Europa to w sensie geopolitycznym i cywilizacyjnym nasze miejsce na ziemi. I wciąż najlepsze miejsce do życia. Nawet jeśli sami zaczynamy mieć w tej sprawie wątpliwości, inni ich nie mają. Przytłaczająca nas wciąż fala imigracji pokazuje, że tak jesteśmy postrzegani. W tym przypadku ludzie głosują nogami.
Dziennik Gazeta Prawna
Wspólnoty Europejskie, a potem Unia Europejska dały naszemu kontynentowi ponad 70 lat pokoju, spokoju i dobrobytu. Idea integracji pozwoliła Zachodowi odbudować się po wojnie i zabliźnić głębokie rany. Zamiast rywalizowania i wojowania Europa zaczęła tworzyć kulturę współpracy i współdecydowania, choć bez rezygnowania z odmienności i różnic interesów między państwami.
Opłacalne ćwierć wieku
Polsce Europa dawała nadzieję. W czasach PRL z Zachodu wiało świeże powietrze. Słuchaliśmy Wolnej Europy i Głosu Ameryki, marząc, że kiedyś to tam będzie nasza przyszłość. Po 1989 r. Europa była naszym najważniejszym punktem odniesienia. Sam fakt, że była, pozwalał zlokalizować kurs, zaprogramować zmiany. Proces dochodzenia do członkostwa w UE pomógł przeorientować zarządzanie gospodarką, znaleźć recepty na rozwój i zbudować fundamenty demokratycznego państwa prawa. Polska i Ukraina startowały z tego samego miejsca. Po dwóch i pół dekady widać, jak bardzo Europa się Polsce opłaciła.
Weszliśmy do UE w 2004 r. Świat wydawał się wtedy poukładany, bezpieczny i dostatni. Płynął (i wciąż płynie) strumień europejskich funduszy, który pozwolił Polsce odbudować się, jak niegdyś plan Marshalla Europie Zachodniej. Zainwestowaliśmy nie tylko w infrastrukturę, ale także w rozwój przedsiębiorczości i kapitału ludzkiego. Staliśmy się ważnym graczem w UE z aspiracjami członkostwa w G20. Otworzyliśmy się na globalny świat. Z biorcy pomocy rozwojowej staliśmy się donatorem.
Straciliśmy busolę
Europa weszła w trzecie tysiąclecie na fali entuzjazmu po zakończeniu zimnej wojny, upadku ZSRR i rozpadzie bloku wschodniego. Otworzyło to drogę do rozszerzenia Unii, a raczej zjednoczenia wschodniej i zachodniej części kontynentu, aby mógł znów oddychać dwoma płucami. To wielkie rozszerzenie zbiegło się jednak z narastającą falą sceptycyzmu dla integracji. Udało się opracować konstytucję UE, ale nie udało się jej przyjąć – w 2005 r. została odrzucona w referendach we Francji i w Holandii. Od tego czasu Stary Kontynent stracił busolę. Przyjęliśmy traktat z Lizbony, który umożliwiał funkcjonowanie rozszerzonej Unii, ale nie zdążyliśmy się zastanowić, jak ją dalej budować.
Przyszedł światowy kryzys, kryzys w strefie euro i zaostrzenie stosunków z Rosją. Wojna w Gruzji w 2008 r., a potem na Ukrainie zmieniła układ sił. Powiało chłodem. Od ponad dekady Europa traci impet, przytłoczona skalą rosnących wyzwań. Mocno nas dotykają kryzys migracyjny i akty międzynarodowego terroryzmu. W polityce kwitnie populizm przynoszący opłakane skutki, co najostrzej widać na przykładzie Brexitu. Zaczynamy się głęboko zastanawiać, jaka będzie nasza przyszłość i czy integracja europejska ma jeszcze sens.
