Ipesznicy zapowiadają na 15 lutego wielkie manifestacje w Mińsku. I nie są bez szans. Białoruscy drobni przedsiębiorcy protestują przeciwko zaostrzeniu przepisów, które wprowadzono m.in. ze względu na kryzys gospodarczy. Władze w Mińsku bardziej liczą się z ipesznikami – jak nazywa się tu prywatną inicjatywę – niż z opozycją polityczną. Stowarzyszenie Perspektywa, które ich reprezentuje, należy do najsilniejszych niezależnych organizacji na Białorusi.
W poniedziałek w mińskim hotelu „Piekin” odbyło się forum drobnych przedsiębiorców, już drugie w tym roku. Do stolicy zjechało ponad tysiąc osób, więcej niż liczyła największa manifestacja opozycji przed wyborami w 2015 roku. Na imprezę zaproszono też przedstawicieli rządu, choć trudno się spodziewać, by Ci z entuzjazmem słuchali kolejnych mówców. Szef Perspektywy Anatol Szumczanka ostrym tonem żądał od władz rezygnacji z wprowadzonych 1 stycznia zmian. – W tym momencie naszemu biznesowi grozi całkowita likwidacja. Chcielibyśmy spotkać się z prezydentem Alaksandrem Łukaszenką. W 2007 roku takie spotkanie już się odbyło i osiągnęliśmy wzajemne zrozumienie – mówił.
Ipesznicy boją się o swój los ze względu na prezydencki dekret nr 222, który zaostrzył zasady drobnego handlu. Zgodnie z nowymi przepisami sprzedawcy towarów przemysłu lekkiego pochodzących z państw Unii Celnej (czyli głównie z Rosji) muszą być w stanie wylegitymować się listami przewozowi. Problem polega na tym, że rosyjscy dostawcy często odmawiają wystawiania takich dokumentów albo przedstawiają fałszywe papiery. Ofiarą padają Białorusini, którzy od 1 stycznia muszą się liczyć z konfiskatą towaru i wysokimi karami. Od nowego roku handel na targowiskach został niemal sparaliżowany.
Były sędzia sądu konstytucyjnego Michaił Pastuchou uznał, że nowe przepisy naruszają konstytucyjną zasadę niedyskryminacji oraz zakaz wprowadzania nieuzasadnionych ograniczeń w działalności przedsiębiorców. „To bezmyślność, żeby w czasie kryzysu 500 tys. ludzi pozostawiać bez środków do życia” – czytamy w oświadczeniu Perspektywy. Według organizacji na Białorusi działa 211 tys. ipeszników. Ta wyższa liczba obejmuje też zatrudnionych przez nich pracowników najemnych. Według danych oficjalnych mikroprzedsiębiorstwa (kategoria szersza niż ipesznicy) w 2014 r. w zdominowanej przez państwowe molochy przemysłowe Białorusi wypracowywały 5,8 proc. PKB.
Organizacji udało się pozyskać wsparcie... zachodnich dyplomatów. Dzisiaj ambasador Niemiec ma poruszyć problemy ipeszników podczas spotkania z ministrem gospodarki Uładzimirem Zinouskim. Perspektywa złożyła też wniosek o zgodę na zorganizowanie manifestacji na jednym z mińskich parków. Mityng ma się odbyć 15 lutego. To nieprzypadkowa data, również związana z relacjami Mińska z Zachodem. „Tego dnia UE podyskutuje o sankcjach wobec Białorusi. A to znaczy, że nie powinni nam odmówić i będziemy mieli możliwość legalnego zgromadzenia się” – głosi oświadczenie.
Sankcje wobec większości białoruskich urzędników zostały zawieszone po październikowych wyborach prezydenckich. Co prawda w rezultacie fałszerstw ponownie wygrał Łukaszenka, ale władze nie zdecydowały się na represje wobec opozycji, a co więcej przed wyborami uwolniono więźniów politycznych. Prezydent dzięki swojemu zaangażowaniu w proces pokojowy w Zagłębiu Donieckim uchylił drzwi do ocieplenia relacji z Zachodem. Jednak sankcje mogą być w każdej chwili odwieszone. W tym ludzie Szumczanki upatrują swojej szansy.
Perspektywa gra ostro, ale ma szanse powodzenia. Opozycji nigdy nie udało się skłonić Łukaszenki do najmniejszych ustępstw, o ile nie towarzyszyła jej presja Zachodu, o tyle Szumczanka, zazwyczaj unikający niebezpiecznych odniesień do polityki, może się pochwalić drobnymi sukcesami. W 2013 roku, kosztem trzech dni pobytu w areszcie, udało mu się wymóc przesunięcie o pięć miesięcy terminu wprowadzającego m.in. wymóg, by ipesznicy oddawali do ekspertyz trzy sztuki każdego sprowadzonego z zagranicy towaru, jaki mają w asortymencie, co władze tłumaczyły harmonizacją przepisów z państwami Unii Celnej.
Kompromis mógłby polegać na zaoferowaniu ipesznikom obniżonych cen na produkcję białoruskich przedsiębiorstw państwowych, które mogłyby zastąpić towary z importu. Ze względu na malejące rezerwy walutowe (spadły o 48 proc. w ciągu trzech lat) Mińsk próbuje administracyjnie ograniczać import. Dekret nr 222 przez niektórych ekonomistów jest interpretowany właśnie jako kolejny środek wymierzony w sprowadzanie towarów z zagranicy.