Negocjacje w sprawie uwolnienia Nadii Sawczenko wpisują się w postsowiecki standard. Zakładnicy są towarem, skutecznym narzędziem w dyplomacji, pozwalającym dbać o interesy władzy. Klasykiem w tej dziedzinie jest Alaksandar Łukaszenka. Targów próbował Wiktor Janukowycz. Dobrodziejstwa płynące z handlu ludźmi dostrzegł również Władimir Putin
Dziennik Gazeta Prawna
Całkiem niezły motelik. Na mocną czwórkę. Mieszkałem w pokoju za 2600 rubli za dobę, duży, obszerny, chociaż z małym i wysoko umieszczonym oknem. Łóżko duże, chociaż trochę przeleżane pośrodku. Personel uprzejmy, w pokoju czysto, dziwnych zapachów brak” – tak o hotelu Jewro na przedmieściach Woroneża pisał użytkownik strony Komandirovka.ru, na której można podzielić się oceną pokojów do wynajęcia dla turystów i pracowników w delegacji.
W czerwcu 2014 r. Jewro było pierwszym rosyjskim więzieniem Nadii Sawczenko, którą pod koniec marca sąd w Doniecku w obwodzie rostowskim (nie mylić z ukraińskim Donieckiem) skazał na 22 lata więzienia za rzekome zabójstwo dwójki rosyjskich dziennikarzy i nielegalne przekroczenie granicy. Jak podaje telewizja Dożd, ochotniczka batalionu Ajdar i była szturmanka śmigłowca Mi-24 w ukraińskich siłach powietrznych może zostać wkrótce wymieniona za Wiktora Buta i Konstantina Jaroszenkę. Za handlarza bronią i przemytnika.
But, którego w filmie „Pan życia i śmierci” zagrał Nicolas Cage, od 2012 r. odsiaduje w USA wyrok 25 lat więzienia za uzbrajanie niemal każdej ze stron w konfliktach w Afryce. Jaroszenko dostał o pięć lat mniej za przemyt dużych ilości kokainy. Kreml oficjalnie się o nich nie upomina. Nieoficjalnie od lat prowadzi rozmowy z USA o ich uwolnieniu. Wiedzą zbyt wiele, więc lepiej, by wrócili do Rosji. Amerykanie wyśmiali doniesienia telewizji Dożd, Ukraina się do nich nie odniosła. Oficjalnie za Sawczenko oferuje maksymalnie dwóch żołnierzy rosyjskich sił specjalnych Jewgienija Jerofiejewa i Aleksandra Aleksandrowa, którym zarzuca działalność terrorystyczną. Niezależnie od tego, jaka jest stawka, targ wchodzi w decydującą fazę.
– Ewentualną podstawą prawną jej przekazania mogłaby być umowa o wzajemnej pomocy prawnej z 1993 r., która przewiduje możliwość, że obywatel Ukrainy skazany w Rosji może być przekazany Ukrainie i tam odsiedzieć zasądzoną karę – mówił nam rosyjski adwokat Sawczenko Mark Fiejgin. – W zamian Ukraina na tej samej podstawie, już po ewentualnym wyroku, mogłaby przekazać Aleksandrowa i Jerofiejewa. Doszłoby do nieoficjalnej wymiany jeńców. Rosja się waha, bo waha się Putin. To do niego należy ostateczna decyzja. Sądzę, że głównym partnerem do rozmów w tej sprawie będzie Waszyngton. Sekretarz stanu John Kerry rozmawiał niedawno w Soczi z Putinem m.in. o sprawie Sawczenko – dodawał.
