Rosja, mimo kompromitacji separatystów po zestrzeleniu boeinga, nadal wzmacnia rebeliantów zestawami rakietowymi. Kijów zamyka pierścień wokół Doniecka i Ługańska, a sam pogrąża się w kryzysie politycznym

Ukraina weszła w okres kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi, które najprawdopodobniej odbędą się w ostatnią niedzielę października. Wbrew założeniom partie rządzące pogrążyły się jednak w sporach, których jedynym beneficjentem może się okazać Rosja. Kryzys polityczny rozgorzał w momencie, gdy Stany Zjednoczone rozważają dozbrojenie Ukrainy i szersze dzielenie się wiedzą wywiadowczą. Waszyngton jest przekonany, że w najbliższych dniach będziemy świadkami wzmocnienia separatystów sprzętem ze strony Rosji. W tym zestawami rakietowymi, za pomocą których można razić duże zgrupowania wojsk.

Upadek koalicji był zaplanowany. Żądanie skrócenia kadencji parlamentu, wybranego w 2012 r. z naruszeniem prawa jeszcze w czasach rządów prezydenta Wiktora Janukowycza, było jednym z głównych żądań protestującego Majdanu. Zgodnie z prawem jednak Rada Najwyższa nie może się samorozwiązać. Aby prezydent Petro Poroszenko mógł rozpisać nowe wybory, musiało dojść do rozpadu koalicji i obecnego „rządu kamikadze”, jak go nazywał premier Arsenij Jaceniuk.

Do tego właśnie doszło, gdy proprezydencki UDAR Witalija Kliczki i nacjonalistyczna Swoboda Ołeha Tiahnyboka ogłosiły zerwanie sojuszu. Jednocześnie głosami posłów tych ugrupowań odrzucono niepopularne społecznie ustawy, m.in. ograniczające wydatki socjalne i podwyższające podatki, w tym akcyzowy. Pozyskane w ten sposób środki miały iść na sfinansowanie coraz skuteczniejszej ostatnio rozprawy z separatystami w Zagłębiu Donieckim.

Zbulwersowany premier Jaceniuk, przedstawiciel Batkiwszczyny Julii Tymoszenko, ogłosił swoją dymisję i w emocjonalnym przemówieniu oskarżył do niedawna koalicyjnych partnerów o działanie antypaństwowe. Wydał też postanowienie, zgodnie z którym do czasu powołania nowego premiera funkcję szefa rządu ma wypełniać wicepremier Wołodymyr Hrojsman, człowiek Poroszenki, raczej administrator niż polityk.

Decyzję Jaceniuka trudno uznać za propaństwową. To raczej przykład dobrze znanego, zarówno z czasów rządów pomarańczowych, jak i Janukowycza, ukraińskiego nihilizmu prawnego: z jednej strony Jaceniuk nie miał prawa podjąć takiej decyzji (dotyczącej Hrojsmana), ponieważ dymisję premiera musi jeszcze przyjąć parlament. Z drugiej zaś strony zgodnie z prawem pod ewentualną nieobecność premiera powinien go zastępować inny wicepremier Ołeksandr Sycz ze Swobody, ostrożnie opozycyjnej wobec Poroszenki.

Sondaże dają zdecydowaną przewagę partiom do niedawna tworzącym rząd. Pierwsze miejsce zajęłaby wprawdzie populistyczna Partia Radykalna Ołeha Laszki (22 proc.), ale UDAR, Batkiwszczyna, prezydencka Solidarność i liberalna Pozycja Obywatelska uzyskałyby po kilkanaście procent głosów, co pozwoliłoby im między sobą rozstrzygnąć losy koalicji.

Spośród partii dawnej janukowyczowskiej koalicji do parlamentu z 5-proc. poparciem przedostałaby się jedynie Silna Ukraina byłego wicepremiera Serhija Tihipki. Partia Regionów (PR) i komuniści – według Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii – nie mają na to szans, nie bez podstaw oskarżane o sprzyjanie prorosyjskiemu separatyzmowi. Ten zarzut dotyczy Komunistycznej Partii Ukrainy jako całości i pojedynczych polityków PR z Doniecka i Ługańska.

Przesilenie polityczne zdarzyło się nieszczęśliwie w momencie, gdy Ukraińcy zaczęli zdobywać przewagę nad separatystami. Po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga Kijów dostał dorozumiane pozwolenie na pacyfikację rebelii. Sami separatyści stracili szansę na to, by zostać uznanymi za stronę w rozmowach z rządem ukraińskim. Walczyła o to na arenie międzynarodowej Rosja. Skłaniały się do tego Niemcy.

Separatyści obecnie próbują uderzać w wizerunek oddziałów ukraińskich biorących udział w walkach o Donieck i Ługańsk. Wczoraj pojawiły się doniesienia, że ich czołgi oznaczone barwami ukraińskimi ostrzeliwały zamieszkane przez cywilów osiedla w Doniecku. Po krótkiej przerwie związanej z katastrofą malezyjskiej maszyny zaktywizowała się również Rosja. Przez kilkudziesięciokilometrowy odcinek granicy w obwodzie ługańskim ponownie dostarczana jest broń dla separatystów i wzmacniane są ich kadry.

Z kolei Ukraińcy w ramach współpracy wojskowej z USA mają otrzymywać bieżące dane na temat położenia separatystycznych baterii rakiet. Jak pisze „New York Times”, na ich podstawie ma ruszyć kampania precyzyjnych uderzeń w ten typ broni. W tej chwili Waszyngton w ograniczonym stopniu dzieli się informacjami wywiadowczymi z Ukrainą (są to m.in. zdjęcia satelitarne pokazujące ruchy wojsk rosyjskich przy granicy z Donbasem i przepływ broni z Rosji do rebeliantów). Jak pisze „NYT”, nie są to jednak dane podawane w czasie rzeczywistym. Post factum mają one dla Ukraińców znaczenie drugorzędne. W nowej wersji współpracy wywiadowczej ma dojść do przekazywania danych bieżących (pomysł czeka na zatwierdzenie przez Biały Dom).

Silniejsze zaangażowanie wywiadowcze ze strony USA w wojnę ukraińsko-rosyjską jest postrzegane przez administrację Baracka Obamy jako argument dla państw bałtyckich, Polski i Rumunii, które domagają się od Ameryki większego zaangażowania na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO. Technicznie informowanie Ukraińców o położeniu transportów z bronią dla rebeliantów jest banalnym zadaniem (obecnie w ten sposób Amerykanie informują rząd w Bagdadzie o ruchach sił Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu). Biały Dom obawia się jednak, czy Ukraińcy będą w stanie te dane właściwie wykorzystać. I czy uderzając w transporty z rosyjskim uzbrojeniem, nie dadzą Moskwie pretekstu do rozpoczęcia inwazji.

Do tej pory Amerykanie przekazali Ukrainie pomoc wojskową wartą 33 mln dol. Nie była to jednak broń, tylko np. gogle noktowizyjne, sprzęt saperski, radiostacje. Oprócz wsparcia wywiadowczego obecnie jest rozważane również przekazywanie armii ukraińskiej broni.