Rzadko w ciągu kilku tygodni dwukrotnie przepytujemy tego samego rozmówcę. Uznaliśmy jednak, że tak trzeba. Tomasz Zimoch stracił pracę po tym, jak powiedział w DGP, co myśli o zmianach w Polskim Radiu i wokół Trybunału Konstytucyjnego. Nasi czytelnicy powinni wiedzieć, co się wydarzyło potem
Dziennik Gazeta Prawna
Pani Magdo, dobrze, że się spotykamy drugi raz, bo przede wszystkim chciałem przeprosić za poprzedni wywiad.
Za co? Wycofuje się pan z tego, co pan powiedział?
Nie, naprawiam pani błąd. Mistrzostwa Europy zaczynają się w Paryżu, a nie w Marsylii, jak pani napisała. A co do wycofywania, to w ostatnim czasie sugerowano mi, abym napisał sprostowania. Powtarzam, jednak konsekwentnie, że za każde słowo w tym wywiadzie biorę odpowiedzialność. No, oczywiście oprócz Marsylii.
Śmieje się pan.
Ale nie jest mi do śmiechu.
Polskie Radio będzie żądać od pana odszkodowania. Władze PR twierdzą, że chciał pan doprowadzić do rozstania z Polskim Radiem, bo miał lepszą propozycję.
I to są dopiero bzdury. W dodatku krzywdzące. Kłamliwe i obrażające mnie. Kto mnie zna, wie, że jestem idealistą, choć ostatnio trochę mnie wyleczono z tego idealizmu. A ten, kto mówi o jakichś kontraktach, niech wskaże, gdzie miałem ten lepszy kontrakt załatwiony od razu.
Z TVN24.
Nie mam żadnego kontraktu. Kiedy rozmawialiśmy poprzednim razem, w ogóle nie brałem pod uwagę odejścia z Polskiego Radia. Nie prowadziłem z nikim żadnych rozmów, niczego nie negocjowałem. Przecież byłem tuż przed dwoma najważniejszymi wyjazdami, przed Euro i igrzyskami. Przecież pani wie, co to dla mnie znaczy. To jest moje życie. Sens. Zabrano mi to. Propozycje pojawiły się w ostatnich dniach. Współpraca z TVN24 to też efekt rozmów w tym tygodniu.
No dobrze, pan miał być już dziś w Paryżu.
Mam jeszcze bilet, na czwartek, 9 czerwca. Miałem być dziś w Paryżu, a jutro komentować mecz otwarcia: Francja – Rumunia.
Niech pan spróbuje.
Dziesiąty dzień czerwca, Paryż, stolica Francji, ciepły, piękny wieczór. Taki sam jak cztery lata temu w Polsce... Nie, nie mogę, rozkleję się. Ja sobie nigdy nic nie piszę, idę na żywioł. Jestem w takich emocjach, że nie pamiętam. Naprawdę nie pamiętam. Najpierw przypatruję się rozgrzewce, szukam kapitanów, oglądam zawodników, patrzę, jak wyglądają, jak się ruszają, jakie gesty wykonują, jakie mają fryzury, jakie buty, sprawdzam, czy budzą sympatię. Wszystko to muszę słuchaczom opowiedzieć. Sprawozdawca radiowy jest przecież jednym z widzów. I ten moment, kiedy węgierski sędzia da znak i zacznie się gra, to jest nie do opisania, nie do opowiedzenia. To jest, pani Magdo, tak wspaniałe, tak piękne, tak... No, nie będzie mnie tam. Żałuję też z tego powodu, że nie będę miał pamiątki z Euro. Pokażę coś pani. O, tam leży. To jak relikwia.
[Tomasz Zimoch wyciąga z czerwonej papierowej torebki znoszony, stary but piłkarski. Czarny, skórzany, z namalowanymi farbą albo jakąś pastą biało-czerwonymi paskami]
To pana?