Handel ludźmi na tej szerokości geograficznej tylko pozornie wydaje się egzotyką. Taki proceder w przestrzeni postsowieckiej to raczej norma. Sposób załatwiania interesów w stosunkach międzynarodowych. Zawsze okraszony jest także serialowym dramatyzmem. Wielomiesięcznym umieraniem. Głodówkami. Próbami symbolicznego pohańbienia przez wymuszenie podpisania prośby o ułaskawienie. Poznaliśmy kilku bohaterów takich wymian. Były szef MSW w rządzie Julii Tymoszenko opowiadał, jak był towarem w rozmowach Wiktora Janukowycza z Unią Europejską. Siostra Nadii Sawczenko mówiła, jak rosła legenda jej siostry i kogo na wymianę chcieli początkowo ługańscy separatyści.
Bo liczą się kredyty
Prezydent Białorusi Alaksandar Łukaszenka zakładników bierze hurtowo. Najpierw muszą być złamani i podpisać prośbę o ułaskawienie. Potem ich uwolnienie ma być powitane z entuzjazmem przez Zachód, który ma się w zamian spotkać, poklepać po plecach, zrobić wspólne zdjęcie, dać kredyt i rozpocząć odwilż. Najbardziej hardym z zakładników był Mikoła Statkiewicz, kontrkandydat Łukaszenki w wyborach 2010 r., który za kratami spędził prawie pięć lat. – Powiedziałem, że niczego nie podpiszę. Bo jak? Najpierw wyprowadziłem dziesiątki tysięcy ludzi na ulice, a teraz miałbym się łasić do Łukaszenki? To by znaczyło, że uznaję siebie za przestępcę, a jego za prezydenta – tłumaczył w rozmowie z DGP niedługo po swoim uwolnieniu.
Oferta miała zresztą swój ciąg dalszy. Władzom w Mińsku chodziło o to, żeby Statkiewicz, który z jednego z wielu działaczy opozycji swoją niezłomną postawą zdobył szacunek szerokiego spektrum antyrządowo nastawionej części Białorusinów, wyjechał za granicę i przestał bruździć. – Więzienni agenci pytali, czy jeśli wyjdę z więzienia, to wyjadę z kraju. I dopytywali, dlaczego nie chcę tego zrobić. Potem zrozumiałem, że rozmawiamy innymi językami. Bo skoro reżim złamał takiego człowieka i zmusił do współpracy, to on nie jest w stanie pojąć moralnych aspektów mojego postępowania. I któregoś razu odpowiedziałem, że dokąd mam jechać, skoro języków nie znam. Od razu przynieśli mi do celi odtwarzacz CD i podręczniki na płytach – wspominał Statkiewicz.
Presję na napisanie wniosku o łaskę odczuwali wszyscy – od kandydatów na prezydenta po przypadkowych chłopaków, zgarniętych z wielotysięcznych protestów tylko dlatego, że tego dnia mieli pecha. Władza musi udowodnić swoją wyższość. A argument uwolnienia więźniów pojawiał się w rozmowach o odwilży w relacjach z Białorusią od zawsze. Po wyborach 2006 r. dotyczył byłego kandydata na prezydenta Alaksandra Kazulina. I faktycznie – jak tylko Kazulin wyszedł, rozpoczęło się zbliżenie z Zachodem. To samo stało się po wyborach 2010 r.
Ekskandydat Andrej Sańnikau wyszedł na zachętę w 2012 r. Już wtedy białoruska wiceminister spraw zagranicznych Alena Kupczyna zaczęła jeździć po zachodnioeuropejskich stolicach, by badać, pod jakimi warunkami Europa może zapomnieć dawne urazy. Statkiewicza wypuszczono jako ostatniego, praktycznie na potwierdzenie nieformalnych na razie ustaleń. Dwa miesiące później odbyły się wybory. Tuż po nich zawieszono, a następnie zniesiono większość unijnych sankcji przeciwko białoruskim władzom. Niezależnie od oprawy medialnej, za każdą z tych dramatycznych ludzkich historii kryły się wszak konkretne sprawy do załatwienia. Albo personalia, albo sprecyzowane sumy i zapisy w umowach.
