Referendum z ubiegłej niedzieli może zatopić Grecję. Jednocześnie jednak wzmacnia europejskich radykałów i antysystemowców, którzy kwestionują politykę cięć i integrację unijną w jej obecnym kształcie.
Bez względu na wynik rozmów o pomocy dla Grecji dla radykałów nastały dobre czasy. – Demokracja zwyciężyła – grzmiał po ogłoszeniu wyników referendum Pablo Iglesias – lider największego hiszpańskiego ugrupowania lewicujących aktywistów Podemos.
W przeciwieństwie do Syrizy, która krążyła gdzieś na marginesie greckiej polityki od lat, aktywiści Podemos w marcu świętowali pierwszą rocznicę powołania swojej organizacji do życia. Poza metryką jednak niewiele różni te ugrupowania: hiszpański ruch, podobnie jak Syriza, ma właściwie jednen cel – zrzucić z kraju jarzmo oszczędnościowej polityki zaaplikowanej przez Brukselę. Ruch idzie jak burza: w majowych wyborach lokalnych na Półwyspie Iberyjskim Podemos zdobył ponad 20 proc. głosów. Występujący pod egidą partii (ale i niezależnych komitetów obywatelskich, których wysyp widzieliśmy też w listopadowych wyborach lokalnych w Polsce) aktywiści przechwycili władzę w największych metropoliach kraju.
Ta siła, nawet jeśli niezorganizowana, nie ukrywa swoich sympatii. Głosowanie na „nie” w Grecji otwarcie poparło sześć lewicowych ugrupowań hiszpańskich – od Podemos po Ahora Madrid, luźną „platformę obywateli” , która kilka tygodni temu wprowadziła się do ratusza w stolicy. – Myślimy, że Grecy powinni być odważni, że powinni stanąć po stronie „nie” – komentowała Rommy Arce, radna z Madrytu, tuż przed głosowaniem. – Nikt, kto wierzy w demokrację, nie może kontestować wyników tego referendum – uzupełniała już po głosowaniu jej szefowa, burmistrz Madrytu Manuela Carmena. – Rządźmy, słuchając! – wzywała.
Dwa „bratnie” ugrupowania stworzyły model – program skoncentrowany na walce z oszczędnościami, emocjonalna retoryka plus luźna struktura – który teraz chce importować cała Europa. W tym samym czasie, gdy Hiszpanie zakładali Podemos, Włosi sformowali partię L’Altra Europa (pełna nazwa: L’Altra Europa con Tsipras, Inna Europa z Tsiprasem). Byłaby to ciekawostka, gdyby nie fakt, że już kilka miesięcy później partyjka wprowadziła do Parlamentu Europejskiego trzech eurodeputowanych. Na tej samej fali płynie Ruch Pięciu Gwiazd, założony przez ekstrawaganckiego byłego komika Beppe Grillo. Pierwsza formacja wysłała do Aten „delegację” dwustu aktywistów, którzy uczestniczyli w wiecach Syrizy. Politycy drugiej zapiali ze szczęścia po ogłoszeniu wyników referendum, a Filippo Nogarin – burmistrz Livorno z ramienia Pięciu Gwiazd – wciągnął na maszt przed ratuszem grecką flagę.
Podobnie nad Balatonem. – Odwaga i sukces Greków powinny wzmocnić i zainspirować nas na Węgrzech. Potrzebujemy węgierskiej Syrizy i jestem pewien, że przy determinacji i pracy jesteśmy w stanie obrócić Węgierską Partię Lewicy (Balpart) w dominującą siłę po tej stronie sceny politycznej – zagrzewał w ogłoszonym kilka dni temu apelu polityk Balpart Szilard Kalmar.
Na fali chcą popłynąć również znane już, choć w ostatnich latach mało aktywne partie. – Tu chodzi o kryzys mieszkalnictwa, utratę dochodów, zakumulowany wpływ środków oszczędnościowych, sprzeciw wobec prywatyzacji, o głębokie obawy dotyczące losu surowców naturalnych – mówił z kolei kilka miesięcy temu jeden z liderów irlandzkiego Aliansu Ludzie przed Zyskami Richard Boyd Barrett. Alians powstał w 2005 r. jako partia mająca scalić irlandzką lewicę, a przynajmniej jej socjalistyczne i komunistyczne środowiska. Ale wiatr w żagle złapał dopiero wiosną tego roku, gdy Barrett zaangażował się w protesty dotyczące podwyżek cen wody. Irlandczyk nie miał wątpliwości, jakim tropem należy podążać. – To jak w przypadku Syrizy czy Podemos: chodzi o masową mobilizację, a nie charyzmatycznych liderów – dowodził.
W podobny sposób myślą portugalscy socjaliści. – Sukces Syrizy dowodzi, że polityka oszczędności jest błędna i dzieli Europę – kwitował ich lider Antonio Costa. W Atenach pojawili się ostatnio nawet Niemcy. „Zaczynamy od Grecji. Zmieniamy Europę” – napisali na transparentach goście z Die Linke.
Nawet Marine Le Pen, szefowa francuskiego Frontu Narodowego, choć jest na przeciwnym biegunie politycznym do greckiego premiera, nie kryła radości z greckiego referendum. – To „nie” Greków musi utorować drogę dla zdrowego nowego podejścia – skwitowała.
Satysfakcji nie kryła też nowo wybrana szefowa Alternatywy dla Niemiec (AfD) Frauke Petry czy lider brytyjskich niepodległościowców z UK Party Nigel Farage.
– Projekt UE umiera – triumfował ten ostatni. I choć informacje o śmierci UE mogą okazać się przedwczesne, to nie ma wątpliwości, że tłum chętnych do jej uśmiercenia nie wróży pacjentowi dobrze.