemach centralnego planowania, który nie zniknie tylko dlatego, że mamy w ręce iPhone’a. Komunizm produkuje po prostu to, czego ludzie nie chcą. Ale zdarzenia losowe to jeszcze nic. Drugi problem, powodujący marnowanie zasobów w komunizmie, to wolna wola. W porządku: zachciało mi się tej wody, ale gdy już została wyprodukowana i dostarczona, to mi się jej odechciało. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Zakładamy, że w tym wspaniałym systemie nie istnieje przymus, więc butelka się znów może zmarnować.
Żeby problemem był tylko los i wolna wola, to nie byłoby problemu. Najgłębszy problem, który uniemożliwia centralne planowanie całkowicie, polega na tym, że nie wszystkie dane o człowieku można przełożyć na język maszyn. Niektóre z nich mają charakter relacyjny i subiektywny. Jak wytłumaczysz maszynie, czym jest czerwień? Miłość? Sprawiedliwość? Czym jest ból głowy taki, jak np. tęsknota? Czym różni się małe pragnienie od wielkiego? To nie jest tylko trudne, to po prostu niemożliwe. Większość danych, które nie mają stricte fizykalnego charakteru, to przedmiot nierozstrzygniętych dylematów i ciągnących się od tysięcy lat rozważań filozoficznych. I – jak na złość – koniec końców to właśnie te dane mają decydujący wpływ na nasze potrzeby i wybory. Gdybyśmy chcieli wprowadzić je w system tak, by sobie jakoś z nimi radził, musielibyśmy przyjąć, że te spory nie miały sensu, i narzucić arbitralne definicje bez względu na to, czy wszyscy się z nimi zgadzają. Zniknęłaby wówczas ta piękna utopijna cecha komunizmu polegająca na zagwarantowaniu powszechnej szczęśliwości.
Koniec końców komunizm, nawet ten oparty na nowych technologiach, byłby tylko smutną i bolesną powtórką z historii – z tym, że skończyłby się jeszcze bardziej wszechogarniającym totalitaryzmem niż te, z którymi mieliśmy do czynienia dotąd. Liu Qiangdong pochodzi z kraju, w którym komunizm zebrał żniwo szczególnie krwawe – szacuje się, że za czasów Mao Zedonga zginęło (w obozach, więzieniach, z głodu) nawet 60 mln ludzi. Rozumiem, że biznesmen czuje potrzebę podlizywania się partii rządzącej, która wciąż jest nominalnie komunistyczna, ale na pewno zna swoją historię. Takie podlizywanie się jest zatem po prostu obrzydliwe. Zwłaszcza że przecież w chińskim rządzie od dawna nie ma już takich idiotów, którzy szczerze wierzyliby w komunizm.