Wymiana
Nadija Sawczenko od czasu, gdy została poddana rosyjskiej wersji tajnych lotów CIA, czyli od momentu porwania z terenu Ukrainy i przewiezienia do hotelu Jewro pod Woroneżem, ma za granicą skutecznego lobbystę i adwokata. To jej siostra. – Najpierw nie bardzo wiedziano, co z Nadiją zrobić. Miała być wymiana, ale rozmowy jakoś nie szły. Za moją siostrę nasi mieli wypuścić jakąś Olhę, która w czasach Janukowycza organizowała Antymajdan – mówiła nam Wira Sawczenko.
Nadiję zatrzymał w czerwcu 2014 r. oddział separatystów Zaria. Szybko okazało się, że jest zbyt cenna, by wymieniać ją na Olhę, więc ostatecznie trafiła do Rosji. Dopiero w drugim tygodniu niewoli formalnie ją zatrzymano. – Wtedy zamknięto ją w areszcie śledczym i zdecydowano, że będzie miała proces – opowiada Wira. Siostra ochotniczki Ajdaru tuż po tym sama pojechała do Ługańska z misją poszukiwawczą. Latem 2014 r. Ukraina była zarysem państwa. Po rewolucji służby specjalne i wojsko były w rozsypce. Nie było nawet specjalnie komu negocjować z separatystami. Zresztą nikt w Kijowie nie przypuszczał, że proces Nadii nabierze takiego rozgłosu. Wira miała kontakty w Ługańsku. Wiedziała, do kogo się zwrócić. Postanowiła spróbować pomóc siostrze.
W Ługańsku sama trafiła do niewoli. Grożono jej obcięciem palców i gwałtem. Przetrzymywano ją w piwnicy wraz z grupą mężczyzn. Na wolność wyszła dzięki interwencji szefa kontrwywiadu Ługańskiej Republiki Ludowej Wołodymyra Hromowa, który w ideologię rosyjskiego świata wierzył tak samo mocno, jak w cywilizacyjną wyższość Zachodu. Jego córka brała nawet udział w ukraińskiej wersji „Voice of Poland”, która nad Dnieprem nazywa się „Hołos krajiny”. Zachodnie odchylenie Hromowa sprawiło, że z piwnicy separatystów Wira wróciła na wolność.
Do dziś walczy o wolność siostry. Jednak sprawy są już daleko poza nią. O wymianie zadecydują prezydenci Ukrainy i Rosji Petro Poroszenko i Władimir Putin. Zaangażowani są szef dyplomacji USA John Kerry i Unia Europejska. Na oficjalnej liście do wymiany najniżsi rangą są oficerowie GRU. Ale to i tak znacznie wyższa szarża niż pani Olha od Antymajdanu. Przez prawie dwa lata od porwania Nadija zdobyła mandat deputowanego do parlamentu Ukrainy. Napisała książkę. Została delegatem do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Przeszła niezliczoną liczbę głodówek i badań psychiatrycznych.
Teraz ta cała dramaturgia zbliża się do finału. Poroszenko walczy o prestiż, Putin o wyciągnięcie swoich ludzi. Nasi kijowscy rozmówcy przekonują, że na wolności deputowana kierowanej przez Julię Tymoszenko Batkiwszczyny Nadija Sawczenko ma przed sobą karierę polityczną. Na Ukrainie nadchodzą czasy populizmu i ludowych kandydatów. Hurraoptymiści wróżą Sawczenko prezydenturę. Realiści – powrót do sił zbrojnych. – Nadija Sawczenko to bohaterka, a my potrzebujemy bohaterów – deklarował w rozmowie z DGP wiceminister obrony Ukrainy Ihor Dołhow, odpowiadając na pytanie, czy znalazłoby się dla niej miejsce w jego resorcie.
