Rząd przedłożył we wtorek swój poprawiony projekt parlamentowi. Nowa ustawa to pierwsza od 15 lat próba zrewidowania i uporządkowania przepisów regulujących nadzór nad komunikacją elektroniczną.

Wstępna wersja dokumentu została skrytykowana zarówno przez parlamentarzystów, jak i organizacje broniące wolności słowa i prawa do prywatności oraz przez wielkie firmy jak Google, Yahoo, Twitter, Facebook, Microsoft itp.

Według internetowych gigantów przepisy, które chce wprowadzić brytyjski rząd, mogą utrudniać kodowanie informacji wymagane do wszelkich transakcji on-line.

AFP przypomina, że rząd stara się przeforsować projekt ustawy w trudnej dla siebie atmosferze, która jest pochodną społecznej debaty, jaką w Wielkiej Brytanii wywołało ujawnienie przez Edwarda Snowdena programu inwigilacji elektronicznej prowadzonej przez brytyjskie i amerykańskie służby specjalne.

Krytycy projektu, jak organizacje broniące prawa do prywatności, wskazują, że pozwala on na masowe przechwytywanie wiadomości i danych, co "stanowi zagrożenie dla naszego prawa do zachowania tajemnicy" - powiedział szef Privacy International Gus Hosein.

Reagując na takie zarzuty, minister May zapewnia, że rząd nie zabiega o "nadzwyczajne uprawnienia" do nadzoru elektronicznego, a nowa ustawa wprowadzi surowsze wymogi dotyczące prawa dostępu służb bezpieczeństwa do wymiany informacji on-line. Do tej pory zgodę na to wydawało ministerstwo spraw wewnętrznych, a wedle nowych przepisów będzie wymagane jeszcze zezwolenie sądu.

Premier David Cameron zapowiedział już rok temu, że w ramach walki z terroryzmem zwiększy kompetencje służb specjalnych do podsłuchiwania rozmów telefonicznych i komunikacji internetowej. Obiecał też ustawę legalizującą monitorowanie przez służby specjalne aktywności w sieci i komunikacji elektronicznej osób podejrzewanych o działalność terrorystyczną. Niektórzy eksperci twierdzą jednak, że nawet mechanizmy inwigilacyjne amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) już nie dorównują brytyjskim.