Potrzeba transfuzji
12 nowych członków UE, z których 10 to kraje Europy Środkowej i Wschodniej, wniosło trochę świeżości i dynamizmu, ale jeszcze więcej roszczeń. Świetnym tego przykładem jest Polska, rozdarta między chęcią bycia znaczącym graczem a niechęcią do współodpowiedzialności w sprawach trudnych. Tymczasem to właśnie teraz stara Unia potrzebuje świeżego spojrzenia, transfuzji, zastrzyku nowej energii. To właśnie teraz dwie przewagi kojarzone z Polską – solidarność jako nadrzędna wartość oraz umiejętność zarządzania zmianą – najbardziej przydałyby się Europie.
Największe zagrożenia dla przyszłości zjednoczonej Europy są związane z podważaniem solidarności europejskiej. Zarówno w sferze wartości i spraw społecznych, jak i funkcjonowania jednolitego rynku, uznawanego za najważniejszy dorobek Wspólnot. Łatwo współpracować w czasach dobrych, w trudnych sytuacja się zmienia. Na plan pierwszy wychodzą egoizmy i negatywne emocje, podsycane przez polityków.
Mówi się powszechnie o kryzysie w UE. Pojawiają się pytania, wokół czego ją dalej budować i czy w ogóle jest potrzebna. Zwolennicy głębszej integracji chcą wykorzystać kryzys do zrobienia skoku do przodu i stworzenia na bazie strefy euro zwartej konstrukcji gospodarczo-politycznej, a docelowo wspólnego państwa. Przeciwnicy mają nadzieję na wzmocnienie koncepcji Europy ojczyzn i wypracowanie takiego modelu relacji między instytucjami a państwami, który zachowa współpracę i koordynację, ale bez integracji.
Pomiędzy tymi dwiema koncepcjami jest wiele odcieni. Debata dopiero się zaczyna i nie wiadomo, które państwa którą drogą będą chciały iść. Ale wiadomo, że wizja przyszłości Europy zostanie wypracowana międzyrządowo, a nie tylko w unijnych instytucjach. Polska powinna być aktywnym uczestnikiem tego procesu i pamiętać, że szukamy wspólnej drogi, a nie rozbieżności uzasadniających rozstanie.
Jaka Europa jest dobra dla Polski?
Przede wszystkim Europa zjednoczona. Nie tylko przez wspólne interesy w globalnym świecie, lecz także przez wspólne wartości. Najważniejszą jest solidarność. Czyli m.in. chęć i umiejętność wspierania się w trudnych czasach. I zdolność do znajdowania rzeczy, które łączą, mimo że tak wiele nas dzieli. Europa mądra, myśląca strategicznie, widząca nie tylko obecne, lecz także przyszłe zagrożenia, niebojąca się zmian ani nowych szans. Nie naiwna, wiecznie rozdarta między euroentuzjazmem a eurosceptycyzmem, lecz rozsądna. Potrafiąca robić użytek ze swego potencjału i wykorzystująca kryzysy do wyzwolenia nowej energii. Europa otwarta. To nie oznacza zgody na niekontrolowane migracje i umożliwianie każdemu przekraczania naszych granic. Oznacza natomiast społeczność otwartych umysłów i serc, która nie daje się zastraszyć. Szuka rozwiązań, a nie zamyka się w oblężonej twierdzy.
Europa silna i bezpieczna. Ale nie siłą autorytaryzmu, zwiększającego kontrolę obywateli przez rozbudowę aparatu administracyjnego. Ani nie dominacją któregokolwiek z państw członkowskich. Nową moc Europie może dać tylko jasna wizja wspólnej przyszłości, umiejętność koordynacji polityk oraz sprawność wspólnych instytucji, których mandat potwierdzają obywatele.
Warto też walczyć o Europę oddaną ludziom. W podwójnym sensie: skierowania jej na rzeczywiste społeczne wyzwania, a jednocześnie zapewnienia większej partycypacji obywateli w rządzeniu. Budujmy Europę pozytywnych emocji, które sami będziemy czuli. Europy, która będzie nas obchodzić i na której przyszłości będzie nam zależeć. Tak jak zależy nam na Polsce.
Od ponad dekady Europa traci impet, przytłoczona skalą rosnących wyzwań. Mocno nas dotykają kryzys migracyjny i akty międzynarodowego terroryzmu. Z kolei w polityce kwitnie populizm przynoszący opłakane skutki