Teraz mój. Kiedyś był Zbigniewa Bońka. Grał w nich w Mistrzostwach Świata w Meksyku, w 1986 r. Widzi pani, tu jest jeszcze trawa z meksykańskiego stadionu, jest jak kamień. Było jej więcej, teraz dbam o to, żeby nie odpadła. Ten biały pasek jest namalowany pastą do zębów. Boniek grał w swoich butach, choć wtedy było tak, że każda federacja miała podpisaną umowę z konkretną firmą. On miał jednak swoje, które sam przemalował. Przegraliśmy wtedy 0:4 z Brazylią. Byłem tam. „Straszny gorąc” był na stadionie Jalisco w Guadalajarze. To były trochę inne czasy, bo z meczu wracałem autokarem razem z piłkarzami. Potem poszedłem do pokoju Bońka. Był wściekły. Usiadł na łóżku, wyjął z torby buty i rzucił nimi o ścianę. Po czym zapytał, czy je chcę. Jasne, że chciałem.
A gdzie drugi?
Nasza drużyna pojechała do domu, ale do końca mistrzostw było jeszcze daleko. Rysio Starzyński, świetny dziennikarz, kapitalny człowiek, chodził za mną cały czas i mówił: daj mi jeden but. Mamusia uczyła, żeby się dzielić, i jeden but, lewy, dałem Rysiowi. Rysia już nie ma z nami i myślę, że teraz po latach trzeba by te buty połączyć. Nie wiem, może namówię prezesa Bońka, by w jakimś programie wrócił wspomnieniami do tamtych czasów.
Będzie okazja w TVN.
W TVN24 będę prowadził strefę kibica.
A mecze gdzie pan będzie oglądał?
Gdziekolwiek bym był, to włączę telewizor, nałożę słuchawki. Nawet gdybym miał komentować sam dla siebie.
I będzie pan mówił: gol, gol, gooool. To jest wielki biało-czerwony pomnik, na którym stanął Robert Lewandowski.
Będę. Niech pani spojrzy na ulice. Wtedy, cztery lata temu, cała Polska świętowała Euro, wszyscy to przeżywaliśmy.
Bo było w Polsce.
Ale teraz mamy drużynę, która weszła do mistrzostw. I to już jest radość. Przecież to nasza drużyna narodowa. NARODOWA, nasza, więc powinniśmy świętować z nią, grać z nią. Udekorowała już pani flagą biało-czerwoną balkon? A sąsiedzi?
A pan?
Ja udekorowałem. Polacy też powinni. Polska jest przecież podzielona, a sport łączy. Solidaryzujmy się. Przed laty prof. Jan Blecharz, świetny psycholog, który współpracował z Adamem Małyszem, powiedział o tym, jak ważna jest identyfikacja nas, wszystkich kibiców, z idolem, ze sportowcem. I o tym, że to wcale nie są sprawy błahe, wręcz przeciwnie. Dla obydwu stron – i dla sportowców, i dla narodu. Bądźmy z naszymi, mówił, a ja to powtarzam.
I pan jest, tyle że pana tam nie będzie.
Sercem będę. To jest tak, przepraszam za patos, jakbyśmy się wszyscy razem trzymali za ręce. Pierwszy mecz gramy z Irlandią Północną, już w niedzielę, z zespołem, który w genach ma walkę, niewygodnym dla każdego. Później gramy z Niemcami, a potem z Ukrainą. I pamiętajmy, że Ukraina jest w podobnej sytuacji jak my na mistrzostwach świata w 1982 r., kiedy w Polsce był stan wojenny. Ich udział będzie miał również pozasportowy charakter.
Wierzę w naszych, choć oczywiście wiem, że te ostatnie dwa mecze, z Litwą i Holandią, stępiły optymizm w Polakach. Z drugiej strony może to i dobrze, bo to był kubeł zimnej wody i dla nas kibiców, i dla samych piłkarzy. Ale Hiszpania przegrała z Gruzją w sparingu przed Euro.
My mamy Lewandowskiego.
