Durczok rządzi "Faktami" żelazną ręką. Często nie przebiera w słowach. Ale część ludzi się Durczoka po prostu boi" - czytamy w najnowszym wydaniu Newsweeka.

W dzisiejszym Newsweeku możemy przeczytać wypowiedzi współpracowników Kamila Durczoka. - Aby porozmawiać z Kamilem Durczokiem trzeba było najpierw pójść do jego zastępcy, Grzegorza Jędrzejowskiego i spytać czy można wejść, jaki ma humor. Potrafił wpaść w szał, jeśli dostał przed emisją długopis innego koloru, niż sobie życzył. Pycha posunięta do granic absurdu - komentują dziennikarze w artykule.

-Wszystko kręciło się wokół jego kaprysów i humorów. Czołgał ludzi, upokarzał, czy molestował nie wiem - informuje kolejny z dziennikarz. - Rzucał kartkami, wyzywał od debili. Robił, co chciał. Był dla "Faktów" kimś takim, jak Jarosław Kaczyński dla PiS. Przekonany, że jest lepszy, mądrzejszy, że wszystko mu wolno - czytamy dalej w artykule.

W przesłanym do redakcji ogólnopolskich dzienników oświadczeniu Durczok stwierdza, że wszystkie negatywne reakcje wokół jego osoby zostały wywołane publikacjami i atakiem tygodnika Wprost. Durczok poinformował także, że do sądów skierowane będą stosowne pozwy, a do prokuratury odpowiednie zawiadomienia.

Pełnomocnik Durczoka Jacek Dubois potwierdził dziś w roowie z serwisem gazeta.pl, że pozwów będzie sporo, a ich składanie będzie procesem wielotygodniowym. Nie chciał jednak zdradzić ani personaliów pozwanych, ani innych szczegółów dotyczących pism. - Nie będę informował moich przeciwników o szczegółach moich działań"- czytamy na gazeta.pl.

Źródło: Media

Oprac. T.J.