Po wyborach prezydenckich padł mit, że młodzi nie chodzą na wybory. Tym razem wielu poszło i unieważniło wcześniejsze prognozy. Jeśli pójdą jesienią, mogą unieważnić dotychczasowe podziały polityczne i zdemolować istniejący układ władzy.

Partie już zdały sobie z tego sprawę. Teraz specjaliści od marketingu politycznego główkują, co młodym obiecać, żeby głosowali właśnie na ich ugrupowanie.Próby refleksji, jacy ci młodzi są, co ich – prócz wieku – łączy, a co dzieli,na razie nie dostrzegam. Jeśli do takiego przyjrzenia się ich aspiracjom oraz, różnym przecież, interesom grupowym nie dojdzie, będziemy mieli do czynienia z partyjną licytacją na kiełbasę wyborczą, kto młodym da, a raczej tylko obieca, więcej. Wszystkim młodym, hurtem. Mogą się na to nabrać, ale wcale nie muszą.Na fali buntu młodych na szerokie polityczne wody usiłuje wypłynąć Nowoczesna PL Ryszarda Petru. Petru, do niedawna broniący liberalizmu, dziś go nie podkreśla. Mówi, że próbuje nie być liberalny, a nowoczesny i wyjść z podziału lewica – prawica. Deklaracja wygląda na przemyślaną, służyć ma raczej zamazaniu podziałów, niż rzetelnie o nich mówi. Petru liczy nawet na 20 proc. poparcia. Warto więc zapytać czyjego. Zwolenników nowoczesności? Bez uświadomienia sobie tych podziałów odpowiedzi udzielić jest trudniej. A tymczasem te podziały są ważne, i to dla samych młodych. Niekoniecznie bowiem wszyscy młodzi zwolennicy nowoczesności dostrzegą w programie Nowoczesnej PL szansę dla siebie.To normalne, ani Kukiz, ani Petru nie reprezentują wszystkich młodych. Powinni jednak uczciwie mówić, do kogo adresują swój program. Bo że do „oburzonych”,to trochę mało. Oburzenie łączy wielu, wspólny wróg łączy często.Potem jednak okazuje się, że dzielą sprzeczne interesy. Młody rolnik, który„wyciska brukselkę” i ciągle nie musi płacić podatku dochodowego, choć jego gospodarstwo dobrze prosperuje,oburza się dziś tak samo, jak młody dostawca pizzy z dyplomem magistra zatrudniony na umowie-zleceniu. I pracownik korporacji obciążony hipotecznym kredytem we frankach. Którego z nich reprezentuje Kukiz, a którego Petru? A może żaden?Dopóki Paweł Kukiz będzie mówił tylko o JOW-ach (jednomandatowych okręgach wyborczych) i nie sformułuje choćby cienia programu, pod swoje sztandary może skrzyknąć wielu.Idąc jednak po władzę, czyli startując w wyborach parlamentarnych,będzie musiał w końcu o programie pomyśleć. Wtedy się okaże, że nie dla wszystkich młodych może on być atrakcyjny. To normalne.Na razie Kukiz własnego programu nie ma, a o stowarzyszeniu Petru mówi złośliwie, że reprezentuje interesy zagranicznych korporacjii banków.

Sądząc po twarzach osób zgromadzonych na Torwarze,nie tylko. Niektóre z nich są znane, to ludzie, o których można powiedzieć,że osiągnęli sukces, na przykład w biznesie.W dalszej ekspansji przeszkadza im państwo, obecnie utożsamiane z Platformą Obywatelską.To przykład szefa firmy, która konkuruje z Pocztą Polską i ma do rząd użal, że ten ciągle chroni jej monopol.Hamuje postęp, jest nienowoczesny.Zarzuty są jak najbardziej prawdziwe,państwo rzeczywiście próbuje monopolistę wspierać. Głównie ze strachu przed tym, by prawie 100 tys.pracowników poczty nie znalazło sięna bruku. Ci pracownicy narzekają wprawdzie na niskie płace, ale ciągle cieszą się etatami. U prywatnego konkurenta taka forma zatrudnienia uważana jest za przestarzałą, nienowoczesną.Tam się jej nie stosuje.Czy każdy młody woli być nowoczesny i wybierze umowę-zlecenie zamiast przestarzałej, ale bardziej stabilnej formy zatrudnienia? To nie są proste pytania i różne są na nie odpowiedzi.Nowocześniejsza firma może świadczyć tańsze usługi klientom,będąc jednocześnie gorszym pracodawcą dla swoich pracowników. Może przynosić większe zyski właścicielom,niekoniecznie jednak dzieląc się nimi z pracownikami. Niektórzy młodzi oburzeni bardziej podzielą racje dynamicznego szefa nowoczesnej firmy, zwłaszcza ci, którzy dostrzegają szanse bycia podobnym prezesem. Większość jednak będzie tylko pracownikami, jeśli w ogóle znajdą robotę.Bardzo wielu młodych oburzonych właśnie dlatego się oburza. A badania pokazują, że ludzie ciągle wolą pracować na państwowym niż w bardziej nowoczesnych firmach prywatnych.Nowoczesność przestaje nam się, zwłaszcza po kryzysie, kojarzyć z wyższą jakością życia. Raczej z kompletnym brakiem stabilności. Mamy problem. Młodym nowoczesnym brakuje bardzo tradycyjnie rozumianego poczucia bezpieczeństwa. Rzetelna rozmowa, jak temu zaradzić, jest o wiele bardziej potrzebna niż kolejne porcje kiełbasy wyborczej, od której wszyscy wkrótce dostaniemy niestrawności.