- Przywrócę swój honor - mówił w TVN24 Zbigniew Girzyński. Poseł PiS zrezygnował wczoraj z członków klubie i partii Prawo i Sprawiedliwość, po tym jak media ujawniły, że jego nazwisko widnieje wśród tych, którzy muszą wytłumaczyć się z rozliczania zagranicznych podróży.

W środę zakończył się audyt poselskich podróży, jaki przeprowadziła Kancelaria Sejmu po ujawnieniu "afery madryckiej". Wyniki zostaną upublicznione w przyszłym tygodniu. Wiadomo jednak, że na liście osób, które muszą złożyć wyjaśnienia znalazł się Zbigniew Girzyński.

Polityk w oświadczeniu napisał: "Przepraszam wszystkich, których mogłem zawieść". Zastrzegł jednak, że "nie ma sobie nic do zarzucenia" jeśli chodzi o aktywność i pracę na forum Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.

Zbigniew Girzyński stwierdził jednocześnie, że w mediach krąży wiele mitów dotyczących rozliczania tzw. "kilometrówki" przez posłów. Polityk napisał, że 6 lat temu Sejm zrezygnował z tego rozwiązania. Jak precyzuje, wprowadzono tzw. ryczałt samolotowy, polegający na tym, że poseł odbywający podróż służbową może dostać bilet na samolot zakupiony przez Kancelarię Sejmu albo jego równowartość. "Konsekwencją tego stało się zwolnienie podróżującego z obowiązku odbywania podróży samochodem, jedynym obowiązkiem jest natomiast obecność osoby odbywającej podróż służbową w miejscu oddelegowania" - podkreślił Zbigniew Girzyński.

Dziś w TVN24 tłumaczył, że wybrał ekwiwalent i kupił bilet na samolot samodzielnie, bo woli tak podróżować. Dodał, że nie kupował za publiczne pieniądze biletu lotniczego, kiedy wraz z matką udał się do Paryża, gdzie odbywało się posiedzenie komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.

Według niego zarzut wyłudzenia jest nietrafiony i z każdym, kto będzie go formułował pod jego adresem, spotka się w sądzie.

- Przywrócę swój honor. Nie mam sobie nic do zarzucenia, nie zawaliłem - oświadczył.