Nie tylko jego. Pamiętajmy, po jakim on jest wyczerpującym sezonie. Boję się o obronę, bo ze składu wypadł kontuzjowany Maciej Rybus. Na lewej obronie może grać Jakub Wawrzyniak, z którego często kibice się śmieją. A ja bym chciał, żeby on rozegrał mecze życia. Po prawej stronie jest Łukasz Piszczek. Jest też Kamil Glik na środku, chłopak, który gra we Włoszech i jego pomnik już mógłby stanąć w Rzymie. On jest twardy, nieustępliwy. Mamy Grzegorza Krychowiaka, Kubę Błaszczykowskiego, Kamila Grosickiego z kontuzją stawu skokowego, chłopaka po przejściach, z wielkimi życiowymi kłopotami. W ataku Lewandowski, Milik. Cały czas podkreślam, że nie tylko my przygotowywaliśmy się do tego Euro. Wszyscy są w formie. Mam optymizm i pokorę. Adam Nawałka to jest rozsądny, mądry człowiek, trener, szkoleniowiec. Ufam mu, choć tak naprawdę niewiele o nim wiem. Prawie nic. W zasadzie nie udzielał wywiadów.
Nawet panu odmówił.
W ostatnim czasie nawet nie próbowałem, chyba zrozumiałem, że nie chce mówić o sobie. Brakuje mi reportażu o nim. No, ale bardziej niż na wywiadzie zależało mi na tym, żeby wziął udział w akcji „Choinki Jedynki” i narysował choinkę, którą później zlicytowaliśmy, a pieniądze przeznaczyliśmy na fundację prowadzoną przez Annę Dymną. Ale to było jeszcze za czasów, kiedy pracowałem w Polskim Radiu.
Nie pracuje pan od ostatniego poniedziałku.
Nie, dłużej, kilka dni po wywiadzie, który pani ze mną przeprowadziła, zostałem zawieszony. Nie mogłem pracować, nie mogłem robić tego, co robiłem przez ostatnie 38 lat mojego życia, odwołano mnie z pracy na Euro w Paryżu, na igrzyskach olimpijskich w Rio.
Dziwi się pan?
Dziwię. No, ale mieliśmy rozmawiać o piłce.
Wypowiedział pan umowę z Polskim Radiem z winy pracodawcy.
Polskie Radio nie pozwoliło mi pracować. Zakazano mi pracować, nie uzasadniając tej decyzji. Ba, kiedy jeszcze rozmawiałem z panią prezes, zanim usłyszałem o moim zawieszeniu, to informacja o zawieszeniu już została wysłana do mediów. Absurd, paradoks i nie wiem, co jeszcze. Rzecznik radia mówił, że trzeba będzie przeprowadzić dogłębną analizę prawną, ale ta analiza pojawiła się jeszcze tego samego dnia. I proszę pana rzecznika, by pamiętał, że jeszcze nie jest ani sędzią, ani sądem.
Kiedy mój dokument wypowiadający umowę o pracę został złożony, rzecznik PR próbował wmawiać opinii publicznej, że żaden dokument nie wpłynął. Komentował też moje publiczne wypowiedzi, mówił też, co myśli o tych, którzy stanęli w mojej obronie. Rozumiem, że chciałby się wykazać, a ja chciałbym, żeby pan rzecznik pamiętał, że pracuje w Polskim Radiu od maja tego roku, w instytucji, która ma ponad 90 lat. Moja prośba, żeby szanował instytucję i ludzi, którzy ją tworzą. Ja liczyłem na rozmowę z zarządem Polskiego Radia. Z rzecznikiem nie, a on próbuje mnie wciągać w dyskusję za pośrednictwem mediów, również społecznościowych. Podpowiadam mu bardzo życzliwie, że jeśli chce wypowiadać się na profilach społecznościowych, to niech każdy wpis zacznie od informacji, że jest rzecznikiem PR, że przedstawia stanowisko firmy, w której do niedawna pracowałem. Proszę też, żeby nie wprowadzał w błąd opinii publicznej.
Dlaczego pan złożył to wypowiedzenie, nie mógł pan poczekać?