Nie zawsze się wygrywa
Podobnej logice poddane były rozmowy o wolności dla Julii Tymoszenko i Jurija Łucenki. Była premier dostała wyrok za przekroczenie uprawnień przy podpisywaniu umowy gazowej z Rosją. Były szef MSW został oskarżony o to, że jako minister źle naliczył dodatek emerytalny dla swojego kierowcy oraz źle wydał publiczne pieniądze na obchody Dnia Milicji. Tymoszenko dostała siedem lat, Łucenko – cztery. Oboje mieli stać się kartą przetargową w rozmowach Janukowycza z UE. Według informacji niemieckich mediów ukraiński prezydent miał nawet zażądać konkretnej kwoty za Tymoszenko. Angela Merkel miała usłyszeć sumę wyrażoną w miliardach euro. Jednak takie żądanie – nawet jak na warunki postsowieckie – było przesadą. Jak wynika z relacji współpracowników niemieckiej kanclerz, Merkel miała je przyjąć z obrzydzeniem.
Sam Janukowycz na więźniach ugrał znacznie więcej niż pieniądze. Przynajmniej tak mu się wydawało. Zakładnicy byli narzędziem wymuszania ustępstw na Unii Europejskiej. Na finale rozmów Kijów – Bruksela o umowie stowarzyszeniowej w 2013 r. od ukraińskiego prezydenta wymagano coraz mniej. Pierwotne oczekiwania konkretnych reform w państwie topniały z tygodnia na tydzień. Ot, Tymoszenko w bliżej nieokreślonej perspektywie miała wyjechać do Niemiec na leczenie, Łucenko – po prośbie o ułaskawienie – wyjść na wolność. W rozmowach uczestniczyli były polski prezydent Aleksander Kwaśniewski i były szef Parlamentu Europejskiej Pat Cox.
O finale negocjacji z Janukowyczem w marcu tego roku opowiadał nam sam Łucenko. – W pewnym momencie przyszli do mnie Kwaśniewski z Coxem. Powiedzieli, że Janukowycz mnie ułaskawi, jeśli napiszę prośbę. Powiedziałem, że muszę się zastanowić. Przedyskutować to z żoną. Na pomysł konkretnego sformułowania wpadł Poroszenko. Ostatecznie Cox i Kwaśniewski podpisali prośbę o łaskę, a żona zostawiła dopisek, że popiera ich wniosek – opowiada były szef MSW, a dziś czołowa postać Bloku Poroszenko. – Gdy Kwaśniewski zobaczył pismo z deklaracją mojej żony, tylko się roześmiał. Wiedział, o co chodzi. Cox za to cały się zaczerwienił – wspomina.
W tym starciu wygrał jednak Łucenko. Janukowycz wiosną 2013 r. zaczął szybko tracić wiarygodność na Zachodzie. Niezależnie od tego, czy chciał podpisywać umowę stowarzyszeniową z Unią, czy nie, musiał wykonać gest dobrej woli, aby dalej rozgrywać Brukselę i Moskwę. Namiastka wiarygodności była mu potrzebna, by prowadzić ryzykowną grę. Zbliżać się do Zachodu, by wymuszać tanie kredyty na Kremlu, który był przeciwnikiem integracji Ukrainy z UE. 7 kwietnia 2013 r. Łucenko został ułaskawiony. Jednak nie na warunkach prezydenta. Szef państwa nie dostał pisma, w którym wróg systemu się kaja i w bizantyjskim stylu prosi wielkiego pana o łaskawość i zrozumienie ludzkiej słabości. Takie pisma złożyła piątka innych zakładników. Na tej liście nie było Tymoszenko.
Rosja się waha, bo waha się Putin. To do niego należy ostateczna decyzja w sprawie wymiany więźniów. Sądzę, że głównym partnerem do rozmów w tej sprawie będzie Waszyngton. Sekretarz stanu John Kerry rozmawiał niedawno w Soczi z Putinem m.in. o sprawie Nadii Sawczenko – mówi nam Mark Fiejgin, adwokat Ukrainki