Przed sądem w Lueneburgu w Niemczech rozpoczął się proces 93-letniego Oskara Groeninga - byłego strażnika z Auschwitz. Mężczyzna oskarżony jest o pomoc w zabójstwie 300 tysięcy węgierskich Żydów, którzy trafili do obozu w 1944 roku.

Podczas pierwszej, ponad pięciogodzinnej rozprawy, Groening mówił o okolicznościach w jakich wstąpił do SS i skierowaniu do służby w Auschwitz. Przed sądem przekonywał, że nazwa ta nic mu wówczas nie mówiła i nie wiedział, że jest to miejsce masowej zagłady. Groening zeznał, że gdy zorientował się co dzieję się w Birkenau, był wstrząśnięty.

Zapewniał, że wielokrotnie prosił o przeniesienie z Auschwitz na front, co stało się dopiero pod koniec 1944 roku.

Podczas rozprawy, na której obecnych było także kilkoro ocalonych z Auschwitz, Groening przyznawał, że ponosi moralną odpowiedzialność za zbrodnie nazistów. Zapewniał jednak, że sam nigdy nie brał udziału w zagładzie więźniów Auschwitz. Jak mówił, był jedynie księgowym, którego zadaniem było zarządzanie pieniędzmi odebranymi osobom przybywającym do obozu.

Jedna z ocalonych, a zarazem oskarżycielka posiłkowa Hedi Boehm, powiedziała Polskiemu Radiu, że jest za późno na skruchę ze strony Groeninga. Człowieczeństwo potrzebne było wtedy, w młodości, kiedy miało to znaczenie - mówiła. Także drugi z oskarżycieli posiłkowych Max Eisen sceptycznie podszedł do słów oskarżonego. W rozmowie z Polskim Radiem mówił, że to słabe wytłumaczenia.

Sprawa Groeninga ma być prowadzona do lipca, ale nie wykluczone, że potrwa dłużej. Pierwszą rozprawę trzeba było zakończyć szybciej niż planowano, bo 93-letni oskarżony miał coraz większe trudności z odpowiadaniem na pytania. Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mecenas Thomas Walter oceniał jednak, że fakt, iż Groening w ogóle odpowiada na pytania, jest dobrym sygnałem dla przebiegu całego procesu. Walter przypomniał postępowanie w sprawie innego obozowego strażnika, Johna Demjaniuka, który w ogóle nie odzywał się przed sądem.

Oskar Groening w latach osiemdziesiątych stawał już przed wymiarem sprawiedliwości, ale nie dopatrzono się wówczas indywidualnej winy. W ostatnich latach w Niemczech zmieniło się jednak prawne podejście do byłych strażników. Teraz do oskarżania wystarczy sam fakt służby w obozie. Potencjalnych oskarżonych jest jednak coraz mniej. Zdecydowana większość esesmanów z Auschwitz nigdy nie została pociągnięta do odpowiedzialności.