To smutna wiadomość, czarny dzień dla polskiej nauki i polskich rodzin - tak piątkową decyzję Sejmu o skierowaniu do dalszych prac projektu zaostrzającego przepisy ws. in vitro oceniają b. premier Ewa Kopacz i b. minister zdrowia Bartosz Arłukowicz.

Skierowana do dalszych prac w propozycja grupy posłów zakłada, że w procedurze in vitro będzie można tworzyć tylko jeden zarodek, który należy umieścić w ciele kobiety w ciągu 72 godzin. Ponadto w piątek do dalszych prac skierowany został obywatelski projekt, który zakazuje przerywania ciąży w Polsce, odrzucona natomiast została w pierwszym czytaniu obywatelska propozycja liberalizująca przepisy antyaborcyjne.

Kopacz oceniła po piątkowym głosowaniu, że decyzja Sejmu w sprawie in vitro to smutna wiadomość dla dwóch milionów Polaków dotkniętych chorobą niepłodności, która - jak podkreśliła - została sklasyfikowana przez WHO jako choroba cywilizacyjna. "Najprawdopodobniej, po procedowaniu w komisji nad ustawą, która jest tak restrykcyjna, zakończy żywot metody in vitro w Polsce" - dodała b. premier i b. minister zdrowia.

Podkreśliła przy tym, że jest dumna, ponieważ Platforma po raz pierwszy w historii doprowadziła do uregulowania prawnego kwestii związanych z in vitro, a także wprowadziła rządowy program refundacji zapłodnienia metodą pozaustrojową, dzięki któremu urodziło się ponad 6 tysięcy dzieci. Program refundacji in vitro został wprowadzony w 2013 r. przez rząd Donalda Tuska. Od połowy tego roku metoda in vitro nie jest finansowana przez państwo, po tym jak minister zdrowia Konstanty Radziwiłł unieważnił kolejną edycję programu jej refundacji.

"Większość parlamentarna, która kilka minut wcześniej oszukała w sprawie aborcji, twierdząc że projekt bardziej liberalizujący prawo dotyczące aborcji będzie procedowany w komisji, w chwili głosowania i próby, oczywiście zagłosowała inaczej. Jeśli dzisiaj słyszymy deklaracje z mównicy sejmowej, że nikt nie zlikwiduje in vitro, to ja chcę powiedzieć: oszukają dokładne tak, jak oszukali tych, którym obiecywali, że projekt dotyczący aborcji, będzie procedowany w komisji" - mówiła Kopacz.

Zdaniem b. premier, obecnie rządzący "oszukują" też "twierdząc, że są lepsze metody" niż in vitro. "Metoda in vitro jest jedyną w tej chwili najbardziej skuteczną metodą leczenia niepłodności, jest stosowana we wszystkich krajach na świecie, a dzisiaj, dzięki tej metodzie na świecie, urodziło się 6,5 miliona dzieci" - przekonywała posłanka Platformy.

Kopacz zapowiedziała, że jeśli PO znów będzie rządzić "po złej zmianie, która obecnie panuje", metoda in vitro ponownie będzie dostępna i refundowana z budżetu państwa.

Arłukowicz ocenił, że piątek to "czarny dzień dla polskich rodzin, dla polskiej nauki, dla in vitro". "Program wprowadzony w roku 2013 to 6 tys. urodzonych dzieci, ponad 20 tysięcy par w programie, tyle samo szczęśliwych rodzin. Posłowie PiS dotrzymali słowa - jedna z pierwszych, jeśli w ogóle nie jedyna prawdziwa decyzja ministra zdrowia to likwidacja programu in vitro, a dzisiaj kolejny etap, ten który niestety przewidywaliśmy - ustawa, która de facto likwiduje możliwość przeprowadzania in vitro w Polsce" - podkreślał Arłukowicz.

Zgodnie z projektem, w procedurze in vitro będzie można tworzyć tylko jeden zarodek, który należy umieścić w ciele kobiety w ciągu 72 godzin. Autorzy projektu chcą, by do artykułu określającego, w jaki sposób powinno być prowadzone leczenie niepłodności, dodać m.in.: "ze szczególnym uwzględnieniem prawnej ochrony życia" oraz zapisać, że żadne z działań podejmowanych na podstawie ustawy nie może naruszać praw i dobra dziecka poczętego. Obecnie przepisy zezwalają na zapłodnienie sześciu żeńskich komórek rozrodczych (w określonych przypadkach można utworzyć więcej zarodków).

Arłukowicz zaznaczył, iż miał nadzieję, że PiS "opamięta się" w kwestii in vitro. "Nikt się nie opamiętał - ustawa została dzisiaj skierowana do prac w komisji. Świat przyznaje Nagrodę Nobla doktorowi (Robertowi) Edwardsowi, my wprowadzamy ustawę, która zakazuje de facto in vitro w Polsce. Jeszcze tylko krok i zaczniemy karać za in vitro" - stwierdził b. minister zdrowia.