Falę krytyki wywołała wypowiedź Hillary Clinton o wyborcach Donalda Trumpa, oceniana przez jego zwolenników jako zniewaga milionów Amerykanów, którzy popierają republikańskiego kandydata na prezydenta.

"Połowę zwolenników Trumpa można zakwalifikować jako tych, których ja nazywam ludźmi godnymi pożałowania – to rasiści, ksenofobi, seksiści, homofobi, islamofobi i inni tego rodzaju. Niestety, są tacy ludzie i Trump ich wywyższył” - powiedziała Clinton w piątek wieczorem na spotkaniu z działaczami organizacji LGBT w Nowym Jorku.

W sobotę obóz Trumpa ostro skrytykował wypowiedź kandydatki Demokratów jako wyraz arogancji przedstawicielki liberalno-lewicowych elit gardzących ludźmi o odmiennych poglądach.

„Hillary znieważyła moich zwolenników – miliony wspaniałych, ciężko pracujących ludzi. Myślę, że zapłaci za to w wyborach!” - ogłosił na Twitterze Trump.

Przyłączył się do niego kandydat GOP na wiceprezydenta Mike Pence.

„Jej komentarze pokazują brak szacunku dla milionów ludzi, którzy popierają Donalda Trumpa na prezydenta. To są ciężko pracujący ludzie – farmerzy, górnicy kopalni węgla, nauczyciele, weterani, policjanci. To są Amerykanie i zasługują na nasz szacunek” - powiedział Pence.

Wypowiedź Clinton krytykują także konserwatywne media, jak telewizja Fox News i dziennik "New York Post".

W swojej kampanii Trump powiedział o meksykańskich nielegalnych imigrantach, że to „gwałciciele i handlarze narkotyków”. Wezwał do tymczasowego zakazu wjazdu do USA muzułmanów. W przeszłości podważał prawo Baracka Obamy – pierwszego czarnoskórego prezydenta USA - do pełnienia urzędu, wyrażając wątpliwości, czy jest on urodzony w USA.

„Twardy” trzon elektoratu Trumpa to biali mężczyźni bez wyższego wykształcenia, bardziej skłonni do uprzedzeń wobec mniejszości rasowych, religijnych i seksualnych. Popiera go m.in. skrajna prawica – neonaziści i zwolennicy przywrócenia segregacji rasowej. Kandydat jednak stara się ostatnio zdobyć poparcie przynajmniej części Afroamerykanów i Latynosów.

Kontrowersyjną wypowiedź Clinton porównuje się do tego, co w kampanii wyborczej w 2012 r. powiedział ówczesny kandydat Republikanów na prezydenta Mitt Romney.

„47 procent Amerykanów jest tak zależnych od pomocy rządu, że będą głosowali na Obamę cokolwiek by się stało. Nigdy ich nie przekonam, że powinni wziąć za siebie odpowiedzialność i sami troszczyć się o swoje życie” - oświadczył wtedy Romney.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)