Na co? Czekałem trzy tygodnie, a nawet ponad trzy. Zostałem zawieszony. I co, co dalej? Jedna komisja etyki, druga. Opinia komisji, że moja wypowiedź w pani wywiadzie świadczy o braku lojalności wobec Polskiego Radia i godzi w jego dobre imię, i cisza. Zawieszenie. W Komisji Etyki Polskiego Radia zasiada pięciu dziennikarzy, można powiedzieć, że to byli moi koledzy. Podczas pierwszego posiedzenia rozmawiali ze mną normalnie, jednak na drugie posiedzenie przyszli jakby zupełnie inni ludzie.
Wszyscy?
Nie wszyscy. Ale o szczegółach tych posiedzeń naprawdę nie chcę opowiadać. Z udostępnionego mi regulaminu fukcjonowania tej komisji wynika bowiem, że jej przebieg nie jest jawny.
Co to jest ta etyka dziennikarska?
To jest to, czym się kierowałem przez prawie 40 lat mojej pracy. I nigdy nie złamałem zasad etyki. Teraz jestem poza Polskim Radiem, więc nad etyką niech się zastanawiają inni. Zwrócę tylko uwagę, że czym innym jest, w mojej ocenie, etyka dziennikarska, a czym innym etyka korporacyjna. Komisja etyki, jak wynika z jej upublicznionej opinii, oceniała moje wypowiedzi wyłącznie w oparciu o zasady etyki korporacyjnej.
Zapłacił pan wysoką cenę za to, co pan powiedział o Polskim Radiu, za wyrażenie swojej opinii na temat Trybunału Konstytucyjnego.
I chce pani wiedzieć, czy to osiągnęło jakiś skutek. Wątpię. Wszystko, co do tej pory mówiłem, mówiłem z troski, wierzę, że nie zostanie zniszczony dorobek PR. Żonie obiecałem, że będę rozmawiać o piłce. Dla mnie sprawa z Polskim Radiem jest zamknięta. Jasne, że tego się nie wymaże, prawie 40 lat pracy, całe moje dotychczasowe życie. Ale widocznie nie jest Polskiemu Radiu potrzebny ktoś taki jak ja. Po wywiadzie prezes Stanisławczyk nie chciała mieć mnie w swoim zespole. Wie pani, kilka dni temu zadzwonił dziennikarz tzw. dobrej zmiany. Znamy się. Jak pani wie, kiedyś nie było wielkich podziałów w środowisku dziennikarskim.
Kto?
Nie powiem, żeby mu nie zaszkodzić. Powiedział tylko, że przeprasza za to, co się dzieje, i podziękował za moją postawę.
Politycy opozycyjni próbują pana zagarnąć?
Dzwonili do mnie różni politycy, ale ja się nie dam zagarnąć.
Ale stał się pan wrogiem PiS-u.
Nie wierzę, że można mnie traktować jako wroga PiS-u. Nie wierzę, że wielcy kibice – Joachim Brudziński i Ryszard Czarnecki – mogliby o mnie powiedzieć, że jestem wrogiem ich partii. Zresztą już dość tych, którzy za mnie czują, za mnie myślą, wiedzą lepiej, co chciałem powiedzieć, zrobić, co planowałem, czyim jestem wrogiem, a czyim przyjacielem. Teraz, ludzie kochani, skupmy się na tym, żeby być razem na Euro z naszymi piłkarzami.
Jesteśmy z Zimochem – takie transparenty widziałam.
Ciekawe, czy pani prezes Polskiego Radia widziała? Znowu mi się przypomniało. Ale, wracając do Euro, proszę, nawet gdyby coś się nie udało, to nie topmy się w nienawiści. I nie krytykujmy tego, przykładowo, że prezydent i premier naszego kraju będą chcieli się spotkać z naszą drużyną. To jest i dla drużyny ważne, i dla polityków. I dla mnie kibica również. Drużyna jest przecież narodowa.
Kiedy mój dokument wypowiadający umowę o pracę został złożony, rzecznik PR próbował wmawiać opinii publicznej, że żaden dokument nie wpłynął. Komentował też moje publiczne wypowiedzi, mówił, co myśli o tych, którzy stanęli w mojej obronie. Rozumiem, że chciałby się wykazać, a ja chciałbym, żeby pan rzecznik pamiętał, że pracuje w Polskim Radiu od maja tego roku, w instytucji, która ma ponad 90 lat